REKLAMA

Widziałem na żywo samochód Seres 5. Ma ponad 1000 km zasięgu, ale...

Nowy Seres 5 zadebiutuje w Polsce w przyszłym roku. Będzie miał kilka wersji silnikowych – z których najmocniejsza zaoferuje osiągi na poziomie Porsche Taycana.

seres 5
REKLAMA
REKLAMA

Marka Seres to kalifornijsko-chińskie przedsiębiorstwo, które w Polsce jest sprzedawane za pośrednictwem firmy zarejestrowanej na Litwie. Do tej pory w ofercie miała już niedużego crossovera o mało ekscytującej nazwie „3”. Teraz do „Trójki” dochodzi „Piątka”. Na niektórych rynkach nowy model jest już dostępny. W Polsce pojawi się w przyszłym roku, ale mogłem go już obejrzeć. Póki co tylko, gdy stał, na Kongresie Nowej Mobilności w Łodzi. W zeszłym roku Seres też się tam wystawiał – i właśnie wtedy jeździłem modelem 3. Teraz wsiadłem do 5.

Seres 5 to spore auto, mierzące 4,7 m

seres 5

Ma podobne wymiary, co Ford Mustang Mach-E. Wystarczy zresztą rzut oka na Seresa, by zauważyć, że to chyba właśnie Fordem inspirowali się projektanci. Linia nadwozia jest podobna, a z przodu Seres wygląda jak mieszanka elektrycznego Mustanga z Teslą. Przód uważam zresztą za najsłabszy „punkt programu”, bo wygląda wyjątkowo nijako. Tył z podświetlaną nazwą marki prezentuje się za to o wiele ciekawiej. Seres 5 na pewno zyskałby dużo w ciekawszym odcieniu lakieru. Czarny egzemplarz stojący w niezbyt dobrze oświetlonej hali nie robił szczególnie dużego wrażenia. Może czerwony byłby lepszy?

We wnętrzu całość też wygląda znajomo

Trochę wspomnianego Mustanga, trochę Tesli – takie skojarzenia przyszły mi do głowy, gdy wsiadłem do wnętrza Seresa. Głównym elementem kokpitu jest gigantyczny ekran dotykowy. Wydaje się łatwy w obsłudze, poza tym przy tym rozmiarze rzeczywiście łatwo trafić we wszystkie potrzebne ikonki.

Nie zabrakło oczywiście cyfrowych zegarów, ale oprócz tych dwóch elementów, we wnętrzu umieszczono jeszcze tylko kierownicę i przyciski do wybierania kierunku jazdy. Minimalistycznie.

Z tyłu jest sporo miejsca… a kanapa jest wyjątkowo miękka

Seres 5 pozwala poczuć się, jak po obiedzie u babci. Tylna kanapa jest miękka, więc po długim chodzeniu po Kongresie od razu zrobiło mi się tam przyjemnie. Miejsca jest wystarczająco – również na głowę, mimo opadającej linii dachu.

Wróćmy jednak za kierownicę. Na cyfrowych zegarach pokazuje się zasięg. „O, to ponad 500 kilometrów, a przecież auto nie jest naładowane do pełna” – zwróciłem uwagę panu z obsługi stoiska. Byłem pod wrażeniem. Tyle że Seres 5 w tej wersji nie jest typowym autem elektrycznym.

To model ze spalinowym range extenderem

seres 5

Łącznie około 1000 kilometrów – tyle przejedzie Seres 5 w tej wersji. Silnik elektryczny zyskuje zasięg nie tylko „z kabla”, ale i poprzez silnik spalinowy. Ten drugi ma pojemność 1.5 i nie napędza kół, tylko pracuje, by ładować „elektryka”. Moc systemowa wynosi tu 550 KM, a przyspieszenie do setki zajmuje 4,7 s. Na pozór, połączenie motoru elektrycznego ze spalinowym jest idealne, bo wóz dużo jeździ nie wydzielając CO2, a w razie potrzeby można zatankować go w pięć minut, zamiast stać przy ładowarce. Niestety, taka kombinacja sprawia, że musimy rezygnować z większości przywilejów dla aut czysto elektrycznych, na czele z zielonymi tablicami rejestracyjnymi. Czyli trzeba stać w korku (zamiast lecieć buspasem) i płacić za parkowanie.

W ofercie będą też „zwykłe” wersje elektryczne. Słabsza dostanie napęd tylko na tył i moc 300 KM, mocniejsza – z akumulatorem 90 kWh – napęd AWD i osiągnie kosmiczne 650 KM. Taki Seres 5 będzie miał osiągi na poziomie Porsche Taycana.

REKLAMA

Ile może kosztować „Piątka”? Mówi się o cenie powyżej 300 tysięcy złotych za wersję bazową. Auto robi dobre wrażenie na żywo, jest miłe dla oka i nowoczesne, a do tego na pewno będzie szybkie. Co nie znaczy, że będzie mieć łatwo na rynku.

seres 5
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA