REKLAMA

Polski elektryczny hatchback Izera jednak jeździ. Czyli projekt odniósł sukces

Spójrzcie, jak polski, narodowy przemysł motoryzacyjny wstaje z kolan. Żeby tylko nie uderzył się głową o sufit.

elektryczny hatchback
REKLAMA
REKLAMA

Po prezentacji polskiego, elektrycznego samochodu Izera, na której był Grzegorz, padło wiele komentarzy na temat tego projektu – w dużej mierze nieprzychylnych. Chodziło przede wszystkim o to, że zdaniem komentatorów, samochody były niemobilne, tzn. były to ładne zewnętrznie skorupy pozbawione układu napędowego. No bo przecież jakby jeździły, to by pokazali że jeżdżą, a oni tylko pokazali że stoją. 

Teraz niedowiarki muszą zjeść swoje telefony, bo elektryczny hatchback Izera jeździ

Na pustym, nieoddanym jeszcze odcinku obwodnicy warszawskiej S2 odbyły się jazdy Izerą połączone z sesją zdjęciową i wideo. Zdjęcia możemy na razie podziwiać na fanpage Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Bardzo przyjemnie jest sobie popatrzeć na samochód w naturalnym świetle dziennym – w sztucznie oświetlanej hali prezentuje się zupełnie inaczej, tam można odpowiednim oświetleniem wydobyć z jego sylwetki wszystkie detale, a pod nędznym listopadowym słońcem musi bronić się sam.

I nawet całkiem się broni

Znalazłem co najmniej 3 komentarze, że przypomina Mazdę 3. Możliwe, pewnie za sprawą tylnej części nadwozia. Moim zdaniem przypomina najbardziej wszystkie pompowane obecnie chińskie pojazdy elektryczne typu Nio, Changan UNI-T i tego typu. Płaskie klamki oczywiście mają nawiązywać do Tesli, nie da się zrobić przecież samochodu elektrycznego bez buziaczka dmuchniętego w stronę Elona. Widać wyraźnie, że faza jest prototypowa, bo np. wycieraczki przednie nie są schowane w podszybie, a na przednim zderzaku nie ma miejsca na tablicę rejestracyjną. 

Pamiętam szał, jaki wybuchł po dynamicznej sesji prototypu Arrinery

REKLAMA

Napisałem wtedy, że mobilność prototypu nie ma żadnego znaczenia, bo zbudowanie pojazdu typu SAM jest śmiesznie proste w porównaniu z powielaniem tego pojazdu, sprzedawaniem go i zarabianiem na tym. To jak różnica między napisaniem kartki „zaraz wracam” i 500-stronicowej powieści historycznej. Obaj twórcy tych dzieł to pisarze, ale ten od kartki miał jednak odrobinę mniej roboty. Oczywiście zostałem wtedy nazwany hejterem polskiej motoryzacji oraz dowiedziałem się, że „przez takich jak ja nic się nie udaje”. Dlatego więcej tego błędu nie popełnię: skoro Izera jeździ, to znaczy że projekt się udał. Potwierdzam pełen sukces. Następnym krokiem powinno być wystawienie jej na OLX z opisem „POLSKI ELEKTRYCZNY HATCHBACK IZERA JEDYNY TAKI ZOBACZ”, a w opisie „pali i jeździ po placu”. Wtedy można byłoby też z pełną wiarygodnością napisać, że ruszyła sprzedaż Izery. Honorarium za ten genialny pomysł proszę przelać na cel dobroczynny.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA