Kupujemy w Polsce więcej samochodów elektrycznych niż diesli, czyli gwizdek do odstraszania słoni
Po raz w pierwszy w Polsce w skali miesiąca kupiliśmy więcej samochodów elektrycznych niż diesli. Czy to dlatego, że przestaliśmy kochać silniki spalinowe i zapałaliśmy miłością do elektryczności?

Jakub Wiech ogłosił na swoim Twitterze, że oto osiągnęliśmy kamień milowy w rozwoju elektromobilności w Polsce. Konkretnie to taki, że w jednym miesiącu kupiliśmy więcej samochodów elektrycznych niż takich z silnikiem Diesla. A jeszcze bardziej konkretnie – różnica wynosi 237 samochodów przy skali 3814 sprzedanych „elektryków” i 3577 diesli. Dane dotyczą lipca 2025.
Zastanówmy się, dlaczego tak się dzieje
Czy to może jest tak, że klient wchodzi do salonu pełnego diesli, gdzie na jego smutnym końcu stoi mały, szary samochód elektryczny trzy razy droższy niż wypasiony diesel, ale ten świadomy ekologicznie klient wybiera właśnie EV? Nie, to chyba nie to. Obstawiam, że powód jest taki: dostępność silników Diesla w samochodach w ostatnich latach gwałtownie spadła. Modele, które „stały dieslem” przez wiele lat – zniknęły. Nie ma już diesli w segmencie aut miejskich, z trudem znajdziemy je w autach kompaktowych i crossoverach. To nie znaczy, że ich nie ma, bo na przykład Stellantis trzyma się tego typu zasilania i można mieć na przykład Citroena C5 Aircross czy Alfę Romeo Tonale z silnikiem wysokoprężnym. Z dieslem występują też rozliczne duże SUV-y i auta dostawcze, ale one nie robią „wolumenu”, bo trzonem sprzedaży w Polsce są hybrydy. Miesięcznie sprzedaje się ich ponad 20 tysięcy – hybrydy to po prostu nowe diesle.
Dobry wynik samochodów elektrycznych to wynik połączenia agresywnego marketingu z państwowymi dopłatami
30 tys. zł zwrotu dla każdego bez skomplikowanych warunków – to na pewno ma wpływ na sprzedaż, zwłaszcza w przypadku firm. Normy emisji dla flot korporacyjnych też zachęcają do wybierania zielonych tablic. Reklamy przekonujące do bezemisyjnej motoryzacji, prezentowanie tych samochodów na froncie salonów sprzedaży, wypełnianie nimi gam modelowych w miejsce aut spalinowych, a wreszcie ofensywa producentów chińskich, która zachęca ludzi lubiących efekt nowości – to działa, ale zwracam uwagę że nadal auta zasilane paliwami kopalnymi to jakieś 90 procent sprzedaży. Mimo ogromnych nakładów i znacznego obniżania cen „elektryków” przez producentów, wciąż daleko nam do przestawienia się na model norweski, który przecież czeka nas już chcąc-niechcąc za 10 lat. Nie powiedziałbym więc, że wyprzedzenie diesli, będących w odwrocie od 10 lat, w dodatku napędzane państwową forsą, to jakiś wielki sukces na polu elektromobilności. Samych hybryd sprzedało się w lipcu ponad 22 tysiące, a aut czysto benzynowych ponad 15 tysięcy sztuk.
Na koniec jeszcze tylko dowcip
Na nadmorskim deptaku facet podbiega do spacerującej rodziny:
- panie, kup pan ten gwizdek do odstraszania słoni!
- a na co mi gwizdek do odstraszania słoni?
Sprzedawca gwiżdże z całej siły.
- widzisz pan tu jakieś słonie?
- no nie
- NO, CZYLI DZIAŁA!
Podobnie jest z tymi dieslami. Żadnych za bardzo wokoło nie ma, więc gwizdanie w gwizdek z napisem „elektryki zwyciężają nad dieslami” wydaje mi się trochę śmieszne. Jak zwyciężą z benzynowymi, to będzie coś.
zdjęcie główne - Pixabay, Bisakha Datta