Jak długo można kupować bilet w parkomacie, zanim nie dostanie się mandatu? W Gdyni ta odpowiedź zaskakuje
Pewien kierowca zaparkował samochód w gdyńskiej strefie płatnego parkowania, po czym poszedł do parkomatu wrzucić pieniądze. Gdy wrócił, strażnik robił zdjęcie jego auta, a po kilku dniach pocztą przyszedł mandat. Sprawa brzmi oburzająco.

Dawno nie chodziłem już płacić za parkowanie do parkomatu (a może parkometru?). Wcale nie dlatego, że poruszam się po mieście komunikacją miejską (OK, czasami tak) ani autem elektrycznym (jak dadzą, to jadę). Po prostu płacę z poziomu aplikacji. To szybkie i wygodne, tylko trzeba potem pamiętać, by zatrzymać pobieranie pieniędzy, gdy już opuszcza się płatną strefę. Nie trzeba wkładać za szybę żadnych karteczek - wszystko (czyli nasz numer rejestracyjny) jest w systemie.
W Warszawie kontrole są bardzo częste
Jeśli parkujesz „na przypale”, szanse na mandat są naprawdę duże. W dodatku to już nie jest 50 czy 100 zł, jak dawniej (niektórym bardziej opłacało się podjąć ryzyko niż płacić za cały dzień), tylko 300 zł. Kontrolami nie zajmują się już piesze patrole. Wyręcza ich człowiek w samochodzie (Nissan Leaf albo Kia e-Niro) uzbrojonym w kamery. Przejeżdża w danym miejscu raz, a po pięciu minutach znowu. Daje to pewien margines dla kierowców, którzy stanęli np. po to, by kogoś wysadzić (czyli naprawdę „ja tylko na chwileczkę”) albo dla tych, którzy płacą w sposób tradycyjny, czyli w parkomacie.
W Gdyni bywa inaczej
Tam Leaf też jeździ, ale często za sprawdzanie tego, czy kierowcy płacą za postój, wciąż odpowiadają piesze patrole. Jak podaje portal trojmiasto.pl powołując się na relacje czytelnika, dochodzi na tym tle do problemów. Przykładem może być sytuacja kierowcy, który zaparkował na ul. Portowej i poszedł do parkomatu. Gdy wrócił do auta, kontroler fotografował jego auto. Na nic zdały się tłumaczenia, pokazywanie telefonu i próby uiszczenia opłaty w aplikacji. Bohater artykułu otrzymał mandat w wysokości 165 zł. Jak opisywał, kontroler „był młody” i być może dlatego nie wykonał drugiego obchodu przy aucie, tylko od razu wystawił karę.
Opisująca sprawę Interia skontaktowała się z rzecznikiem prasowym Zarządu Dróg i Zieleni w Gdyni, pytając o sprawę. Według odpowiedzi rzecznika, cała kontrola była przeprowadzona zgodnie z przepisami, a obowiązek wniesienia opłaty powstaje z chwilą zaparkowania pojazdu. Trzeba więc płacić z poziomu aplikacji, siedząc jeszcze w wozie. Co z wyprawą do parkomatu? Rzecznik twierdzi, że w przypadku tak dokonywanej płatności, „kierowca ma wystarczająco dużo czasu by się do niego udać w celu zakupu biletu”. Choć cała sytuacja przeczy temu twierdzeniu.
„Zdaniem przedstawiciela ZDiZ w Gdyni, opisywana kontrola rozpoczęła się, gdy pojazd był już zaparkowany, a w systemie nie figurowała żadna opłata parkingowa. Kontroler nie zauważył również nikogo stojącego przy parkometrze, ani też nikogo zmierzającego w jego kierunku. To spowodowało, że zgodnie z procedurą, kontroler wykonał dokumentację fotograficzną i zarejestrował opłatę dodatkową. Opłata postojowa została aktywowana dopiero po zakończeniu kontroli, a później wykonane zdjęcia powstały w celu udokumentowania zdarzenia, a nie w celu ponownej weryfikacji” - cytuje rzecznika Interia.
Nie jest więc pewne, czy można wybrać się do parkomatu
Wygląda na to, że jednocześnie można i nie można. Z jednej strony, auto według przepisów nie powinno stać bez biletu ani przez sekundę, a z drugiej kierowca ma „wystarczająco dużo czasu”. Ale przecież nie ma, skoro dostał mandat.
Jak to rozumieć? Można się w tym wszystkim zaplątać. Najbezpieczniej będzie chyba jednak ściągnąć aplikację. Albo trenować sprint. Płacenie za parkowanie w Gdyni to zadanie dla Speedy’ego Gonzalesa. Przydatna byłaby także zdolność bilokacji.