Ten kierowca jest szalony. Policja kontroluje go co miesiąc. To nadal za mało
Kierowca Hyundaia i30 jest niestabilny jak ceny dolara Zimbabwe. Policja chyba musi to zauważać, ale wygląda na to, że niewiele sobie z tego robi.
Są takie nagrania z niebezpiecznych sytuacji drogowych, kiedy myślę sobie „nie popieram, ale rozumiem”. Rozumiem, że ktoś może wyprzedzać i źle wymierzyć odległość. Rozumiem, że się spieszy albo nie ma ochoty stać w korku i omija go pasem do skrętu. Rozumiem, że dodał gazu zamiast hamować i przejechał na czerwonym świetle. To zachowania, których dopuszczać się nie należy. Ale mieści mi się w głowie, że ktoś zrobił inaczej.
Kierowcy tego Hyundaia jednak nie rozumiem
Na filmie z kanału „Bandyci Drogowi” widać, że dostał ataku wściekłości po prostu dlatego, że ruch drogowy istnieje. Ruszył spod świateł na ulicy Fordońskiej w Bydgoszczy (czy to ulica nazwana na cześć marki z błękitnym owalem w logo?) agresywnie, mimo że przed nim jechały inne auta - tak, jak to zwykle bywa w mieście. Był wyraźnie wściekły, że nie wyparowały, nie zniknęły z jego drogi. Siedział na zderzaku poruszającej się przed nim Skody, a gdy jej kierowca zjechał na prawy pas, agresor z Hyundaia usiłował zepchnąć go z drogi. Dlaczego? Za co? Chyba za to, że człowiek po prostu chciał dojechać tam, gdzie potrzebuje.
Trudno mi to zrozumieć, bo to tak, jakby być wściekłym na słońce, że świeci. Obawiam się, że mamy tu do czynienia z wybitnie niestabilnym psychicznie kierowcą. Jeździ jak szalony, wciąż żyje w wielkim napięciu, stwarza zagrożenie. Pojawia się pytanie: gdzie jest policja?
Jest, ale…
Jak sprawdził autor kanału „Bandyci Drogowi”, kierowca Hyundaia był kontrolowany przez policję mniej więcej co miesiąc. Widać to po liczbie odczytów stanu licznika pojazdu, odnotowanych na rządowej stronie. Ja nie miałem w całym życiu tylu policyjnych kontroli, co gość z i30 przez rok. Dlaczego? Mimo że naprawdę dużo jeździ (nawet kilka tysięcy kilometrów miesięcznie - targety ewidentnie gonią i stresują) trudno mi sobie wyobrazić, że miał pecha i akurat trafiał na funkcjonariuszy, którym się nudziło. Zwłaszcza że jeździ Hyundaiem przezroczystym jak woda w szklance, a nie zielonym BMW z głośnym wydechem, które faktycznie mogłoby wzbudzać zainteresowanie policji.
Czyli kierowca Hyundaia musi podpadać. Pewnie czasem dostaje jakiś mandat, a czasem pouczenie. Chyba nie zgromadził jeszcze, jakimś cudem, kompletu punktów karnych - chociaż oczywiście nie wiadomo, czy nie jeździ bez prawa jazdy. Dziwne. Obawiam się, że nie powinien być kierowcą. Może kiedyś się doigra. Oby wcześniej nie stało się nic złego. Policja i tak ma już robotę z szukaniem zbiegów…