REKLAMA

Kierowcy w Malezji pękają z dumy jeżdżąc Protonem czy Peroduą. Miks motoryzacyjny

W Polsce jeździło się produktami krajowymi, bo nie było żadnych innych. Posiadanie samochodu zagranicznego to było coś. Malezja ma na odwrót: tam każdy chce jeździć Protonem lub Peroduą.

Kierowcy w Malezji pękają z dumy jeżdżąc Protonem czy Peroduą. Miks motoryzacyjny
REKLAMA
REKLAMA

Pewnie niewielu z Was byłoby w stanie zlokalizować na mapie Malezję – faktycznie łatwo pomylić z Tajlandią i Indonezją. Malezja wprawdzie ma podobną do Polski wielkość w liczbach bezwzględnych (330 tys. km2) i podobną liczbę ludności (33 mln), ale leży na dwóch oddzielonych od siebie terytoriach, zajmując kawałek Półwyspu Malajskiego i drugi kawałek na wyspie Borneo. To nieco dziwne rozwiązanie terytorialne, ale nie stanowi to aż takiego problemu, bo i tak 8,5 mln ludzi z tych 33 mln mieszka w stolicy - Kuala Lumpur.

Malezja słynie z prężnego przemysłu motoryzacyjnego

Ani Tajlandia, ani Indonezja nie dorobiły się własnych marek motoryzacyjnych. Nie ma ich Laos i Kambodża, a w Wietnamie dopiero niedawno ekspansję podjął Vinfast. Tymczasem Malezja ma dwie własne marki, które przez parę lat nawet z powodzeniem eksportowała: to Proton i Perodua. Proton współpracował z Mitsubishi, obecnie prowadzi kooperację z Geely, a Perodua - z Daihatsu. Malezyjczycy są niesłychanie dumni ze swoich lokalnych marek i do dobrego tonu należy jeżdżenie Protonem lub Peroduą. Jeśli widzicie gdzieś zdjęcia z dalekiej Azji i zobaczycie na nich  nowoczesne samochody na czarnych tablicach przypominających te polskie z lat 1976-2000, to będzie właśnie Malezja.

Proton i Perodua to razem ok. 60-65 proc. rynku malezyjskiego

Reszta to samochody z importu, głównie Toyota, Nissan i marki chińskie. Ale lokalna produkcja rządzi. Nie masz Peroduy ani Protona – nie należysz do naszego grona, tak mogliby rymować kierowcy malezyjscy, gdyby umieli mówić po polsku. W każdym razie czas teraz na miks zdjęć z Malezji pokazujących tamtejszy krajobraz motoryzacyjny na rok 2023.

Najpierw jednak taka ciekawostka. Jak w Malezji walczy się z jazdą po chodniku?
Skutecznie.
Dobrze, przejdźmy do motoryzacji. Ładny froncik.
Szybcy i wściekli.
Jeśli nie Perodua i nie Proton, to tylko Mercedes.
To logo z lwem to oczywiście Proton, nie Peugeot.
A to już Perodua - teraz już wiecie jak wyglądają ich logotypy.
Tablice z Katowic, tylko na odwrót.
To taki koreański Polonez, młody klasyk czyli Proton Aeroback, oczywiście bazujący na starym Lancerze.
Proton Perdana
Kia Carnival składana na miejscu pod lokalną marką Naza.
Słodka jest ta perodułka.
Na prowincji takie wozy to autobusy.
Tablice to ma chyba z Tajlandii, sądząc po znakach. W Malezji używa się alfabetu łacińskiego.
Literalnie BMW.
Kto mówi Toyota Liteace, ten wykonuje fizyczną pracę.
Choć wygląda jak Daihatsu Sirion, to też lokalna produkcja jako Perodua.
Proton Persona.
A to jest zapewne Saga, ale one są tak podobne...
Wzruszające są te tablice.
Na wszelki wypadek masa własna i dopuszczalna pojazdu są napisane na drzwiach.
O, coś co nie jest Protonem - minivan Toyoty pod nazwą Avanza, prosty jak drut i wytrzymały na złe drogi.
Choć wygląda jak Toyota Rush, w rzeczywistości to Perodua Aruz.
Oczywiście ruch jest lewostronny, tak samo jak w Tajlandii.
Niby widzi się bardzo dużo świeżych aut w wieku 3-5 lat
Ale kanciaste Protony nadal żyją.
Ja tu widzę takie malutkie scudetto, niemalże scudettino.
To nie SUV, to SYW.
RHD pozwala ciągnąć wozy z Japonii. Ten na pewno zadawał szyku u Japończyka w latach 90. To jest Toyota Mark II gdyby ktoś pytał.
Tuning nadal w modzie.
Nawet nieźle wyszło.
W końcu jakieś graty. U nas to było znane jako Nissan Almera, chociaż w Malezji to raczej Sunny.
Ale ładny szczur.
Chiński Citroen ZX Fukang - dość zaskakujący widok.
Moja Perodua szybka jak formuła 1.
Okno folią se zalepie, jak jest lżejsza, jeździ lepiej.
Ciężarówki to raczej mają chińskie.
Znaczy wzorowane na japońskich, oczywiście.
Toyota Hiace - ten wóz spotkamy wszędzie poza Europą i USA. Palec gratis
Polerowałbym!
Niby Camry, ale jakby inna.
Z tyłu to jak BMW E34...
Nie marnuj, zjadaj!
Trochę w stylu japońskich ciężarówek „dekotora”.
Ważne badanie techniczne, długie opłaty
Pff, Mustang. Ja mam nową PERODUĘ
Youngtimer Kuala Lumpur
U nas ten front był zupełnie inny.
Nowych samochodów jest wiele, ale stare dalej służą i donikąd się nie wybierają.         
Standardem są cztery rzędy foteli w zwykłym vanie.

Jednak absolutnym królem Malezyjskich ulic jest Toyota Alphard lub Vellfire, która do niedawna była tam dostępna w cenie ok. 600 tys. zł. Obecnie zastąpił ją Lexus LM i kosztuje on... 1,2 mln zł. To zapewne najdroższy minivan na świecie. Te samochody widuje się w okolicach luksusowych hoteli i czasem mają zdjęty lub zastąpiony logotyp.

Tu jeszcze jako Toyota
To jest Toyota Vellfire i ona z fabryki ma na froncie inne logo niż Toyoty – logo linii Alphard/Vellfire. Fotka fabryczna

Na koniec prawdziwe dziwactwo. Mieszkasz w Malezji, chcesz mieć samochód na literę P, ale Proton i Perodua odpadają. To już naprawdę oryginalny pomysł.

REKLAMA

I to już wszystko z Malezji na dziś!

Zdjęcia nadesłał Maciej B

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA