Kanadyjczycy opracowali 2-biegową skrzynię dla aut elektrycznych. Czekamy na 6-biegową
Typowy samochód elektryczny ma co do zasady prosty układ napędowy. Jeśli jednak chcemy myśleć o ograniczaniu kosztów produkcji i eksploatacji takich aut, to trzeba... odrobinę skomplikować ich konstrukcję, na przykład nową skrzynią biegów.
Większość samochodów elektrycznych korzysta z przekładni z pojedynczym biegiem do jazdy do przodu. To jeden z czynników odpowiadających za to, że układ napędowy w aucie elektrycznym jest tak prosty.
Od dłuższego czasu prowadzono jednak prace nad przekładniami o większej liczbie przełożeń. Pracowała nad nią Tesla (bez większych sukcesów), pracowało też Porsche - temu ostatniemu udało się sprawę doprowadzić do końca, bo elektryczny Taycan wyjeżdża z fabryki z 2-biegową przekładnią przy tylnej osi.
Dwubiegowe przekładnie mają jednak szansę na upowszechnienie
Wszystko ze względu na efektywność i koszty. Bo o ile sama przekładnia będzie oczywiście droższa od typowego elementu z 1 biegiem, to producent - kanadyjskie Inmotive - twierdzi, że jeśli nowy element zacznie być masowo stosowany przez producentów samochodów, to mogą oni oszczędzać nawet 1500 dol. na każdym samochodzie. Wszystko dzięki temu, że można by było stosować nieco mniej pojemne akumulatory oraz tańsze silniki elektryczne i inwertery.
Co więcej, korzyść mieliby odczuwać także klienci flotowi. Inmotive podaje, że w ciągu 3 lat taka flota (nie podano niestety jej wielkości) mogłaby liczyć na oszczędności na prądzie - mowa o kwocie ok. 2000 dol. Niby niewiele, ale zawsze to lepiej mieć 2000 dolców niż ich nie mieć, prawda? Poza tym można by też było liczyć na większy teoretyczny zasięg (do 15 proc.) i lepsze osiągi pojazdu - przyspieszenie i prędkość maksymalna pojazdu mogą się poprawić o nawet 20 proc.
Typowy pojazd elektryczny ma pomiędzy silnikiem a kołami dwie przekładnie redukcyjne. Ingear - tak nazywa się nowe dzieło Kanadyjczyków - ma zastąpić jedną z nich. Widać to na poniższym filmie:
Pomijam fakt, że na powyższej wizualizacji jedna z opon jest założona „odwrotnie”, ale OK, skupmy się na samej przekładni. Jak widać na filmie, napęd jest przenoszony na koło zębate za pośrednictwem wielorzędowego łańcucha. Tyle tylko, że owe koło zębate jest wieloczęściowe i może się usunąć na bok, odsłaniając tym samym drugie, mniejsze. Łańcuch zaczyna wtedy przenosić napęd przy mniejszym przełożeniu. Zmiana biegu ma się oczywiście odbywać automatycznie, a cały ten proces ma zajmować mniej czasu niż jeden pełny obrót koła pojazdu. Warto mieć na uwadze, że łańcuch nie traci nawet na chwilę kontaktu z kołami zębatymi, więc moment obrotowy jest przenoszony także w trakcie zmiany przełożenia.
Pierwotnie Inmotive szykowało nową skrzynię biegów z myślą o samochodach osobowych. Można ją jednak przystosować do innego typu pojazdów, w tym dostawczych, ciężarowych czy też poruszających się poza drogami utwardzonymi. Obecnie Kanadyjczycy mają już zawarte wstępne umowy z dwoma producentami samochodów, prowadzone są rozmowy z kolejnymi.
Przekładnie Ingear przeszły już wewnętrzne testy i teraz są oferowane firmom, które chciałyby je przetestować w swoich samochodach. Nie mówimy tu więc o kolejnej mrzonce pt. „mamy świetny pomysł, ale wprowadzimy go w 2048 r., jeśli w 3 dni uda nam się zebrać 8 miliardów dolarów”.
Tak czy owak, ja czekam już z niecierpliwością na kolejne biegi... i narzekanie, że napęd elektryczny jest zbyt skomplikowany.