„Obywatel ma prawo decydować o wejściu na jezdnię” to bzdura. Poseł Szramka trochę odleciał
Poseł z listy Kukiz'15 Paweł Szramka to młody człowiek. Nie ma nawet 30 lat. Można więc wybaczyć, że wystosowuje dość nieprzemyślane interpelacje do ministra, ale to co napisał, zasługuje na komentarz... niestety nie pozytywny.
W skrócie chodzi o to, żeby nie karać pieszych przechodzących na czerwonym świetle. O sprawie pisał już Bezprawnik, ale ja chciałem odnieść się do niej z nieco innej strony. Najpierw jednak przytoczmy, co napisał poseł Szramka w swojej interpelacji:
Poseł Szramka pomylił wszystko z wszystkim. A przede wszystkim pomylił to, czy coś jest zakazane z tym, czy coś jest karane. To dwie zupełnie różne rzeczy. W jakich to wielu krajach Europy przechodzenie na czerwonym świetle nie jest zabronione? Zacząłem szukać. Nie znalazłem żadnego. Wszystkie informacje dla pieszych, nawet te z Wielkiej Brytanii, gdzie ogólnie można łazić wszędzie bez żadnej kary, mówią wyraźnie: nie wchodź na czerwonym. Serio, nie można. Jedynie po prostu za to wykroczenie w niektórych krajach, takich jak Wielka Brytania czy Francja, nie przewidziano kar. W Hiszpanii za wbiegnięcie na czerwonym policja może nałożyć mandat aż do wysokości 200 euro (!!!). W Polsce kary są i policja czasem je stosuje, zwłaszcza jak im brakuje trochę mandatów do wyrobienia założonego wyniku dziennego.
„Obywatel ma prawo decydować o wkroczeniu na jezdnię” to szkodliwa bzdura
Od razu przed oczami staje mi Korwin-Mikke ze swoją krucjatą przeciwko pasom bezpieczeństwa. „Moje zdrowie moja sprawa!” krzyczy „krul” i twierdzi, że obowiązek zapinania pasów to zamach na jego wolność. Jest to tzw. guzik prawda z dość prostego powodu: ofiary wypadków, które nie były zapięte pasami odnoszą zwykle znacznie poważniejsze obrażenia, przewalając się po samochodzie jak worki ziemniaków i łamiąc sobie kości. Koszty rehabilitacji tych ofiar ponosimy my wszyscy jako społeczeństwo, a nie tylko sam pomysłodawca.
Podobnie jest z koncepcją posła Szramki: ten suwerenny obywatel decyduje o wejściu na jezdnię na czerwonym, powodując kolizję. Już słyszę ten kwik, że „pieszy nigdy nie zabił samochodu”: a co, jeśli kierowca samochodu spróbuje go ominąć i wpadnie na innego pieszego? A co, jeśli pieszy wejdzie przed motocyklistę? W zderzeniu pieszego z motocyklistą ten drugi jest tak samo poszkodowany jak pierwszy. A skoro „obywatel ma prawo decydować”, to czy ja, prowadząc pojazd do jazdy którym nie potrzeba uprawnień (np. skuter 50 cm3) też mogę sobie coś zdecydować? Np. stoję na czerwonym, jest noc, pada deszcz, nic nie jedzie. Mogę jechać panie pośle? No właśnie.
Odpowiedź Ministerstwa była ciekawa, bo zasadzała się na „braku dostatecznej kultury drogowej”
Można przyjąć z pełnym prawdopodobieństwem, że prawo nie zostanie zliberalizowane i piesi nie będą mogli wchodzić na czerwone bezkarnie. Ministerstwo podnosi też ważną kwestię, jak wielu pieszych ginie na polskich drogach w stosunku do dróg w Europie Zachodniej (276 osób w 2017 r. tylko na przejściach dla pieszych). Zezwolenie na wchodzenie na czerwonym świetle w polskich realiach nie oznaczałoby dla ludzi „nie zostaniemy za to ukarani”, tylko „teraz już można”. Tak to działa – i nagle tysiące pieszych zaczęłyby po prostu wchodzić na jezdnię przed samochody, twierdząc że teraz już przecież mają pierwszeństwo niezależnie od koloru świateł. To psychologia: zawsze chętniej przyznamy pierwszeństwo sobie niż temu drugiemu.
W jednej kwestii zgadzam się z posłem Szramką: nie powinno się karać pieszych za przechodzenie na czerwonym w nocy na zupełnie pustej drodze. Po prostu policja mogłaby przymykać oko na to wykroczenie, tak jak dzieje się to już teraz w wielu przypadkach. Wystarczy pozostawić tę kwestię do decyzji funkcjonariuszom. Jednak pieszy przebiegający na czerwonym w gęstym ruchu na uczęszczanym skrzyżowaniu nadal powinien kończyć swój bieg z mandatem w ręku – a to, że potem będzie opisywał w internecie, jak strasznie źle został potraktowany przez złośliwą policję, ma same zalety: dzięki temu może mniej osób powtórzy ten wyczyn.