Za kierownicą najmocniejszego Renault Talismana sprawdzałem, dlaczego klasa średnia traci na popularności
Talisman to porządny wóz i właściwie nie ma zbyt wielu wad. Ale jego sprzedaż w Europie miewa się słabo. Postanowiłem sprawdzić, dlaczego. Chyba znalazłem główną przyczynę.
Renault nie ma szczęścia do modeli klasy średniej. Laguna drugiej generacji wcale nie była tak zła, jak głosi obiegowa opinia. Poliftingowa wersja 2.0 turbo to naprawdę przyzwoity, żwawy i trwały samochód. Ale awaryjność wersji 1.9 dCi sprzed liftingu sprawiła, że o Lagunie do dziś mawia się „Królowa Lawet”. Z taką opinią trudno walczyć o klienta.
Laguna III, mimo że była o niebo trwalsza i lepsza, nie zrobiła wielkiej kariery na rynku. Jej sprzedaż z roku na rok spadała, a dziś takie auto jest całkiem niezłą okazją z drugiej ręki. Opinia, którą wyrobiono sobie o poprzedniku, wpływa na ceny następcy.
Renault o tym wie.
Dlatego gdy w 2015 roku nadeszła pora na kolejną generację wozu klasy średniej, postanowiono odesłać Lagunę do lamusa. Nowy model dostał nową nazwę. Sięgnięto po nią głęboko do szuflady, pożyczając ją od koncepcyjnego modelu z 2001 roku. Tamten Talisman był trzydrzwiowym coupe z drzwiami otwieranymi jak w Mercedesie 300 SL Gullwing. Nowy to klasyczny sedan (już nie liftback, jak w Lagunie) i kombi.
Nowa nazwa na nowy początek. Czy to się udało?
Niestety, niezbyt. Owszem, Talisman robił (i robi do dzisiaj) wrażenie swoim wyglądem. Ale dziennikarze, którzy jeździli pierwszymi egzemplarzami, narzekali na jakość wykonania i spasowania tych aut. To bardzo zły początek dla auta, które miało wyznaczać nową jakość dla Renault.
Teraz, gdy Talisman jest mniej więcej w połowie swojej kariery rynkowej, można przyjrzeć się też jego sprzedaży. Rok 2016 zaowocował wynikiem 34 344 sztuk, które trafiły do klientów w Europie. Co prawda Passat sprzedał się wtedy prawie sześciokrotnie lepiej (206 tysięcy sztuk), ale ten wynik i tak był niezły w porównaniu z tym z 2018 r. Sprzedano wówczas tylko 19 784 Talismany.
Słabo. Lepiej sprzedają się nie tylko Passat, ale i Insignia (ponad 67 tys. aut w 2018 r.), Mondeo (49 tysięcy) czy nawet Mazda 6 (prawie 21 tys.).
Renault klasy średniej nie tylko kiepsko radzi sobie w walce z konkurencją z tego samego segmentu, ale i z autami, które są obecnie zmorą wszystkich sedanów i kombi: czyli z SUV-ami. Wystarczy wspomnieć, że w 2018 roku sprzedano w Europie prawie 100 tysięcy sztuk Renault Kadjara. Kadjar sprzedaje się więc pięć razy lepiej od Talismana. A od Kadjara dwa i pół razy popularniejszy jest Volkswagen Tiguan…
Ale czy Talisman nie jest po prostu niedoceniany?
Byłem bardzo ciekawy, czy propozycja Renault jest wyraźnie gorsza od konkurentów… czy po prostu ma pecha. No i nie mogłem się doczekać, aż zobaczę, czy po czterech latach od debiutu poprawiono jakość wykonania tego modelu.
Wersja, którą odebrałem do testu, to najmocniejszy i najszybszy Talisman, którego można kupić (1.8 TCe 225 KM) – w dodatku w prawie najlepiej wyposażonej wersji o nazwie S-Edition. Jeżeli taki egzemplarz nie zdoła przekonać mnie do tego modelu, to wtedy – jak mówi mój kolega – „będzie kaplica”.
Ale zdołał.
No cóż, muszę przyznać, że Talisman jest po prostu porządnym wozem. Mam zresztą wrażenie, że wszystkie auta segmentu D prezentują równy, wysoki poziom. Nie ma tu złych propozycji. Niektóre modele lepiej się prowadzą, inne mają lepiej zaprojektowane wnętrze… ale w gruncie rzeczy są do siebie dość podobne. W czym Talisman jest dobry, a w czym gorszy? Sprawdziłem to.
