W pierwszej części relacji z holenderskich wakacji – miks, jak za starych dobrych czasów. Holandia to kraj, gdzie graty atakują z każdej strony.
Nigdzie nie ma tak wspaniałego krajobrazu motoryzacyjnego jak w Holandii, a byłem już w wielu miejscach. Oczywiście „nigdzie”, pomijając kraje gdzie jeździ się gratami z biedy – mówię o bogatych krajach Europy Zachodniej. W Królestwie Niderlandów nowe auta są względnie małe, a klasyki bardzo różnorodne. W Niemczech widzi się głównie klasyczne Mercedesy i BMW, we Francji klasyki są ciekawe, ale pochowane i na wierzchu zostają tylko jakieś R4 i 2CV, a Holandia ma ten niepowtarzalny miks wszelkiej motoryzacyjnej dziwności.
Przejechałem 500 km rowerem po Holandii, a oto kilka gratów na które natrafiłem
Nasza trasa prowadziła przez Venlo, Eindhoven, Tilburg, Bredę, później granicę z Belgią, powrót zachodnią stroną do Zierikzee, dalej Naaldwijk i 's-Hertogenbosch, i z powrotem do Venlo. Wyszło 486 km. Oto Holandia i jej graty:
Czas na dwa najlepsze strzały.
W następnym wpisie: o tym, co mi się NIE podobało w infrastrukturze rowerowej w Holandii.