REKLAMA

Lexus RX 500h to brat z innej matki w gamie producenta. Jeździłem nim i wiem wszystko

Oto test, w którym autor po raz pierwszy w życiu zachwyca się samochodem marki Lexus, a konkretnie modelem RX 500h. Mógłbym go mieć. 

lexus rx 500h
REKLAMA
REKLAMA

Nie będę ukrywał, że nie po drodze mi z marką Lexus. Jeździłem wieloma, za każdym razem coś mi w nich się nie podobało. Pamiętam przewspaniałe zegary pierwszej generacji Lexusa IS, który prowadził się całkiem nieźle, ale za to miał osiągi tak żenujące, że w środku można było się zestarzeć. Następna generacja nie miała już tej magii poprzednika, ale za to jeździła już lepiej. Wsiadłem do GS-a, miało być wspaniale, po 50 kilometrach wysiadłem starszy o 4 lata. Są dwa modele, które darzę większym uczuciem - niepowtarzalny LFA oraz LC 500, który pomimo wielu lat na rynku, nadal wygląda wspaniale.

Więcej o Lexusach przeczytacie w:

Po tym wstępie można stwierdzić, że nie jestem najlepszą osobą do testowania samochodów tej marki, ale nic bardziej mylnego. Mam dzięki temu zdrowy dystans. Nie sądziłem, że po tym teście ten dystans ulegnie znacznemu skróceniu. Lexus RX 500h to pierwszy samochód producenta, który skradł mi serce. Dodam tylko, że nic tego nie zapowiadało.

lexus rx 500h

Lexus RX 500h - kim pan jest?

Lexus RX 500h to topowa odmiana w gamie modelowej. Jednak jest zupełnie inny niż reszta wersji silnikowych. Dla przypomnienia - RX występuje też w wersjach 350h (2.5- litrowa benzyna + motor silnik elektryczny, hybryda szeregowa, moc: 250 KM), 450h+, czyli hybryda plug-in (2.5 benzyna + silnik elektryczny, 309 KM, zasięg ok. 60 km do przejechania na prądzie).

lexus rx 500h

Wisienką jest 500h, czyli hybryda szeregowa o mocy 371 KM, z silnikiem 2.4 turbo i ze skrzynią automatyczną z sześcioma przełożeniami i z inaczej rozwiązanym napędem na cztery koła niż w pozostałych wersjach. W słabszych znajdziemy elektrycznie napędzaną tylną oś - E-Four, a w 500h mamy napęd Direct4, czyli układ e-axle, w którym mamy silnik elektryczny zintegrowany z przekładnią, który odpowiada za błyskawiczne rozdzielenie napędu na wszystkie koła. Co więcej, może przekazywać od 0 do 100 proc. pomiędzy osiami.

Tak, dobrze przeczytaliście - mamy tutaj turbinę i klasyczny automat, żadnego E-CVT przez które wyje silnik. Tym samym ten Lexus nie jest typowym Lexusem, do którego wszyscy się przyzwyczailiśmy. Do setki zbiera się w 6,2 s, ma 550 Nm i aż rwie się do jazdy.

lexus rx 500h

A teraz trochę słów o designie

Nie wszyscy rozumieją mój wysublimowany gust, żyją w ciemności, ale dzięki moim opiniom mają szansę na poszerzenie horyzontów. Podoba mi się Lexus RX 500h, a miedziany kolor dodaje mu uroku. Owszem, nie jest szokująco inny od poprzednika, nie przeciera nowych szlaków, nie sprawia, że tradycjonaliści zerwą z głowy kapelusze. Ale jednocześnie został na tyle odświeżony, że bez problemu odróżnimy go od poprzedniego modelu.

Miedziany kolor w połączeniu z czarnymi felgami sprawia, że samochód wyróżnia się na ulicy, a sam lakier bardzo pasuje do kształtu nadwozia, na który nie można absolutnie narzekać. Jest trochę agresywniej niż w słabszych wersjach, ale jednocześnie dodatkowe akcenty są na tyle subtelne, że nie krzyczą. Nawet znaczek wersji jest taki niewielki.

Wiecie, że jestem prawdziwym Polakiem i skoro zimą pojechałem do Zakopanego testowym Porsche Taycan Turbo S Sport Turismo (no dobra, byłem tam również i w majówkę Alfą Romeo Tonale), to latem musiałem udać się do jedynego słusznego punktu, gdzie pieniądze nie mają żadnej wartości, a ryba ze smażalni jest droższa od sztabki złota. Wsadziłem rodzinę (i teściową, ale jak wiemy, teściowa to nie rodzina) do Lexusa i pojechałem w okolice Jarosławca. Na początek zachwyciłem się pojemnością bagażnika. Tak wyglądał, gdy upchnąłem do niego same walizki: dwie średnie 67 x 46 x 25 cm i jedną dużą 75 x 50 x 28 cm oraz jedną o nieustalonych rozmiarach, ale całkiem sporą.

LExus rx 500h test

A tak, gdy doszły do tego inne szpargały:

Proszę państwa, co za imponujące możliwości transportowe 612-litrowego bagażnika. A w środku jest jeszcze lepiej. Z tyłu zmieściła się teściowa i dwójka dzieci w fotelikach i nawet nie narzekali na warunki. Wasze dzieci docenią, że tylne siedzisko jest podniesione, więc nie siedzą jak w bunkrze i mają dobry widok na boki. Z przodu natomiast jest więcej niż świetnie. Niektórzy mogą narzekać, że nie da się siedzieć przy samej podłodze, sam należę do takich osób, ale jak na SUV-a jest całkiem nisko. Siedzenia są wygodne i oferują duży zakres regulacji, ale w wersji F-Sport nie ma regulowanej długości siedziska, co uważam za skandal.

Sama jakoś wykonania to najwyższy poziom - tam gdzie ma być miękko jest miękko, a gdzie użytkownik miał czuć premium, to tam się to znajduje. Jeżeli chodzi o ergonomię, to nie mam nic do zarzucenia.

Podoba mi się rozplanowanie kokpitu Lexusa oraz to, że w końcu zmieniono system multimedialny. Nadal nie jest demonem prędkości, nie jest również ikoną stylu, ale za to da się go używać bez zagryzania zębów, a jego responsywność jest na bardzo dobrym poziomie. Fabryczna nawigacja jest słaba, więc polecam podłączyć się do Android Auto czy innego CarPlay. Z zadowoleniem przyjąłem, że mamy tutaj kamery o naprawdę dobrej jakości obrazu. Sam ekran ma aż 14 cali, więcej niż laptop, na którym piszę ten tekst. Lexus zdecydował się na antyrefleksyjną powłokę na ekran, co przydało mi się podczas urlopu. Menu czasem mnie irytowało, bo niektóre opcje są mocno zaszyte w głębi systemu. Ale najgorsze jest to, że nie da się szybko wyłączyć systemu ISA. Wyłączcie również asystenta znaków drogowych, bo trochę nie ogarnia polskiej rzeczywistości drogowej.

Nie jestem fanem asystenta głosowego, nadal nie mogę przełamać się do mówienia do samochodu: hej Lexus, włącz ogrzewanie. Szybciej i wygodniej jest kliknąć na dotykowym ekranie. Asystent z Lexusa jako tako radzi sobie z polskim, ale jestem sceptyczny wobec takich rozwiązań. Równie sceptyczny jestem do pomysłu japońskiej marki na otwieranie drzwi. Zamki są zwalniane elektronicznie, nie trzeba szarpać czy wciskać, ale o ile działa to bardzo dobrze z zewnątrz, to w środku nie jest już tak kolorowo i czasem nastręcza trudności.

