REKLAMA

Pytanie na niedzielę: wolisz nowy samochód, czy używany, ale lepiej wyposażony?

Chyba każdy zadał sobie kiedyś to pytanie: nowe auto prosto z salonu, czy może używane, ale za to tańsze albo lepiej wyposażone? I pewnie przy każdym kolejnym zakupie zadaje je ponownie.

pytanie na niedzielę
REKLAMA
REKLAMA

Oczywiście to pytanie jest zdecydowanie przerysowane. Można wprawdzie kupić Ferrari w cenie dobrze wyposażonego Superba, ale to raczej eksperyment myślowy niż realny dylemat.

Można jednak ten eksperyment myślowy urealnić. Po co kupować Superba, kiedy za te same pieniądze można mieć używaną klasę E od Mercedesa. Czy jest sens kupować Forda Kugę, gdy w jego cenie jest BMW X3, na dodatek z programu Premium Selection. Może zamiast Pandy lepiej byłoby kupić dużo wygodniejszą i bardziej przestronną klasę C. Albo zaszaleć i zamiast Dustera kupić... a nie, Dustera nikt nie ruszy.

Im starsze samochody używane, tym bardziej komiczne stają się te pary. Nowa Fabia z manualną klimatyzacją i słabszym niż 100 KM silnikiem, czy używane BMW 5 z trzylitrowym dieslem i wielokonturowymi fotelami? Dacia Sandero czy klasa S (tego akurat lepiej nie róbcie). I tak dalej, i tak dalej - z jednej strony luksus albo jego namiastka, z drugiej strony rozsądek i chłodna kalkulacja.

I wbrew pozorom takie Sandero nie musi być na przegranej pozycji w zestawieniu z klasą S czy BMW 5. Przy zakupie nowego samochodu kupujemy - w większości przypadków - coś, czego nie ma na liście opcji i w katalogu: święty spokój. Nie musimy się obawiać, że tuż po zakupie trzeba zrobić warty kilka (albo kilkanaście) tysięcy złotych pakiet serwisowy. Nie musimy się obawiać, że dwa miesiące po zakupie wymienić trzeba będzie jeden czy dwa wahacze, a po pół roku wyskoczy jeszcze coś innego. Przynajmniej w początkowym okresie eksploatacji skupiamy się na jeździe, laniu paliwa i okresowych przeglądach. A od poważniejszych problemów mamy w razie czego gwarancję.

A kiedy ta się skończy - też mamy względny spokój. Nowe auto przeważnie będzie niższej klasy niż używane za podobną kwotą, a co za tym idzie - ceny części i robocizny będą prawdopodobnie tańsze. Nie wspominając już o tym, że doskonale znamy historię takiego samochodu, więc możemy nawet w miarę dokładnie oszacować, co i kiedy się zużyje.

Używane oczywiście też mają czym się bronić. W podobnej, a często dużo niższej cenie, będą lepsze, większe, wygodniejsze, lepiej wyposażone, mocniejsze i szybsze. Starczy tylko przypomnieć, że jedno z najtańszych nowych aut w Polsce - Dacia Sandero, kosztuje bazowo 29 900 zł. I w nieco tylko wyższej cenie, jak opowiadał niedawno jeden z redakcyjnych kolegów, jego znajomy kupił ostatnio sensowne E60. A porównajmy oba samochody do siebie...

A koszty utrzymania? Owszem, będą wysokie. Ale zanim takim E60 (odpowiednio wyszukanym, nie pierwszym lepszym z okazji) dotrzemy cenowo do nawet kiepsko wyposażonych Octavii, minie naprawdę dużo czasu.

Wybór między nowym a używanym zdecydowanie nie jest więc łatwy.

Nowe czy używane - zdania w naszej redakcji są podzielone.

I to do tego stopnia, że niektórzy redaktorzy mają nawet... po dwie odpowiedzi. Jedni kupują tylko samochody używane. Inni wzdrygają się na myśl o czymkolwiek innym niż nówka. Jeszcze inni z kolei powyżej kwoty kilku tysięcy złotych nie kupiliby samochodu używanego - albo kupują grata, albo lecą do salonu po leasing (ok, zawsze kończy się na kupnie grata, ale logika jest).

Ja natomiast mam trochę bardziej pokrętne podejście. Kupuję zawsze Alfę 159 Staram się zawsze szukać używanych wśród samochodów, które byłbym sobie w stanie kupić jako nowe z salonu - biorąc pod uwagę zarówno gotówkę, jak i kredyt albo leasing. W ten sposób, przynajmniej teoretycznie, nie grozi mi wdepnięcie w koszty serwisowe wynikające z segmentu samochodu, które by mnie po prostu przerosły. I tak np. choć niesamowicie podoba mi się klasa E generacji W212, to prawdopodobnie nigdy się na nią nie skuszę - nie zarabiam aż tyle, żeby móc pójść do salonu Mercedesa, przejrzeć cennik i zamówić chociażby podstawową wersję. Za to jakaś klasa C (ok, nie ta z odnośnika) - już bardziej.

REKLAMA

Co do nowych natomiast - jasne, jest kilka samochodów, które budzą we mnie wystarczające emocje, żeby rozważać ich zakup jako nowych. Ale wizja wydania np. 120 tys. zł na kawałek metalu, plastiku i przewodów, na którym nigdy nie zarobię, a który w ciągu 10 lat straci kilkadziesiąt procent swojej wartości... nie, to raczej nie wchodzi w grę. Z podobnego powodu odpada też leasing bez wykupu - czasami moje auto jeździ dzień w dzień. Czasem nie ruszam go z miejsca przez dwa tygodnie. A racie leasingowej byłoby to całkowicie obojętne...

Pytanie więc do was: co wy wybieracie? Nowe - gwarantujące spokój, czy używane - tańsze, lepiej wyposażone i lepsze pod prawie każdym względem, ale za to ryzykowne od strony serwisowej?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA