Nikt się nie spodziewał hiszpańskiej inkwizycji. Podobnie jak podatku od samochodów elektrycznych
Podatek od samochodów elektrycznych jest nieunikniony. Skoro nie da się zarobić na paliwie, to należy szukać innych rozwiązań.
W cenie paliwa ukryto wiele różnych opłat i podatków, które dla niepoznaki również nazywa się opłatami. To taki efekt psychologiczny — gdy słyszymy słowo podatek, to odruchowo otwiera nam się gilotyna w kieszeni, natomiast opłata brzmi wręcz niewinnie. W Polsce podatek drogowy nazywa się opłatą paliwową. W cenie litra benzyny jej wartość to około 15 groszy (152,61 zł za 1000 l), w oleju napędowym 33 grosze (329,10 zł za 1000 l), w LPG około 19 gr (186,32 zł za 1000 litrów). 80 proc. zysków trafia do Krajowego Funduszu Dróg, a 20 proc. do Funduszu Kolejowego. W innych państwach również są takie opłaty. I tu pojawia się pewien problem. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nadciąga elektryczna ewolucja. Jej konsekwencją będzie spadek dochodów. A tak być nie może, więc padają pomysły jak sobie poradzić.
Podatek od samochodów elektrycznych czeka nas wszystkich
Pierwsze przymiarki właśnie czyni Szwajcaria. Wyszło im, że po przejściu na elektryczną motoryzację w budżecie powstanie spora dziura, którą trzeba szybko zasypać. Jeszcze nie wiemy jaki ostateczny kształt przyjmie ten podatek, ale na razie mówi się o tym, że będzie to wypadkowa uzależniona od rodzaju pojazdów oraz od liczby przejechanych kilometrów. Podatek wejdzie w życie dopiero po tym jak Szwajcarzy wyrażą taką wolę w referendum.
A z tym może być problem
Nikt nie lubi jak musi więcej płacić. Rok temu Szwajcarzy odrzucili propozycję zwiększenia opłat paliwowych, które miały zostać przeznaczone na ekologię. Najwidoczniej własny portfel wygrał ze wzniosłymi planami rządu. Jednak nie ma co się łudzić, że w innych państwach za chwilę nie będziemy mieć podobnych dyskusji. Wpływy z podatków zawartych w cenie paliw są olbrzymie. Nic więc dziwnego, że ich utratę trzeba sobie skompensować. Jeżeli do tego dojdzie, to mam cichą nadzieję, że do wyliczenia jego wartości będzie brało się wagę samochodu, żeby przestać się w końcu oszukiwać, że prawie trzytonowy SUV jest taki ekologiczny, że aż za nim rosną kwiatki. Ale coś mi się wydaje, że to marzenie ściętej głowy.