REKLAMA

Nie może sprzedać diesla w Krakowie mimo obniżania ceny. A to dopiero początek

Samorządy wzięły się za regulację rynku samochodów używanych, z wiadomym skutkiem. Kierowcy z Krakowa czy Warszawy, którzy będą musieli pozbyć się swoich diesli, sprzedadzą je za ułamek realnej wartości użytkowej. 

klasa średnia porównanie cen
REKLAMA
REKLAMA

Napisał do mnie człowiek, który od dwóch miesięcy próbuje pozbyć się Alfy Romeo 159 z silnikiem wysokoprężnym. Auto znajduje się w Krakowie i zdaniem sprzedającego mimo znacznego obniżenia ceny, zainteresowanie jest zerowe. Przez dwa miesiące nie zadzwonił absolutnie nikt.

Podobno takie samochody kosztują ok. 20 tys. zł, a w Krakowie nikt nie chce go nawet za 12 tys. zł

Sprawdziłem, jak kształtują się ceny Alfy Romeo 159 w województwie małopolskim. Pod uwagę wziąłem tylko auta z dieslem. Jest ich w ogłoszeniach 56, czyli stanowią ogromną większość Alf 159 w ogóle wystawionych na sprzedaż w Małopolsce. Od razu dało się zauważyć ciekawą rzecz: te 20 tys. zł, o których wspomina sprzedający, jest mało realne w przypadku samochodów nie spełniających normy Euro 5. Owszem, w ogłoszeniach są nieliczne Alfy Romeo 159 z Euro 5, które kosztują ponad dwa razy tyle, co pozostałe. Czyli efekty regulacji już są widoczne – a to dopiero początek początku.

Sprawdziłem więc, ile kosztują Alfy 159 w województwie pomorskim

Nikt na razie nie zapowiedział strefy czystego transportu w Gdańsku (spokojnie, będzie), więc tam prawdopodobnie te ruchy cenowe jeszcze nie występują. Cóż się okazało: w województwie pomorskim liczba ofert jest oczywiście znacznie mniejsza, ale ceny są właściwie takie same. 12,5 tys. zł to najczęściej występująca wartość. Dla wszelkiej pewności zajrzałem jeszcze do województwa wielkopolskiego i tam dla odmiany jest zauważalnie drożej – na Alfę 159 z dieslem trzeba wydać ok. 16 tys. zł, a na ładną nawet 20 tys. zł, niezależnie od rocznika.

Problem z pozbyciem się starego diesla występuje od lat

Mój znajomy pół roku męczył się ze sprzedażą samochodu z silnikiem wysokoprężnym, zanim jeszcze nawet Kraków ogłosił swoje plany. Ludzie już od dawna ich nie chcą, chyba że w przypadku wozów bardzo świeżych, albo bardzo, bardzo starych. Zła atmosfera wokół diesli wytwarzana jest już od ok. 8 lat, więc preferencje nabywców zdążyły się zmienić, tak jak i warunki rynkowe. Kiedyś diesla kupowało się, bo był tańszy w utrzymaniu. Dziś to raczej przeszłość. Ceny obu paliw są identyczne, a czasem nawet występuje korzyść na rzecz benzyny. Nowoczesne diesle są trapione awariami, a benzyna z turbodoładowaniem jeździ nawet przyjemniej (znów: nie dotyczy najnowszych konstrukcji). Zniknęły więc powody, aby kupować diesla, przybyło za to przyczyn, by go nie kupować. Nie ma się więc co dziwić, że nikt nie dzwoni.

To co robić?

Jeździć ile się da. Potem sprzedać w cenie złomu na eksport. Jak wiadomo, za wschodnią granicą Polski to już inna planeta, więc tam można jeździć starym dieslem bez ograniczeń. Nie dziwić się też, że ludzie nie chcą kupić samochodu, który będzie ograniczony terytorialnie w poruszaniu się. Jedno, czemu można się dziwić, to jakim sposobem producenci samochodów nie ponieśli żadnej odpowiedzialności za wyprodukowanie milionów trujących diesli przez dziesiątki lat i jeszcze zachęcanie ludzi do ich kupowania.

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA