Jeździłem nowym Mercedesem GLC. Totalnie mnie rozczarował, bo nie mam za co go zganić
Objeździłem odświeżonego SUV-a Mercedesa by przekonać się jaki jest naprawdę. Z dziennikarskiego punktu widzenia - to auto to niewypał. Zupełnie nie mam za co mu „nagadać”!
My tu na Autoblogu mamy dość niewdzięczną robotę. Jeździmy cudzymi samochodami i piszemy o tym, co się nam w nich podoba, a co nie. Przedstawiciele importerów są szczerze przekonani, że ich auta są najlepsze na świecie i nie wierzą, że mogą mieć jakiekolwiek wady. Niektórzy Czytelnicy natomiast uważają, że jeśli piszemy o autach pozytywnie, to tylko dlatego, że 1) ktoś nam za to płaci, 2) zyskujemy dzięki temu dostęp do kolejnych aut, i 3) możemy zwiedzać fajne miejsca. Oczywiście doceniam tę spiskową teorię, a żeby podtrzymać ją przy życiu, pojechałem pod Frankfurt by znaleźć wszystkie wady nowego GLC. I co? I guzik.
GLC jest obecnie koniem pociągowym oferty Mercedesa w Polsce
Następca GLK od chwili debiutu w 2015 r. sprzedaje się znakomicie. W tym roku co czwarty Mercedes sprzedany w Polsce to właśnie GLC - zwykłe lub Coupe. Producent ze Stuttgartu sprzedaje u nas prawie 20 różnych modeli, a gdy dodamy różne wersje nadwoziowe i odmiany AMG - będzie ich ponad 50. Dlaczego tylu klientów wybiera akurat GLC? Zupełnie tego nie rozumiem. No bo jest tak:
GLC nie kipi agresją
Podstawowe zadanie SUV-a: podkreślać życiowy sukces właściciela. SUV musi wyróżniać się na drodze, buchać agresją, sprawiać, że inni poczują respekt i usuną się z drogi. Najlepiej osiągnąć to wyrazistą stylizacją, np. wielkim grillem, zderzakami z dużymi wlotami powietrza i groźnymi wydechami. Hej, Mercedes - to wam nie wyszło. Odświeżony GLC jest wciąż przyjemny dla oka, elegancki, a patrząc na miękkie, zaokrąglone linie, którymi narysowano karoserię, użyłbym nawet słowa delikatny. Zupełnie jak nie SUV.
GLC bazuje na zwykłej klasie C
Kto, poza Tymonem, chciałby dziś jeździć zwykłym Mercedesem? W sensie dopracowanym, eleganckim sedanem lub kombi? Prawda, że nikt? A GLC powstało właśnie na bazie Klasy C i dzieli z nim wiele rozwiązań. Wystarczy rzut oka na wnętrze - można się poczuć jak w zwykłym sedanie, tylko takim trochę wyżej zawieszonym. Z doskonale spasowanym wnętrzem wykończonym świetnymi materiałami, elegancko zaprojektowaną konsolą centralną z touchpadem zamiast pokrętła na tunelu środkowym. Egzemplarz, którym jeździłem był wykończony jasną skórą i drewnem z otwartymi porami, którego słoje czuć pod opuszkami palców. Żadnej czerni fortepianowej, ani nawet imitacji włókna węglowego. To nie wypada.
Co gorsza, kierowca może zająć pozycję niemal jak w zwykłym aucie.
W SUV-ie chodzi o to, żeby siedzieć wysoko i patrzeć na innych z góry. Niby w GLC tak się da - dzięki dość wysoko zawieszonej karoserii (prześwit 18 cm) i sensownej regulacji wysokości fotela faktycznie można usiąść jak na krześle. To przydatne szczególnie dla starszych osób, które niekoniecznie chcą się składać jak scyzoryk by wkomponować się w fotel w osobówce, ani wspinać na fotel jak w jakiejś klasie G. Z drugiej strony koligacja z klasą C sprawia, że kierowca może opuścić fotel i zająć pozycję niemal jak w zwykłym samochodzie, co pozwoli na lepsze wyczucie auta. W SUV-ie? To się nie godzi!
Żeby nie było, że tak tylko narzekam, to dodam, że w odświeżonym GLC analogowe zegary można zastąpić dużym ekranem - takim jak w klasie C. Do tego na szczycie konsoli pojawił się nowy, jeszcze większy tablet. Można go obsługiwać klikając na jego powierzchni, albo za pomocą wspomnianego touchpada na tunelu środkowym, a nawet głosowo - bo to reagujący na polecenia głosowe system MBUX. To tylko lifting, a nie nowa generacja modelu, więc nie było szans na poważną ingerencję w kształt konsoli i zbudowanie wrażenia jednego dużego ekranu, jak w modelu Klasy A, czy GLB. Ekran za kierownicą i ten drugi, na konsoli centralnej, są od siebie dość oddalone. Ha! Czyli jednak znalazłem następną wadę!
