REKLAMA

Oto Hot Wheels za 100 tys. dolców – piszą serwisy motoryzacyjne. Tyle że to lipa

Tak, ja wiem że są na świecie rzeczy kolekcjonerskie w wysokich cenach. Ale rzekome sto klocków zielonych za Hot Wheelsa daje do myślenia.

hot wheels chevrolet camaro
REKLAMA
REKLAMA

Jak każdy duży chłopiec (mężczyźni nie dorośleją), lubię resoraki. Oczywiście tylko te stare i zabytkowe, bo nowe można sobie po prostu kupić w sklepie. Może nawet nie tyle lubię same resoraki (dzieci, zostawcie, wiecie ile to warte?) ile samo uczucie towarzyszące grzebaniu w koszu czy pudle z rzeczami do sprzedania. Chłam, chłam, chłam, chłam... wtem! Ferrari Berlinetta z lat 60. produkcji Lesneya! Teraz czas na najtrudniejszy moment, czyli kontakt wzrokowy ze sprzedającym. Nie można dać po sobie poznać, że właśnie coś nas zainteresowało, bo jak rymował Taco Hemingway „w jego głowie wielka matematyka”. Nadmierny błysk w oku powoduje mnożenie ceny przez kolejne liczby naturalne.

To ile? – pytam od niechcenia

Dwie dyszki - sapie sprzedający. Kręcę głową z dezaprobatą i wygrzebuję jeszcze idealne Renault 17, też od Lesneya. Trzy dyszki za dwa?

Tu następuje faza wsysania. Sprzedający wsysa intensywnie powietrze, co ma świadczyć o tym, że moja propozycja jest zupełnie nieakceptowalna. Mierzy mnie wzrokiem, w końcu mówi „no dobra”. I tym sposobem staję się właścicielem Ferrari, na targu 15 zł, w przewodniku wyceny Lesney/Matchbox nawet 50 funtów.

Trudno mi jednak uwierzyć w 100 tys. dolarów za Hot Wheelsa

Chodzi o Chevroleta Camaro z prototypowej serii aut pomalowanych białą farbą, która miała podkreślić niedoskonałości odlewu. Model ten był elementem większej kolekcji, którą kupił Joel Magee – amerykański specjalista od starych zabawek i wynajdowania dziwnych rzeczy. Historia jest ponoć taka, że prototypowe Camaro zostały przez pomyłkę rozsprzedane jako normalne zabawki i trafiły do nieświadomych niczego kupujących – dlatego tak niesłychanie trudno jest dziś na nie trafić.

Z pewnością ten samochodzik jest rzadki i wiąże się z nim ciekawa historia. Problem w tym, że to sam Joel Magee wymyślił wartość ponad 100 tys. dolarów, a kolejne serwisy motoryzacyjne przeklejają tę wiadomość bez żadnej refleksji. Sprawdziłem więc, jak to jest z cenami Hot Wheelsów z tych wczesnych, najbardziej kolekcjonerskich serii.

Oczywiście, to lipa

Są w internecie strony dla kolekcjonerów Hot Wheels, które nieźle wyceniają najrzadsze modele z tej serii. Na przykład completeset.com zamieszcza listę najdroższych resoraków, gdzie białe Camaro zajmuje zaszczytne 8. miejsce z wyceną 2500 dolarów. Czyli do 100 tysięcy brakuje 97 500 dolców.

Owszem, są Hot Wheels wyceniane nawet na 10 tys. baksów, np. ten Cheetah Python:

Ale nawet nie ocieramy się o granicę 100 tys. dolarów. Owszem, po internecie krąży informacja, że amerykański kolekcjoner Bruce Pascal kupił kiedyś prototypowy model VW T2 z Hot Wheels, jedyną wypuszczoną sztukę, za 72 tys. dolarów – ale nikt ten informacji nigdy nie zweryfikował, nie odbyła się też żadna aukcja, podczas której można by taką sprzedaż udokumentować. Przypomina mi to pewnego polskiego handlarza klasykami, który wystawia gruchoty po 30-50 tys. zł (niewarte 1/10 tego), pisząc że „na zagranicznych aukcjach takie samochody chodzą już po 100 tys. zł”.

REKLAMA

To aż nie do wiary, żeby wiodące portale zagraniczne tak bezrefleksyjnie przepisywały lipne wiadomości.

BTW, to moje Ferrari Berlinetta jest warte 15 tys. euro. Jestem znanym kolekcjonerem, więc wiem co mówię. Są chętni?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA