BMW skończy z subskrypcjami na moc. W końcu przyznali, że to bez sensu
BMW zdążyło zdenerwować wielu ludzi płatnymi subskrypcjami. Wygląda na to, że marka chce zrewidować swoją decyzję i wycofać się z tego pomysłu - a przynajmniej z subskrypcji dodatkowej mocy i zasięgu w niektórych modelach.

Płatne subskrypcje dla różnych funkcji w samochodach to jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów w motoryzacji anno domini 2025. Najbardziej jest to kojarzone z BMW, które w 2022 r. otworzyło swój sklep ConnectedDrive, który obecnie ma w swojej ofercie m.in. płatne subskrypcje za technologię ADAS, animacje powitalne czy adaptacyjne zawieszenie. Największe kontrowersje wzbudził system płatności za podgrzewanie foteli, z którego szybko zrezygnowano.
Moc i zasięg też za subskrypcją
W modelach elektrycznych za dodatkową opłatą możemy otrzymać dodatkową porcję mocy i kilometrów do przejechania (choć ta pierwsza jest dostępna także w spalinowej serii 2). Jednak BMW planuje rezygnację z tego - zdaniem wielu niezbyt szczęśliwego - pomysłu.
Wyrażone to zostało słowami Alexandry Landers, globalnej dyrektor ds. komunikacji produktowej w BMW. Przy okazji premiery modelu iX3, zapytana o system subskrypcji dotyczący mocy i zasięgu, odpowiedziała australijskim mediom motoryzacyjnym przecząco - stwierdziła, że BMW nie jest tunerem i taka opcja nie miałaby dla marki sensu.

Oczywiście, odnosi się to do akurat prezentowanego iX3. Istnieje jednak szansa, że zmiana przełoży się także na kolejne modele linii Neue Klasse. Przypomnijmy: po iX3 w przyszłym roku pojawią się i3, iX4 i iX5, zaś w 2027 r. roku zobaczymy iX7, a w 2028 r. - iX6.
Czy to całkowity koniec subskrypcji? Dobre sobie
Jednakże, Landers pytana czy BMW będzie pobierać dodatkowe opłaty za inne pozycje z listy wyposażenia, przyznała że bawarska firma wciąż wierzy, że klient chce wyboru, czy chce mieć w swoim aucie konkretny system. Jednak platforma ConnectedDrive ma być będzie odtąd wykorzystywana głównie do wykupywania systemów wspomagania kierowcy czy systemów bezpieczeństwa czynnego.
Oczywiście z punktu producenta ma to jak najwięcej sensu - dodatkowe pieniądze. Sama pani Landers mówiła australijskim mediom, że dodatkowe wyposażenie często generuje stałe koszty eksploatacyjne, których BMW nie chce pokrywać z własnej kieszeni.
Dlatego też należy przyjąć, że rezygnacja z płatnych subskrypcji na resztę wyposażenia, zwyczajnie nie wchodzi w grę. Moim zdaniem, będzie to kolejna rzecz do której po prostu z czasem przywykniemy. Nie, nie polubimy - przywykniemy, bo nie będziemy mieli innego wyjścia. Ale przynajmniej przestanie to kłuć w oczy.
Więcej o BMW przeczytasz tutaj:







































