Porsche Typ 64, czyli prawdziwa legenda na sprzedaż. Auto, bez którego nie byłoby modeli 356 i 911
Typ 64 to pierwszy samochód sportowy, który został ozdobiony napisem Porsche. Ten niesamowity popis zdolności przedwojennych inżynierów trafi na aukcję w sierpniu i podejrzewam, że jego cena będzie oszałamiająca. Jest o co walczyć podczas licytacji.
Lata poprzedzające wojnę były dobrym czasem dla niemieckich inżynierów. To wtedy powstał choćbym Mercedes W125, który w 1938 r. ustanowił na Reichsautobahnie rekord prędkości pobity dopiero w 2017 r. przez Koenigsegga Agerę. Także panowie Porsche, choć musieli się zajmować samochodem dla ludu, czyli tzw. KdF-Wagen, znaleźli okazję by zbudować samochód sportowy. I to nie byle jaki!
Narodziny Porsche Typ 64.
We wrześniu 1939 r. miał się odbyć rajd z Berlina do Rzymu. Planowano go jako pokaz możliwości niemieckiej technologii, doskonałej jakości nowych autostrad i okazję do uczczenia wprowadzenia auta KdF-Wagen, znanego bardziej jako Volkswagen. Zaprojektowany specjalnie na tę imprezę Typ 64 bazował na napędzie i zawieszeniu samochodu dla ludu, jednak był zdecydowanie lżejszy i szybszy.
Nadwozie i podwozie zostały wykonane przy pomocy technologii lotniczych, z opływowym poszyciem karoserii ręcznie formowanym z aluminium przez najwybitniejszych specjalistów tamtych czasów. Dzięki temu Typ 64 był nie tylko lekki, ale wyglądał niezwykle futurystycznie. Hołdował nurtowi streamline w całej rozciągłości.
Chłodzony powietrzem silnik z Garbusa na potrzeby pierwszego Porsche został podkręcony do 32 KM, dzięki czemu pojazd osiągał prędkość maksymalną rzędu 160 km/h. Niestety, tuż po ukończeniu budowy pierwszego egzemplarza Typu 64 Niemcy zaatakowały Polskę i naziści stracili zainteresowanie pojazdami cywilnymi, w tym także zamówionymi przez państwowego Volkswagena trzema samochodami sportowymi.
Ocalony.
Dzięki uporowi młodszego z dwóch panów F. Porsche powstały jeszcze dwa egzemplarze Typu 64. Drugi ukończono w grudniu 1939 r., a trzeci, wykorzystujący podwozie rozbitego pierwszego egzemplarza, w czerwcu 1940 r. Wojnę przetrwał tylko numer 3. Dwójka w 1945 r. wpadła w ręce amerykańskich żołnierzy, którzy odcięli mu dach i jeździli nim aż silnik wyzionął ducha. Wtedy go zezłomowali. O dziwo, po jakimś czasie numer 2 został odnaleziony i odbudowany. Obecnie można go oglądać w muzeum w Los Angeles.
Trójka przeszła w 1947 r. remont pod kierunkiem młodego Battisty „Pinin” Fariny. Rok później Porsche zorganizowało prezentację swojego nowego modelu 356, podczas której chwaliło się też Typem 64. Otto Mathe, który wykonywał tym pojazdem przejazdy testowe zakochał się w nim i zdecydował, że odkupi ten prototyp. W latach 50. austriacki kierowca odnosił liczne sukcesy prowadząc niezwykłe Porsche. Zachował je aż do swojej śmierci w 1995 r. W 1997 r. trzecim właścicielem Typu 64 numer 3 został Thomas Gruber, znany miłośnik i znawca Porsche. Co najważniejsze, nie trzymał go jedynie w garażu, ale jeździł nim podczas różnego rodzaju imprez związanych z klasyczną motoryzacją. Obecnie pojazd znajduje się w rękach czwartego szczęśliwca.
Niesamowity świadek historii na sprzedaż.
Oferowany przez RM Sotheby’s Typ 64 jest wspaniały z kilku powodów. Po pierwsze to pojazd, który jest ogniwem łączącym Volkswagena i Porsche 356. Zdobyte z jego pomocą doświadczenie pozwoliło stworzyć pierwszy produkcyjny model sportowego samochodu legendarnej marki. Kolejną ważną kwestią jest to, że Typ 64 jako pierwszy został oznaczony napisem Porsche - zamontowanym osobiście przez młodszego z panów Porsche. Gdyby nie Typ 64, być może świat nigdy nie ujrzałby 911-stki i wielu innych wspaniałych aut marki ze Stuttgartu.
Trzecią, niemożliwą do przecenienia kwestią jest stan auta numer 3. Wygląda pięknie, ale nie zostało nigdy odrestaurowane. Jest w stanie oryginalnym. To naprawdę coś niesamowitego. Tak pięknie zachowane, historyczne i ultrarzadkie auto.
RM Sotheby’s na razie nie podaje szacunkowej ceny, ale można się spodziewać, że będzie wysoka, a licytacja w Monterey nie skończy się walką na pięści tylko dlatego, że za rozróbę można zostać wyproszonym i stracić szansę na zakup prawdziwej legendy. Mam nadzieję, że nowy właściciel będzie często pojawiał się wraz ze swoim samochodem na imprezach motoryzacyjnych, bo trudno o drugie równie ciekawe Porsche.