Cena paliwa wzrosła do 1,10 zł za litr. Angolscy taksówkarze wszczęli zamieszki
Skok ceny oleju napędowego o 1/3 w ciągu jednego dnia sprawił, że stolica Angoli i jedno z największych miast Afryki zarazem – Luanda – zapłonęła.

Kilka razy pisałem o motoryzacji w Angoli, ponieważ spędziłem w tym kraju prawie dwa tygodnie w poszukiwaniu gratów. Tamtejszy ruch drogowy jest nieco szalony, ale opiera się on głównie na Toyotach Hiace używanych do przewozu osób w wersji 15-miejscowej. To tak zwane taxi, czyli po prostu bus jeżdżący na względnie stałej trasie, podstawa transportu publicznego w tym kraju. Prawie wszystkie takie Toyoty mają silnik Diesla, więc skok cen tego paliwa o 33 procent w jeden dzień to zabójstwo dla setek biznesów. Przy średniej płacy w Angoli wynoszącej jakieś 200 zł na miesiąc nie bardzo jest pole do podnoszenia cen biletów.

Wszystko to sprawiło, że kierowcy i właściciele vanów urządzili na początek trzydniowy strajk
Do strajku wezwali też innych przewoźników typu lokalne auta na aplikację Yango (odpowiednik Ubera) – głównie są to małe auta jak Suzuki S-Presso czy Alto używane do przewozu 2-3 osób. To, co początkowo miało być tylko strajkiem, szybko przerodziło się w ogromne protesty, a potem zamieszki. Doszło do starć z policją, które w Afryce wyglądają trochę inaczej niż w Europie, tzn. policja przyjeżdża pojazdami pancernymi i otwiera ogień do protestujących. Zginęły cztery osoby, kilkadziesiąt jest rannych, ponad 500 aresztowanych. A wiecie ile teraz kosztuje diesel w Angoli po tej drastycznej podwyżce?

Jest to nieco ponad 1 zł za litr
Tak w przedziale 1,09-1,12 zł za jeden litr oleju napędowego. Wcześniej cena wynosiła ok. 83 grosze za litr. To wszystko dzięki subwencjom państwowym, na które ten bogaty w ropę naftową (a zarazem bardzo biedny) kraj może sobie pozwolić. Teraz prezydent João Lourenço chce się tych subwencji pozbyć, ponieważ zjadają one ok. 4 procent całego budżetu krajowego w skali roku. Nie będzie to miła wycieczka dla Angolczyków, i tak najczęściej żyjących w skrajnej nędzy – poza tymi, którym udało się podłączyć pod państwowy kurek z pieniędzmi z eksportu ropy.

Zdarzyły się przypadki atakowania kierowców „na aplikację”, którzy nie wzięli udziału w strajku
Strajk zarządziła największa korporacja taksówkowo-busowa o nazwie Anata, ale potem odcięła się od protestów. Wzruszające były wiadomości w mediach państwowych, gdzie opowiadano o wszystkim, tylko nie o tym że stolica płonie, a sklepy są rabowane. I to wszystko z powodu skoku o jakieś 30 groszy na litrze. Co ciekawe – od wprowadzenia podwyżki cen paliw do wybuchu zamieszek minęły dwa tygodnie, bo tyle mniej więcej zajęło firmom od busików podniesienie cen biletów, i to od razu o 50 procent. Ludzie wracający z pracy po prostu z nagła dowiedzieli się, że albo idą do domu na nogach, albo nie opłacało im się do tej pracy w ogóle iść. I to wszystko w kraju, który jest modelowym przykładem złego zarządzania zasobami państwowymi. Lub dobrym, jeśli obejrzeć najpierw ten film:
### Subsydia państwowe w przypadku cen paliw to zawsze droga donikąd
Po pierwsze – w przypadku kryzysu subsydia znikają, paliwo drożeje i kryzys napędza się jeszcze bardziej. Po drugie – nie zachęcają do sięgania po alternatywne formy zasilania pojazdów. Po trzecie – ewentualne podwyżki są większe i boleśniejsze niż przy paliwie, gdzie dużą część stanowią podatki. Nawet nie wiecie, jak tu macie dobrze w tej Polsce. Nadal mamy przecież paliwo dużo tańsze niż w Angoli w odniesieniu do naszej siły nabywczej.