Poleciałem osobiście sprawdzić, czy Chiny nas motoryzacyjnie zjedzą. Ale na miejscu wolałem oglądać ruch uliczny, niż szukać odpowiedzi na to trudne pytanie.

Warszawa powitała nas deszczem. Tak się powinno zaczynać każde sprawozdanie ze szkolnej wycieczki. A Kolumna Zygmunta była majestatyczna i przywoływała wspomnienia o dawnych bohaterach. Guangzhou nie powitało mnie deszczem, powitało mnie gęstym ruchem ulicznym, dyrektorem w roboczym uniformie i szaleńcami na jednośladach, którzy nic a nic nie przypominają motocyklowych ścigantów z Europy.
We wpisie o samochodzie, który zadebiutuje niedługo u nas — o GAC Hyptec HT — obiecałem, że podzielę się wrażeniami z Chin. Ostatnio czytałem też wiele o tym, jak bardzo Chiny zagrażają europejskiej motoryzacji, tylko tam było o liczbach, bo ich gospodarka faktycznie czapką nakrywa naszą. Postanowiłem to połączyć. Tylko sam Kanton, w którym byłem, mógłby stać się silnym państwem, ze światowej czołówki. Samo miasto ma 18 mln mieszkańców i wszędzie są tam samochody. Ale najpierw zajmijmy się chińską pracą, a potem dość chaotycznie opowiem, co zapamiętałem.

5 osób wkręca żarówkę
W Chinach jest czasami dziwnie, trzeba to przyznać. Bywa, że odmienność ludzkich postaw, od naszych, europejskich, rzuca się oczy. Kilku pracowników wykonuje pozornie nieskomplikowaną czynność, którą w Polsce zleciłoby się siostrzeńcowi stażysty za pół biletu na autobus i to z łaską. A oni robią to w kilka osób, z zapałem, jakby była to najważniejsza czynność świata.
Wtedy zastanawiasz się, jak oni mają podbić Europę, przecież to da się wszystko prościej, szybciej, sprawniej? I jest to najprawdopodobniej poznawczy błąd. To, że ktoś robi coś inaczej, nie znaczy, że robi gorzej. Poza tym ta nieprzebrana masa ludzi może pozwolić sobie na marnowanie swoich zasobów. Ty samodzielnie wkręcasz jedną żarówkę, oni w tym czasie wkręcają 1 tys. żarówek i zupełnie im nie przeszkadza to, że wkręcało je 5 tys. osób.

Ilością nas pokonają. Tylko Guangzhou liczy tylu, że zajęliby pokaźną część Polski, a nie jest to największe miasto Chin i stanowi tylko wycinek ich gospodarki, która na pewno nie składa się wyłącznie z wytwarzania wyrobów niskiej jakości za 5 zł. I tak byłem oszołomiony.
Fabryka nie była obita blachą falistą
Odwiedziłem trzy obiekty należące do firmy GAC, w tym część fabryki. Nic co tam zobaczyłem, nie wskazywało, że mają jakieś braki, dystans do nadgonienia, a kilka fabryk już widziałem. Jest to normalny europejski poziom, nie ma wstydu, także porzućcie myśli o siermiężnej manufakturze.
Niektóre auta oferowane u nas czasami wyglądają jak zaprojektowane i wykonane 20 lat temu, ale to wyjątki. Wątpiący w chińskie osiągnięcia mogą na tej podstawie wyciągać błędne wnioski. Wprawdzie na monitorach w jednym z fabrycznych budynków wyświetlano zapętlony film, w którym przywódca państwa wizytował fabrykę, kiwał głową z uznaniem, a pracownicy klaskali z zapałem. Wyglądało to jak wizyta w gminnym ośrodku maszynowym za PRL, ale nijak ma się to do procesu produkcji.

Witał nas dyrektor ubrany w coś na kształt roboczego kombinezonu, identycznego jak noszą pracownicy. Zero drogich garniturów. Pracę traktują poważnie.
Salony samochodowe
Widziałem samochody w sklepie z telefonami komórkowymi. W części salonu marki Huawei były telefony komórkowe, a obok prezentowano samochody submarek tego koncernu. Trochę patrzysz na ekran telefonu, trochę na ten w samochodzie, dwie podobne rzeczy, niedługo nie będzie żadnej różnicy. Telefon oferuje różne funkcje, samochód też, normalna sprawa, można się rozejść. Widziałem salony będące bardzie showroomami, przy głównych ulicach miast, ale też dealerstwa, na których uparto się chyba przykleić logotypy wszystkich marek istniejących na świecie.

