10 000 zł mandatu dla pasażera. Bo kierowca jechał za szybko
Belgijskie prawo przewiduje coś takiego jak „nakłanianie i zachęcanie do łamania przepisów ruchu drogowego”, czyli mandat dla pasażera. To pokazuje, że jeśli odpowiednio ustanowi się przepisy, to można zasadniczo karać każdego za wszystko.
![mandat dla pasażera](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/autoblog/2023/10/mandat-dla-pasazera.jpg)
Wydawałoby się, że kierowca ma swój rozum i poszanowanie przepisów. Nawet kiedy pasażer mówi mu „teraz jedź ponad 230 km/h!”, on tego nie zrobi, a zachęty pasażera zignoruje. Jeśli jednak go posłucha, powinien ponieść karę, bo to on lub ona odpowiada za prędkość pojazdu, a nie osoba, która marzy o tym, żeby jechać bardzo szybko. W Belgii najwyraźniej jest inaczej. Oto serwis Caradisiac podał wiadomość o tym, że za bardzo nieprzepisową jazdę ukarano i kierowcę, i pasażera.
Przy czym ten drugi został potraktowany surowiej
Do zdarzenia doszło podobno na autostradzie. Kierowca pojazdu został ukarany mandatem 1600 euro i utratą prawa jazdy na 3 miesiące. Pasażer musi zapłacić 2000 euro, a prawo jazdy stracił na rok. To dość interesujące, bo gdyby prawa jazdy nie miał – a mieć nie miał obowiązku – to by go nie stracił. Ciekawe, dlaczego surowiej karze się osobę, która zdobyła jakieś państwowe uprawnienia niż taką, która ich nie posiada.
Policja w Saint-Nicolas ustaliła, że przebieg zdarzenia był taki
Samochodem kierował kuzyn pasażera, a z tyłu siedziała partnerka pasażera, którą bolał brzuch. W związku z tym pasażer zachęcał kierowcę, żeby jechał szybciej, a ten z jakiegoś powodu go słuchał. Nie podano jakim samochodem jechali, ale raczej nie był to Ford Ka, bo pojechali 235 km/h. Po zatrzymaniu kierowca obciążył pasażera winą za nakłanianie do szybkiej jazdy, a sąd dał wiarę jego zeznaniom.
Europejskie prawodawstwo idzie w dziwnym kierunku
To oczywiste, że od dawna karane jest nakłanianie do popełniania groźnych przestępstw, jak morderstwo czy rozbój. Ale trochę inaczej rzecz się ma z ruchem drogowym. Pasażer w samochodzie nie ma większego wpływu na jazdę, chyba że fizycznie zaatakuje kierowcę i wyrwie mu kierownicę z ręki. Karanie go za wyrażanie chęci, żeby kierowca jechał szybciej wygląda jak próba kontroli rozmów odbywających się w pojeździe. Wystarczy, że któryś z pasażerów zasugeruje, że można byłoby przyspieszyć lub dopuścić się innego wykroczenia drogowego, a kierowca natychmiast to zrobi, przecież jest bezwolną maszyną do wykonywania poleceń. W tej sytuacji wypada przypomnieć stary, ale wciąż dobry film:
Pasażer zdecydowanie zasługuje na surową karę za zachęcanie kierowcy do jazdy z nieprzepisową prędkością, tj. 210 km/h. Tylko że gdyby kierowca nie chciał, to by tyle nie pojechał, bo to nie pasażer naciska gaz. Owszem, są sytuacje gdy kara dla pasażera może być uzasadniona: jeśli pozostaje w stosunku służbowym z kierowcą, będąc jego szefem lub szefową, wówczas można uznać że kierujący „tylko wykonuje polecenia”.
Ale to prowadzi nas do ciekawego wniosku
Może przy okazji mandatów za prędkość w ogóle należałoby karać też pasażerów? Skoro mają taką rzekomą władzę nad kierowcą, to może powinni odpowiadać też w sytuacji, kiedy nie powstrzymali kierowcy przed łamaniem przepisów. Wtedy skończyłby się problem wożenia innych ludzi w aucie i wszyscy jeździliby sami, i byłoby jak w Ameryce. A przecież w Ameryce jest ponoć najlepiej na świecie.
Czytaj również: