Mała stłuczka za dwa miliony? Panie, to japońskie auto, to musi kosztować
Kolizja drogowa za dwa miliony złotych wygląda na jedną z najdroższych w historii. Właściciel następnym razem będzie uważał na hydranty.
Zapewne po tytule myśleliście, że mowa o samochodzie elektrycznym. Nic bardziej mylnego, bo mowa o samochodzie spalinowym i to takim, który wywołuje dreszcze na sam widok, a gdy przejedzie obok, to sprawia, że całe ciało wpada w ekstazę. Samochodzie, który zdecydowanie należy do ikon motoryzacji i już teraz jest poszukiwanym i bardzo drogim modelem. A najlepsze jest to, że powstał w ramach marki, która kojarzyła się z milionem rzeczy, ale żadna z nich nie obejmowała szaleństwa. Oto motoryzacyjne dzieło sztuki - Lexus LFA.
Wygląda fenomenalnie, ale i tak wszyscy wiemy, że w tym samochodzie liczy się serduchu, czyli w tym przypadku jedyne w swoim rodzaju V10. O tym silniku napisano już wszystko, nie ma sensu przepisywać, bo i tak każdy z czytelników obudzony o 2 nad ranem będzie w stanie podać jego specyfikację techniczną wraz z takimi detalami, jak brzmiało panieńskie nazwisko matki inżyniera, który go zaprojektował. Samochód jest wyjątkowy, a powstało go zaledwie 500 sztuk. Jedna z nich właśnie się rozbiła i teraz trzeba ją naprawić. Rachunek jest astronomiczny.
Więcej o tej wspaniałości znajdziecie w:
Kolizja samochodowa za dwa miliony złotych
Jakiś czas temu w mediach społecznościowych pojawiło się nagranie Lexusa LFA, który odjeżdżał na lawecie z miejsca stluczki. Jak opowiadał właściciel - samochód stracił przyczepność podczas opadów deszczu, zaskoczyło to kierowcę, który nie opanował samochodu i uderzył w samotnie stojący hydrant. Nagranie znajduje się tutaj.
Lexus LFA jest na tyle drogim samochodem, że wszyscy wiedzieli, że na pewno zostanie naprawiony. W końcu teraz ten samochód kosztuje kilkukrotnie więcej niż jako nowy, więc to się po prostu opłaca.
W sieci pojawiło się nagranie, na którym widać uszkodzenia. Na pierwszy rzut oka nie wyglądają aż tak tragicznie - trzeba wymienić karbonowe drzwi, ikoniczny potrójny wydech, tylny zderzak, światła i tylne poszycie z włókna węglowego. W standardowym samochodzie handlarz powiedziałby, że za dwa dni będzie jeździć, a ubezpieczyciel przysłałby wycenę naprawy na jakieś 1237 zł. Ale nie tutaj. To Lexus LFA, więc jest drogo.
Drzwi? Około 160 tys. zł (40 tys. USD). Lusterko? Nie występuje w naturze. Łączny kosztorys opiewa na 500 tys. dolarów, więc koszty są naprawdę ogromne. Za to można było kupić w momencie debiutu prawie dwa LFA.
PS: ale dajcie spokój, mieć takie auto i przywalić w hydrant, to naprawdę trzeba być wyjątkowym.