A jeśli już przy ekranie i wadach jesteśmy - Mercedes uruchomił sklep online, w którym można sobie dokupić dodatkowe elementy wyposażenia. Można tam dokupić np. usługę zdalnego parkowania auta za pomocą smartfona, odpłatnie zaktualizować mapy nawigacji, dokupić możliwość wykorzystywania smartfona jako klucza, dodać cyfrowe radio, czy możliwość integracji z telefonem, by korzystać z możliwości Apple CarPlay albo Android Auto. Tak, za to też trzeba dodatkowo zapłacić! Z drugiej strony, ci, którzy nie korzystają z takich rozwiązań, kupując samochód nie muszą za to płacić. To trochę tak, jak mając smart TV, nie musisz obowiązkowo płacić za Netflixa ani HBO Go. Ale w zasadzie szkoda ich nie mieć…
Coupe nie jest wystarczająco ciasne
Kupując sportowe auto liczysz się z tym, że pasażerowie z tyłu nie bedą mieć luksusów. Auto ma dobrze wyglądać - najlepiej gdy ma opadającą linię dachu, taką a’la coupe. GLC też jest dostępne w takiej usportowionej wizualnie odmianie. Chciałoby się, by dla podkreślenia tego chrakteru z tyłu brakowało miejsca na głowy i nogi pasażerów. Tak by czuli, że podróżują sportowym autem. Tymczasem tu nawet w wersji coupe jest przestrzeń na nogi i stopy, a i głową niekoniecznie trzeba ocierać o sufit. W zwykłym GLC jest jeszcze przestronniej.
Duży bagażnik w sportowym aucie? Tak, o ile to McLaren GT. Ten w GLC jest rozczarowujący - nawet w coupe ma 500 litrów (w zwykłym GLC - 580). A to oznacza, że pewnie zaraz zarzucisz go rzeczami, które będą już tam leżeć na stałe.
Jakby tego było mało - GLC w zasadzie nie jeździ jak SUV
Prowadząc je nie masz poczucia prowadzenia wielkiej kolubryny. Nie ma wielkiego nadwozia, nie ma przesadnych przechyłów w zakrętach. Układ kierowniczy, jak na wspomagany elektromechanicznie, działa całkiem bezpośrednio i nie daje wrażenia oderwania od kół.
Wersję GLC 300 4Matic, którą jeździłem, napędzał dwulitrowy silnik benzynowy o mocy 258 KM, a to jak na propozycje konkurencji nieprzesadnie dużo. Mercedes zrezygnował z downsizingowego 1.5, a jako dodatek w jednostkach benzynowych zastosował 48-voltową instalację elektryczną, dzięki której benzynowe GLC stało się hybrydą typu mild. Tutaj nazywa się to EQ Boost i oznacza dodatkowe 14 KM mocy i 150 Nm momentu obrotowego przydatne np. w dolnym zakresie obrotów, zanim na dobre wystartuje turbosprężarka, albo gdy skrzynia biegów (z 9 przełożeniami) przejdzie w tryb żeglowania. Pierwszą setkę robi w 6,2 s i realnie pali średnio ok 8-9 litrów na 100 km. Szukasz brutalnego kopnięcia w plecy podczas przyspieszania? To nie tu. Jeśli jednak potrzebujesz ponadprzeciętnie sprawnego i oszczędnego układu napędowego - trafiłeś pod dobry adres. W zasadzie o tym napędzie można powiedzieć, że po prostu pasuje do tego auta - nie ma w nim agresji.
Nie ma jej również w tonie układu wydechowego.
Nie znajdziesz tu głośników, dzięki którym nawet rzędowy diesel może udawać sportową V-kę. Nic nie huczy, nic nie buczy. W ogóle kabina jest wyciszona tak dokładnie, że i przy 200 km/h można, o zgrozo, prowadzić w kabinie swobodną rozmowę z pasażerami. Tu mała dygresja - tylko w wersji AMG 63 4Matic końcówki wydechu w zderzakach faktycznie są połączone w tłumikami. W pozostałych to atrapy - wydechy kończą się kilkanaście centymetrów wcześniej. W zasadzie po tym, co ostatnio pisał Piotr, nie powinno mnie już to dziwić.
Podsumowując - GLC to antyteza współczesnego SUV-a
Nie chce być wielki i groźny, nie atakuje hałasem z wydechu, nie ma SUV-owatego układu kierowniczego ani charakterystycznych właściwości jezdnych. Oj, chyba niewystarczająco go pochwaliłem. To pewnie mój ostatni test Mercedesa.
Ale co mnie przeraża najbardziej - ten samochód coraz bardziej mi się podoba i w zasadzie mógłbym mógłbym przesiąść się do niego na stałe. To też rozczarowujące, bo oznacza, że się starzeję.