Policjanci źle mierzą prędkość przenośnymi urządzeniami. Wszyscy o tym wiedzą i nikt nic nie robi
Na stronie „Bandyci drogowi” pojawił się link do ciekawego artykułu opisującego sytuację z pomiarami prędkości w Polsce prowadzonymi przez policję. Początkowo to zbagatelizowałem, bo linkowany wpis miał 7 lat, ale potem dowiedziałem się, że sytuacja trwa nadal.

O tym, że w Polsce jest problem z ręcznymi pomiarami prędkości, słyszałem już parę razy, jednak nie sądziłem że trwa to od tak dawna i że po drodze nastąpiło tyle błędów oraz kuriozalnych sytuacji, prowadzących do obecnego stanu rzeczy, który można nazwać tylko absurdalnym. Według aktualnie obowiązujących zaleceń, policjanci powinni prowadzić pomiar miernikami ręcznymi pod jak najmniejszym kątem w stosunku do nadjeżdżającego pojazdu. Najlepiej, gdyby stali literalnie przed nim, na jego drodze, aby uniknąć teoretycznego „błędu cosinusa”. Niestety, prowadzi to do pomiarów dokonywanych z bardzo dużej odległości, rzędu kilkuset metrów, nawet do 1 km – zupełnie niezgodnych z instrukcją urządzenia, która nakazuje mierzyć pojazdy w odległości rzędu 15-80 metrów. Sam w roku 2017 zapłaciłem mandat za pomiar dokonany z ponad 300 metrów. Udałem się później w to miejsce, żeby sprawdzić jak to wyglądało, odmierzyłem 350 metrów za pomocą rowerowego licznika z GPS i stwierdziłem, że z tych 350 metrów to właściwie w ogóle nie widać pojazdu.
To nie szkodzi, w sądzie i tak takie pomiary przechodzą
Jest człowiek prowadzący fanpage „Nielegalne radary do kosza”. Wbrew pozorom nie jest on obrońcą piratów drogowych, tylko zwraca uwagę na groźne przeinaczenia w instrukcjach użytkowania ręcznych mierników prędkości. Z jakiegoś powodu niektóre urządzenia mogą być używane – teoretycznie – tylko pod kątem zera stopni, czyli dokładnie na wprost pojazdu. Z jego wpisów wynika, że to nieprawda i że żadna instrukcja tego nie wymaga, a obecna sytuacja paraliżuje pracę policji. Policjant nie może stać dokładnie na drodze nadjeżdżającego auta, gdy mierzy jego prędkość, chyba że znajduje się bardzo daleko od niego. Ale przy odległości z instrukcji pomiar nie jest wykonalny. Im pojazd jest dalej, tym wiązka bardziej się poszerza i ostatecznie nie wiadomo co się mierzy. Z informacji twórcy „nielegalnych radarów” wynika, że Główny Urząd Miar wielokrotnie dopuszczał do użytku ręczne mierniki prędkości z niewłaściwymi instrukcjami, pozwalającymi np. użytkować urządzenia w temperaturach poniżej -10 stopni. Podobno dopuszczono nawet pomiary z odległości do 1200 metrów, co już w ogóle jest jakimś science-fiction. Zdaniem autora strony, za wszystkim stoją trzy osoby, które są osobiście zainteresowane tym, aby policja kupowała te, a nie inne urządzenia. To poważne oskarżenia, ale sama koncepcja pomiaru z kąta zero stopni rzeczywiście wygląda absurdalnie.
Prawda jest taka, że ręczny pomiar prędkości urządzeniem laserowym jest jakimś średniowieczem
Policjant stojący na środku drogi i trzymający laserowy „pistolet”, mierząc drżącą ręką do celu odległego o kilkaset metrów to jakaś całkowita abominacja. Należy to w całości wyeliminować i w ogóle zakazać mierzyć prędkości przedmiotem ruchomym. Afery o ręczne radary/lasery/lidary ciągną się od lat, wiadomo też doskonale że ich precyzja jest wątpliwa. Mamy wystarczające możliwości technologiczne, aby prowadzić skuteczniejsze pomiary zautomatyzowane. Wystarczy ustawić informację o fotoradarze przenośnym, a potem sam fotoradar pod odpowiednim kątem. Przeczesze wszystkich, a mandaty mogą się wystawić automatycznie. Ba, można byłoby nawet wprowadzić opcję mAndat w mObywatelu. Dostajesz powiadomienie, że wystawiono ci mandacik za przekroczenie prędkości, wpisujesz kod blik i płacisz. Jeśli można w mObywatelu sprawdzić punkty, to czemu nie można w nim zapłacić mandatu?







































