REKLAMA

10 000 zł mandatu dla pasażera. Bo kierowca jechał za szybko

Belgijskie prawo przewiduje coś takiego jak „nakłanianie i zachęcanie do łamania przepisów ruchu drogowego”, czyli mandat dla pasażera. To pokazuje, że jeśli odpowiednio ustanowi się przepisy, to można zasadniczo karać każdego za wszystko.

mandat dla pasażera
REKLAMA
REKLAMA

Wydawałoby się, że kierowca ma swój rozum i poszanowanie przepisów. Nawet kiedy pasażer mówi mu „teraz jedź ponad 230 km/h!”, on tego nie zrobi, a zachęty pasażera zignoruje. Jeśli jednak go posłucha, powinien ponieść karę, bo to on lub ona odpowiada za prędkość pojazdu, a nie osoba, która marzy o tym, żeby jechać bardzo szybko. W Belgii najwyraźniej jest inaczej. Oto serwis Caradisiac podał wiadomość o tym, że za bardzo nieprzepisową jazdę ukarano i kierowcę, i pasażera.

Przy czym ten drugi został potraktowany surowiej

Do zdarzenia doszło podobno na autostradzie. Kierowca pojazdu został ukarany mandatem 1600 euro i utratą prawa jazdy na 3 miesiące. Pasażer musi zapłacić 2000 euro, a prawo jazdy stracił na rok. To dość interesujące, bo gdyby prawa jazdy nie miał – a mieć nie miał obowiązku – to by go nie stracił. Ciekawe, dlaczego surowiej karze się osobę, która zdobyła jakieś państwowe uprawnienia niż taką, która ich nie posiada.

Policja w Saint-Nicolas ustaliła, że przebieg zdarzenia był taki

Samochodem kierował kuzyn pasażera, a z tyłu siedziała partnerka pasażera, którą bolał brzuch. W związku z tym pasażer zachęcał kierowcę, żeby jechał szybciej, a ten z jakiegoś powodu go słuchał. Nie podano jakim samochodem jechali, ale raczej nie był to Ford Ka, bo pojechali 235 km/h. Po zatrzymaniu kierowca obciążył pasażera winą za nakłanianie do szybkiej jazdy, a sąd dał wiarę jego zeznaniom.

Europejskie prawodawstwo idzie w dziwnym kierunku

To oczywiste, że od dawna karane jest nakłanianie do popełniania groźnych przestępstw, jak morderstwo czy rozbój. Ale trochę inaczej rzecz się ma z ruchem drogowym. Pasażer w samochodzie nie ma większego wpływu na jazdę, chyba że fizycznie zaatakuje kierowcę i wyrwie mu kierownicę z ręki. Karanie go za wyrażanie chęci, żeby kierowca jechał szybciej wygląda jak próba kontroli rozmów odbywających się w pojeździe. Wystarczy, że któryś z pasażerów zasugeruje, że można byłoby przyspieszyć lub dopuścić się innego wykroczenia drogowego, a kierowca natychmiast to zrobi, przecież jest bezwolną maszyną do wykonywania poleceń. W tej sytuacji wypada przypomnieć stary, ale wciąż dobry film:

Pasażer zdecydowanie zasługuje na surową karę za zachęcanie kierowcy do jazdy z nieprzepisową prędkością, tj. 210 km/h. Tylko że gdyby kierowca nie chciał, to by tyle nie pojechał, bo to nie pasażer naciska gaz. Owszem, są sytuacje gdy kara dla pasażera może być uzasadniona: jeśli pozostaje w stosunku służbowym z kierowcą, będąc jego szefem lub szefową, wówczas można uznać że kierujący „tylko wykonuje polecenia”.

Ale to prowadzi nas do ciekawego wniosku

Może przy okazji mandatów za prędkość w ogóle należałoby karać też pasażerów? Skoro mają taką rzekomą władzę nad kierowcą, to może powinni odpowiadać też w sytuacji, kiedy nie powstrzymali kierowcy przed łamaniem przepisów. Wtedy skończyłby się problem wożenia innych ludzi w aucie i wszyscy jeździliby sami, i byłoby jak w Ameryce. A przecież w Ameryce jest ponoć najlepiej na świecie.

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA