206 tys. zł za Hondę Civic z 2000 r. Ktoś naprawdę tyle zapłacił
Ostatnie informacje o cenach nowej Hondy Jazz wywołały ożywioną dyskusję w komentarzach. Nic dziwnego - ponad 90 tys. zł za auto miejskie to... dość dużo. Co zatem można powiedzieć o 20-letniej Hondzie Civic za 2 razy tyle?
Jeśli masz około 30 lat (no dobra, powiedzmy plus minus 10), to są szanse, że kiedyś albo marzyłeś, albo nawet zastanawiałeś się nad kupnem Hondy Civic 6. generacji, zwanej u nas potocznie „żabą” (z powodu wyłupiastych przednich reflektorów w wersjach 3-drzwiowych, sedanach i coupe). Ba, może nawet ją miałeś. Szanse te są nawet większe, jeśli byłeś graczem i zarywałeś noce grając w produkcje w rodzaju Need For Speed: Underground czy Juiced, gdzie Honda Civic Coupe była jednym z dostępnych samochodów.
Od strony bardziej praktycznej, Civic VI to udany samochód. Relatywnie tani w eksploatacji, o dobrych osiągach, nieźle się prowadzący i na dodatek całkiem praktyczny - choć to ostatnie zależy oczywiście od wersji nadwozia. Sporą łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest fakt, że egzemplarz w ładnym stanie kupić jest trudno. Auta bywają powypadkowe, przerdzewiałe lub zwieśniaczone tuningiem w najgorszym stylu.
Ale oto na BringaTrailer.com pojawiła się seryjna Honda Civic Si Coupe z 2000 r.
Samo w sobie nie byłoby to może aż tak interesujące, gdyby nie fakt, że samochód wydaje się być w stanie niemalże perfekcyjnym. Nic dziwnego - przebieg to zaledwie 5644 mile, czyli mniej niż 9100 km. Jako bonus jest jeszcze ładny i soczysty kolor nadwozia - o ile tak można mówić o jakimkolwiek kolorze niebieskim. Tutaj mamy do czynienia z lakierem Electron Blue.
Oznaczenie „Si” oznacza, że niebieski Civic to najmocniejsze, co było dostępne na rynku amerykańskim. Fabryczne oznaczenie takich aut to EM1. Istniała też oczywiście Honda Civic VI Type-R, ale występowała wyłącznie jako 3-drzwiowy hatchback, poza tym sprzedawano ją tylko w Japonii.
Pod maską pracuje tu 1,6-litrowy silnik B16A2, który bez pomocy turbodoładowania osiąga 160 KM (przy 7600 obr.min.) oraz 150 Nm (przy 7000 obr.min.). Jednostka ta była też dostępna w Europie w 3-drzwiowych modelach VTi (hatchbacki 5-drzwiowe i kombi Aerodeck z takim oznaczeniem miały nieco mocniejsze, 169-konne silniki 1.8).
Ktoś zapłacił za takie auto 50 tys. dol.
Właściwie to nawet odrobinę więcej, bowiem do tego należy doliczyć 5-procentową prowizję dla portalu BringaTrailer. Ostateczna cena wyniosła więc 52 500 dol., czyli niemal... 206 tys. zł. I weź tu teraz człowieku się zdecyduj, czy w tej cenie wolisz 20-letniego Civica, czy dwa nowe Jazzy.
Ja bardzo lubię różne motoryzacyjne ciekawostki, ale jednak wydawanie takiej kasy na Civica Coupe, który i tak wymaga inwestycji (choćby nowych opon i ogólnego serwisu) przerasta nawet moje uwielbienie dla głupich pomysłów. Również z tego względu, że choć ten Civic nie stał bez ruchu od 20 lat, to teraz zapewne taki właśnie los go czeka - trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktoś chciał choćby raz na tydzień wyjeżdżać na drogę autem kompaktowym, na które wydał tyle pieniędzy. Nie będzie można krzyczeć na całe gadło „VTEC JUST KICKED IN, YO”.
Jeśli to ja bym wydał 206 tys. zł na takie auto, to krzyczałbym tak bez ustanku.
Albo schował je głęboko w garażu i czekał, aż będzie warte 412 tys. zł.