Na plus fizyczne pokrętła od klimatyzacji i nawiewu. Nie ma jednak przycisków do podgrzewania siedzeń, odpowiednie miejsce do dotknięcia znajduje się zawsze na ekranie, więc nie ma mowy o problemach. Testowałem samochód latem, ale sądzę, że bez problemu obsłużycie ten wycinek menu w rękawiczkach zimą. W środku znajdziecie aż cztery porty USB-C oraz bezprzewodową ładowarkę, więc nie ma żadnego problemu z podłączeniem kilku urządzeń. Jedna rzecz mi zgrzyta, bo żeby włączyć D lub R trzeba przyciągnąć do siebie wajchę do zmiany kierunku jazdy. Trochę tego nie rozumiem, bo to absolutnie zbędny ruch, ale zapewne jakiś japoński inżynier doszedł do wniosku, że to tanie i dobre zabezpieczenie przed przypadkowym wciśnięciem. Zapewne pomyślano to ze względu na Amerykanów, oni uwielbiają wrzucać biegi bez powodu, a następnie próbować z tego tytułu wyłudzić odszkodowanie.

Test miał odpowiedzieć na jedno ważne pytanie - czy Lexus RX 500h F-Sport Perfomance jest autem sportowym?

Otóż nie jest i całe szczęście. Przyspieszenie na poziomie 6,2 s jest bardzo dobre i pozwala być jednym z najszybszych pojazdów na ulicy, Lexus wręcz wyrywa się do przodu, zjawisko turbodziury nie występuje w tym modelu dzięki wsparciu silnika elektrycznego. Polubiłem tę bezpośrednią reakcję na gaz.  A jak jeździ Lexus, gdy chcemy dać mu trochę miodu? Bardzo dobrze. Jest stabilnie, pewnie, nie ma niebezpiecznych przechyłów, nie macie wrażenia, że kierujecie łajbą. Jest precyzyjnie, a za sprawą wspomnianego napędu Direct4 w każdej chwili czujecie, że macie pełną kontrolę nad tym, gdzie i jak jedzie samochód. Jednak nie oczekujcie tutaj wrażeń z usportowionych BMW czy Mercedesów. To nie ten adres, tutaj nadal priorytetem jest komfort. Mimo dużych 21-calowych kół nie będziecie zbytnio przejmować się nierównościami drogi. Docenicie tylną skrętną oś, manewrowanie tym dużym samochodem jest bajecznie proste i wygodne.

Jeżeli miałbym pozbyć się jednej rzeczy z wnętrza Lexusa RX 500h, byłyby to łopatki do zmiany przełożeń. Są tu wręcz absurdalnie niepotrzebne. Dodałbym za to przycisk do zmiany trybów jazdy, bo wybieranie ich z poziomu menu jest bez sensu i zajmuje zbyt wiele czasu.

Zapomnijcie jednak o przemierzaniu miliona kilometrów na samym prądzie. Ta wersja ma zaspokoić ambicje klientów, którzy szukają lepszych przyspieszeń, więc spalanie schodzi na dalszy plan. Auto jest naszpikowane technologią, adaptacyjny tempomat działa bez zarzutu, ale jest bardzo zachowawczy, więc polecam od razu zmniejszyć mu odległość od poprzedzającego samochodu.

A zapomniałbym, że mamy wśród czytelników maniaków spalania. Otóż przy prędkościach autostradowych samochód pali około 10-11 litrów, w mieszanym 8,5 l. Tryb elektryczny nie pomaga tu zbyt wiele i nie można go samodzielnie wymusić. Co ważne - Lexusa zalewa się benzyną 98, więc nie jest tanio.

REKLAMA

Lexus RX 500h - test i podsumowanie

Przepraszam za ten koślawy nagłówek, ale internet rządzi się specyficznymi prawami. Polubiłem się z tym SUV-em i po raz pierwszy w życiu mogłem z czystym sercem powiedzieć, że chciałbym mieć w domu Lexusa. Ta wersja jest idealna, ale głównie dlatego, że mamy tutaj inny silnik i brak CVT, dzięki czemu największe bolączki zostały zlikwidowane, jak pewien kanał informacyjny. Czy jest tanio? Nie, ale dlaczego ma być? Test udowodnił mi, że Lexus RX 500h z powodzeniem może rzucać rękawicę niemieckim markom premium. Jeżeli nosisz się z zamiarem kupna tego modelu, to nie trać czasu na słabsze wersje. Idź po najmocniejszą, a będziesz szczęśliwy. Koniecznie weź ten obłędny miedziany lakier o nazwie Sonic Cooper, bo jest wręcz stworzony do Lexusa.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA