Izera jak polskie stocznie. Nikt tego nie chce, a państwo wykłada 250 mln zł
Polski samochód elektryczny Izera zyskuje nowego, silnego inwestora. Skarb Państwa widzi więcej niż inni.
Polacy wypoczywają, ale państwo czuwa. Wytrwale, po cichu i niestrudzenie pracuje nad zapewnieniem możliwości przemieszczania się swoim poddanym. Dlatego Skarb Państwa wesprze naszymi pieniędzmi szczytny cel, jakim jest powstanie polskiego, elektrycznego samochodu. Spółka ElectroMobility Poland podpisała umowę inwestycyjną ze Skarbem Państwa i wpadnie jej 250 milionów złotych. Na miejscu spółki ElectroMobility wypuściłbym komunikat: Nasz niezwykle atrakcyjny projekt zyskał nowego, silnego inwestora, rolę państwa bym pominął.
Tym samym projekt Izera dzieli los polskiego ciężkiego przemysłu. Tych zakładów, które państwo musiało ratować przed upadkiem, gdy nie udawało się znaleźć inwestora. Nikt nie chciał polskich zakładów, technologicznie przestarzałych i z tysiącem związków zawodowych. Niedługo Izera zrobi się tak nieświeża, że w momencie wejścia na rynek będzie już stara, ktoś sprzeda nam technologię, w którą nie zamierza już inwestować. Różnica jest tylko taka, że Izera jest na samym początku przemysłowej drogi, a nie na końcu. Nie trzeba ratować tysięcy miejsc pracy, trzeba ratować swoją polityczną wizję.
Skarb Państwa kupuje akcje ElectroMobility Poland
Te 250 mln to ma być tylko wsparcie pomostowe, a właściwi inwestorzy mają znaleźć się później. Obecni to PGE Polska Grupa Energetyczna SA, Energa SA, Enea SA, Tauron Polska Energia SA, którzy pozostaną mniejszościowymi akcjonariuszami. Jest to również nieprzesadnie wolnorynkowy skład, a decyzja o wejściu w tej projekt nie zapadła nad tabelką w Excelu.
Podobno jest to normalna sprawa w rozwoju motoryzacyjnych marek, takie rządowe wsparcie na starcie. Państwo pomaga wystartować i później wypuszcza kurę znoszącą złote jaja z rąk. Jakoś nie kojarzę takich historii, ale przyjmijmy, że tak było. U nas jest prawie jak w Chinach, gdzie najpierw prywatne firmy motoryzacyjne musiały stać się państwowe, by w ogóle móc się rozwinąć. Tylko tam bez zezwolenia państwa nic się nie dało zrobić, a u nas bez jego pieniędzy. W Chinach był oddolny popyt na elektryczne samochody, a u nas centralne zamówienie.
Pieniądze mają pozwolić projektowi porządnie wystartować, mają zostać przeznaczone na rozpoczęcie współpracy z dostawcą platformy technologicznej, kontynuowanie prac inżynieryjnych i działania przygotowawcze związane z budową fabryk w Jaworznie. Las się za darmo nie wyrąbie.
Co my z tego będziemy mieli?
Pieniądze przejdą przez Fundusz Reprywatyzacji, który powstał w celu wypłat odszkodowań z tytułu bezprawnie zajętego przez państwo mienia. Pieniądze w Funduszu pochodzą ze zbycia akcji lub udziałów należących do Skarbu Państwa. A wyjdą z niego by kupić akcje spółki, której dotychczasowymi inwestorami były spółki Skarbu Państwa. Może brzmi to trochę bez sensu, ale za to jest kompletnie bez sensu.
Trwa walka o życie tego projektu. Nie znamy dostawcy platformy, na której będzie oparty ten samochód elektryczny. To może interesuje miłośników motoryzacji, a przeciętnego Kowalskiego obchodzi niewiele, ale obchodzi go na pewno rzecz zupełnie inna, ile on w końcu za tą Izerę będzie musiał zapłacić.
Na razie wiemy, że będzie dobrze. Samochód ma być dostępny w subskrypcji, albo w carsharingu, cena ma być dobra, energia tania, wszystko będzie wspaniale. 250 mln zł od państwa, czyli od nas wszystkich, ma w końcu przepchnąć projekt do następnej fazy rozwoju, bo pieniądze się najwyraźniej skończyły i zapanowała stagnacja. Poza zdjęciami przetaczanych skorup nie za wiele da się pokazać.
Rzecz w tym, że tam, gdzie interweniuje państwo, od razu wiadomo, że biznes nie ma szansy się spiąć. Będziemy do tego dokładać jeszcze latami, to będzie polski elektryczny samochód subsydiowany całe życie przez państwo. Jeśli końcowa cena dla obywatela ma faktycznie być dobra, to żaden prywatny inwestor się tym nie zainteresuje. Czekajmy na ten produkt, który nie przyniesie żadnej nowej myśli technologicznej, bo wszystko do niego trzeba od kogoś kupić i który co raz więcej będzie nas kosztował, żeby na końcu otrzymać coś, do czego wciąż trzeba będzie dopłacać.
To wsparcie ma wymiar symboliczny. Nikt tego nie chce, nikt myślącymi kategoriami kosztów i zysku w to nie zainwestuje. Zaraz Izera zrobi się jak ZUS i nie będzie można dać jej upaść.