Wygląd: zdecydowanie na plus.
Nie lubię w testach rozpisywać się o wyglądzie samochodów, bo przecież wszystko widać na zdjęciach, a i tak każdy ma swój gust. To, co mnie się podoba, inni często nazywają okropnym: i odwrotnie. Ale do wyglądu Talismana trudno mieć jakieś uwagi. To po prostu ładnie narysowany, proporcjonalny sedan. Połączenie czarnego nadwozia z czarnymi felgami jest kontrowersyjne, a zimą gwarantuje problemy z utrzymaniem czystości… ale ma swój urok. Na pewno można powiedzieć, że nadwozie Talismana się nie zestarzało.
Jakość wykonania: miłe zaskoczenie.
Od początku testu kilku znajomych pytało mnie o to, jak Talisman jest wykonany. „Naprawdę jest tak źle?”, „Mocno trzeszczy?”. Sam wcześniej spodziewałem się czegoś naprawdę fatalnego.
Ale rzeczywistość miło mnie zaskoczyła. Już po kilku minutach zorientowałem się, że nic tu nie trzeszczy, nie odpada i nie skrzypi. Ale gdzieś z tyłu głowy ciągle miałem myśl, że to przecież owiany złą sławą Talisman, coś musi być z nim nie tak… Przez tydzień jeździłem więc tym samochodem po wybojach z wyłączonym radiem, a na postojach naciskałem kolanami, rękami i czym tylko się dało różne elementy kokpitu. No i co? No i nic: cisza. Najwyraźniej Renault wyciąga wnioski z dawnych wpadek.
Lubię też układ napędowy Talismana.
225-konny, benzynowy silnik 1.8 TCe ma całkiem „szlachetny” rodowód: można go znaleźć np. w cudownym Alpine A110 albo w bardzo dobrym Megane RS.
Z Talismana nie czyni samochodu sportowego ani nawet usportowionego. To nie jest konkurent dla wersji ST czy GT… gdyby takie istniały, bo mocnych aut klasy średniej robi się coraz mniej. Renault jest jednak szybkie (7,4 s do 100 km/h według danych technicznych) i zwinne. Silnik jest elastyczny i zapewnia przyspieszenie w każdym zakresie obrotów. Świetnie sprawdza się też skrzynia automatyczna EDC. Pamiętam, że kilka lat temu spadło na nią wiele gromów od testujących: ale teraz albo ją poprawiono, albo wyjątkowo „lubi się” z tym silnikiem. Nie szarpie, nie gubi się i ani nie przeciąga biegów bez potrzeby ani nie wrzuca zbyt wysokiego przy niskiej prędkości.
Spalanie wynosi 9 litrów przy spokojnej, miejskiej jeździe i 11 przy szybszej. To akceptowalne wartości, jak na taką moc. Polubiłem też prowadzenie Talismana, choć ze względu na skrętną tylną oś, trzeba się do niego przyzwyczaić. Podczas pierwszych kilometrów za kółkiem tego auta można pomyśleć, że auto jest nerwowe i niestabilne. Czasami – zwłaszcza na rondach – ma się wrażenie, że tył ucieka. Ale po jakimś czasie stwierdza się: „It's not a bug, it's a feature!”. Wtedy można zobaczyć, że Talismanem da się naprawdę szybko pokonywać zakręty, a on nie ma nic przeciwko.
Koniec tego dobrego: resorowanie jest do poprawy.
Nie wiem, na ile to kwestia aż 19-calowych obręczy, a na ile ustawień zawieszenia, ale Talisman jest męczący na nierównościach. Jest w nim twardo, a po przejechaniu każdej większej dziury zawieszenie głośno komentuje zaniedbania drogowców. Jest na tyle kiepsko, że któregoś razu pojechałem do domu okrężną drogą: byle tylko nie musieć pokonywać dziurawego odcinka. Pamiętajcie, że jeżdżę Fiestą ST, która jest według niektórych „nieakceptowalnie twarda”, według innych „ma zawieszenie jak z betonu”. A jednak to w Talismanie zacząłem narzekać.
Brakowało mi też miejsca nad głową z tyłu.
