Chciałem kupić nowe Renault 5 E-Tech. To śliczny samochód, ale finansowo mi się nie skleja
Pojechałem dziś poszukać elektrycznego Renault. Dopiero w drugim salonie znalazłem egzemplarz nowej „piątki” – w pierwszym w ogóle nie mieli tego samochodu nawet na ekspozycji, o jeździe próbnej nie mówiąc. Chciałem się dowiedzieć, ile naprawdę kosztowałoby mnie posiadanie przez dwa lata elektrycznego Renault 5 E-Tech.

Duży salon na drodze z Warszawy do Piaseczna ma naprawdę imponującą ekspozycję Dacii i Renault. Tam właśnie się udałem, gdy okazało się, że salon Renault w Konstancinie nie będzie miał modelu 5 E-Tech aż do końca czerwca. Na szczęście drugi strzał okazał się już być trafiony – przy samym wejściu stało sobie bardzo ładne Renault 5, tyle że w bogatej i drogiej wersji, ale za to z bazowym lakierem. Tak, ten zielony jest bez dopłaty. Za każdy inny się płaci.

Zostałem na początek skierowany do handlowca
Bardzo miły człowiek, choć nadmienił, że pracuje tu od niedawna i może jeszcze nie wiedzieć wszystkiego o modelu 5 E-Tech. Wydrukował mi konfigurację, przy czym prosiłem tylko żeby auto miało kamerę cofania, a reszta niespecjalnie mnie interesuje. W konfiguracji podano wszystkie interesujące dane techniczne, takie jak:
- akumulator 40 kWh
- średnie zużycie energii 14,8 kWh na 100 km
- moc ładowania DC do 80 kW
- zasięg 305 km (nierealne)
Ostatecznie otrzymałem ofertę na Renault 5 E-Tech w wersji techno, czyli środkowej. Auto jest naprawdę ładne i eleganckie, a w standardzie ma pompę ciepła – dzięki temu włączenie ogrzewania nie powinno mordować zasięgu. No i co najważniejsze, otrzymałem rabat od wersji cennikowej w wysokości 7000 zł, czyli zamiast 129 900 zł, wartość samochodu określono na 123 900 zł. No zaraz, to mi się nie zgadza, zacząłem wertować konfigurację jeszcze raz i okazało się, że niechcący zdecydowałem się na dopłatę 1000 zł do opon wielosezonowych. To najgorzej (nie)wydane 1000 zł, bo przecież mógłbym kupić takie opony za tyle, i miałbym nadal komplet nowych letnich, który mógłbym sprzedać. No ale trudno, już kliknięte i tak zostało wydrukowane.

Z wydrukowaną konfiguracją udałem się do działu „leasing i ubezpieczenia” po ofertę finansowania
To dość niezwykłe miejsce, w małym pomieszczeniu siedzą trzy kobiety i zdają się nie mieć wiele do roboty. Zostałem więc błyskawicznie przyjęty i przedstawiłem swoje preferencje w kwestii finansowania. Interesuje mnie leasing lub najem na 24 miesiące z limitem kilometrów, z pierwszą wpłatą, ale bez wykupu. Po 24 miesiącach zwracam auto i tyle. Limit kilometrów w tym czasie to 20 000, a jeśli go przekroczę, to dopłacam 30 gr za każdy kilometr. W przypadku przejechania łącznie 23 tys. km musiałbym dopłacić jeszcze 900 zł.

Oferta wygląda następująco:
- opłata wstępna: 26 proc., czyli 123 900 x 0,26 = 32 214 zł
- opłata miesięczna: 1424,39 zł brutto miesięcznie, w tym już przeglądy, assistance – ale nie wiem czy ubezpieczenie.
- zwrot po 24 miesiącach bez wykupu (czyli to najem a nie leasing)
Przy okazji dowiedziałem się najważniejszego: salon nie pomoże w uzyskaniu dofinansowania od NFOŚiGW. Wniosek o zwrot 30 tys. zł przysługujący osobom prowadzącym działalność gospodarczą muszę złożyć sobie sam. Teoretycznie więc łącznie przez 24 miesiące wpłacę:
32 214 + (24 x 1423,39) = 32 214 + 34 185,36 = 66 399,36 zł
Od tego mogę odjąć 30 tys. zł – optymistycznie zakładając, że fundusz wypłaci mi dofinansowanie – i zostanie 36 700 zł. Jeśli podzielić to przez liczbę miesięcy, wychodzi 1529 zł za miesiąc, a w przeliczeniu na kilometry – 1,83 zł na kilometr jazdy. To jest sama opłata za użytkowanie auta, w tym nie ma przecież jeszcze jego eksploatacji.

I teraz występuje taki kłopot
Nie warto płacić 1530 zł miesięcznie za posiadanie samochodu, który służy nam do dojazdu do pracy. 10 tys. km na rok to 27,3 km dziennie. Jeśli nasza droga do pracy jest dłuższa niż 27 km w obie strony, to lepiej w ogóle w to nie wchodzić, bo zaczną nam się kumulować „nadprzebiegi” i dla zmieszczenia się w limicie trzeba będzie nie używać auta w weekendy. Znalazłem bez większego problemu ofertę najmu Dacii Sandero 1.0 na rok z limitem 24 000 km za 1180 zł brutto na miesiąc. Jeśli podchodzić do tego czysto pragmatycznie, a nie na zasadzie „chcę mieć ładny, elektryczny samochodzik”, to niestety ta oferta leży i kwiczy. Inaczej, tzn. taniej za kilometr byłoby, gdyby zdecydować się na leasing bez limitu kilometrów z wykupem na końcu, ale wtedy w nieokreślonej przyszłości przyjdzie nam się pozbyć używanego samochodu elektrycznego, co łatwe nie będzie. Jest więc nowocześnie, estetycznie, elektrycznie i drogo.

Właściwie to nie jestem nawet zły
Zgadzam się z tym, że samochody powinny być drogie. No i są, jak widać na załączonym przykładzie. Jedyne, co mi się nie podoba, to to, że za taki samochód w Chinach płaciłoby się 35-40 proc. tej kwoty. No i jest jeszcze drugi problem: przez dwa lata płacę głównie za to, że użytkuję pojazd, a on traci na wartości. Obstawiam jednak, że Renault, przyjmując moją „piątkę” z powrotem, wystawiłoby ją na sprzedaż za tyle samo, na ile opiewała pierwotna oferta, czyli 123 900 zł – za te dwa lata pewnie nowe 5 E-Tech będzie zaczynało się od 150 tys. zł.