Ruch uliczny to lawa
Trzy, cztery pasy ruchu biegnące przez środek miasta są tam czymś zupełnie normalnym. Jeśli niektórym aktywistom wydaje się, że zachodnie społeczeństwa opanowała samochodoza, to są w błędzie. Chiny mają ogromny ruch uliczny, w dużej mierze oparty na wymuszeniach. Jak sobie wymusisz miejsce na sąsiednim pasie ruchu, to je masz. Inaczej jedziesz swoim w nieskończoność. Jest to nieustanny samochodowy tłok, w którym każdy chce zająć lepsze miejsce. Za nic nie wjechałbym między te auta bez tytanowej zbroi, a oni tam robią gorsze rzeczy.

Samochody, które nigdy nie parkują
Nie wiem, gdzie oni parkują te wszystkie samochody, przysięgam. Chyba każdy z nich jest jak bus, zawsze na robocie, nigdy nie potrzebuje zaparkować. Nigdzie tam nie widziałem miejsc do parkowania wzdłuż ulicy, a na chodnikach to już zupełnie wykluczone. Jedziesz do celu i tam parkujesz, o ile twój cel takie miejsce posiada.
Kultura jechania autem do miasta i tam zostawiania go "na ulicy" chyba się tam nie przyjęła. Samochody są wszędzie, ale nie istnieją w formie zaparkowanej. Może także z takich przyczyn, tak wiele osób korzysta z jednośladów wszelkiej maści. Choć założę się, że wielu z użytkowników jednak wybrałoby auto, gdyby mogło. Kto z własnej woli chciałby uczestniczyć w tym szaleństwie?

Jednoślady to szczyt szaleństwa
Jednośladami jeździ się tam wszędzie i występują mniej więcej w milionie opcji. Jeśli szukasz czegoś szczególnie dziwacznego, znajdziesz to w Chinach. Elektryczny rowerek dla słonia z parasolem? Nie widziałem, ale na pewno się znajdzie. Jest tam wszystko, elektryczne rowery, elektryczne skutery, motocykle, a najpopularniejsze są chyba elektryczne skutery o ograniczonej prędkości maksymalnej. Jeżdżą tym normalnie po drogach dla rowerów. Bez problemu da się też spotkać jednoślad, który ledwo jedzie z prędkością 30 km/h, ale za to pcha się na pobocze drogi szybkiego ruchu.
Myślałem, że to tylko obrazki z internetu, o charakterze bardziej memicznym niż dokumentującym rzeczywistość, ale nie. Jeżdżą tam bez kasków, we trójkę z dzieckiem po środku, albo wepchniętym pod kierownicę. I pchają się tak w ten gęsty, czteropasmowy uliczny ruch. Dla Europejczyka wygląda to jak źle zaplanowane samobójstwo rozszerzone. A to nie są jednostkowe przypadki.

Zjedzą nas
Dało się jeszcze zauważyć, że produkcja lokalna ma znaczenie dla motoryzacyjnego krajobrazu. Tak jak w Czechach pełno jest Skód, tak tam pełno było aut Aion, ze względu na obecności fabryki. I nie wiem, czy przypadkiem aut rodzimej produkcji, tylko w tej prowincji, nie było więcej niż właśnie Skód w Czechach.
To jest bardzo popularne pytanie ostatnio, czy Chiny nas zjedzą, motoryzacyjnie. Jeśli ma się tak wydarzyć, to na pewno ten ogrom ludzi i sił do pracy odegra ważną rolę. Mieszkańcy jednego miasta stanowią ponad jedną trzecią mieszkańców Polski i mogliby śmiało być dużym europejskim krajem, a gospodarczo jednym z najmocniejszych w Europie. Może bez znaczenia jest, że dyrektor nie nosi drogich garniturów, przynajmniej w trakcie naszej wizyty, ale ta mnogość wszystkiego, co można tam zobaczyć, jest przytłaczająca. To co na razie nazywamy wysypem chińskich marek na naszym rynku, to jest nic, to dopiero sondy próbne.