To prawdopodobnie kwestia opcjonalnego szklanego dachu: dlatego jeżeli ktoś zamierza wozić wyższych pasażerów z tyłu, musi odpuścić sobie oglądanie rozgwieżdżonego nieba.
Kolejną wadą jest przeciętne wyciszenie. W klasie średniej oczekiwałbym, żeby przy prędkościach autostradowych było ciszej. W Talismanie już przy 140 km/h trzeba podnosić głos z powodu szumu opływającego powietrza, opon i odgłosów z nadkoli.
Żadna z tych wad nie jest jednak dyskwalifikująca. Jeżeli zrezygnuje się z wielkich felg i szklanego dachu, powinno już być lepiej. Problem hałasu na autostradzie pozostanie: ale da się to Talismanowi wybaczyć.
Zwłaszcza że cena tak skonfigurowanego egzemplarza wynosi niemal równe 150 tysięcy złotych. Jak na 225 KM, automatyczną skrzynię biegów i bogate wyposażenie (świetne audio Bose, dobre reflektory LED, wygodne, pokryte skórą fotele, nawigacja, pakiet asystentów jazdy), to całkiem rozsądna propozycja. Ale klienci jakoś nie pchają się do salonów Renault drzwiami i oknami. Dlaczego?
Chyba znalazłem jedną z przyczyn.
Nie tyczy się to jednak tylko Talismana, ale i wielu jego konkurentów. Może to być jeden z powodów, dla których wozy segmentu D tracą na popularności na rzecz SUV-ów. Mam na myśli ich absurdalnie wielkie wymiary.
W powszechnym mniemaniu to SUV-y są za duże i nieporęczne w mieście. Ale większość popularnych modeli – takich jak Kadjar, Tiguan czy RAV4 – mają długość aut kompaktowych.
Tymczasem samochody klasy średniej okropnie się rozrosły.
Talisman mierzy 4848 mm. To już bardzo dużo, ale niektórzy jego konkurenci – jak Superb czy Insignia – są jeszcze dłużsi.
To naprawdę niewygodne. Nie mam w większości aut problemów z parkowaniem, zwłaszcza teraz, w dobie kamer i czujników. Tyle że Talisman jest po prostu nieco za duży na miasto. Trudno znaleźć mu miejsce, w które da się wjechać albo z którego by nie wystawał. W garażu podziemnym mojego bloku musiałem parkować na trzy razy.
Sądzicie, że przesadzam? Spójrzcie na to.
Aby udowodnić, że samochody niepotrzebnie się rozrosły, trochę pokręciłem się po mieście. Napotkałem kilka samochodów sprzed lat, o których w większości zawsze myślałem, że są bardzo długie: wręcz „za duże do miasta”. Tymczasem Talisman jest od nich dłuższy - nie tylko na oko, ale i według danych technicznych.
Na pierwszy ogień: niesławny poprzednik Talismana. Jego akurat nigdy nie uważałem za olbrzyma, ale zdecydowałem się go pokazać, by uwidocznić, jak bardzo samochody ostatnio urosły. Te wozy na długość dzieli ponad 30 centymetrów. Czy Laguna II była ciasna w środku? Niech wypowie się któryś z jej właścicieli, ale z tego co pamiętam, w środku niczego jej nie brakowało.
Alfa Romeo 166. To oczywiście samochód klasy wyższej, a nie średniej. Ale i tak jest krótszy od Talismana o 13 cm.
Dla porównania, Alfa 156. Wygląda przy Renault jak Punto.
BMW E39. Krótsze o 7 cm.
Mercedes „Okular” w wersji kombi też jest krótszy od Talismana. To zaskoczyło mnie najbardziej.
Zawsze uważałem Citroena C5 tej generacji w wersji kombi za olbrzymi wóz. Owszem, jest wielki… ale oczywiście Renault jest większe.
Niestety, z jakiegoś powodu „zwykli” producenci samochodów klasy średniej zaczęli utożsamiać wielkość samochodu z prestiżem. Wozy rosną, i to akurat w czasach, w których w miastach robi się coraz ciaśniej. Tymczasem producenci klasy premium nadal tworzą relatywnie niewielkie, zwarte modele (BMW 3, Audi A4, Mercedes C i inne). I akurat oni zwykle nie muszą martwić się o spadającą sprzedaż…