Volkswagen Golf GTI Performance: bardzo grzeczne 245 koni
Gdyby w 1976 r. Volkswagen nie wypuścił pierwszej generacji Golfa w wersji GTI, historia hot-hatchy potoczyłaby się zapewne zupełnie inaczej. O tym, jak sprawuje się najnowsza generacja legendy w wersji GTI Performance mogłem przekonać się w idealnym do tego miejscu.
Na oesach rajdu Monte Carlo. Naprawdę, trudno o lepsze miejsce, żeby sprawdzić, na co stać nowego Golfa GTI. A stać go na bardzo wiele. Słowem wstępu dodam jeszcze, że udało mi się wylosować szarą, 5-drzwiową wersję Performance z turbodoładowanym, 2-litrowym TSI pod maską i manualną, 6-biegową skrzynią.
Jeśli ktoś gardzi manualem, zawsze może wybrać opcjonalną skrzynię DSG. Obie konfiguracje dają dużo frajdy z jazdy i moim zdaniem wybór pomiędzy nimi sprowadza się do indywidualnych preferencji kierowcy. Chociaż niektórzy twierdzą, że najnowsza generacja DSG reaguje na polecenia z trochę wolniej i nieco bardziej leniwie od poprzedniej. Nie jestem w stanie tego potwierdzić, ale to dość poważny zarzut, więc warto o nim wspomnieć.
Golf GTI Performance to bardzo grzeczny hot-hatch.
Nawet najmocniejszą wersją Performance, w której silnik podkręcono do 245 KM, wyposażono w większe hamulce i blokadę mechanizmu różnicowego (tzw. szperę) jeździ się bardzo… kulturalnie. Siódma generacja Golfa GTI jest przez to jednym z najbardziej uniwersalnych hot-hatchy na rynku.
No i mam w końcu okazję, więc chciałbym napisać, że uturbienie Golfa GTI było jednym z lepszych pomysłów Volkswagena. Generacjom z wolnossącymi jednostkami (GTD się nie liczy!) brakowało nieco agresji w górnym zakresie obrotów. Silnik w obecnej generacji można też spokojnie zmapować na ponad 300 koni. Nie napiszę, że nie ma to sensu. Jeśli ktoś jest stałym bywalcem torów wyścigowych, prędzej czy później zacznie myśleć o zwiększeniu mocy. Znam kilku takich. Albo zainwestuje w wersję R, ale to już inna cena...
Nie tylko na tor
Znaczek GTI nie oznacza, że usportowiony Golf nadaje się tylko do szaleństw na wysokich obrotach. Po weekendzie spędzonym na torze wyścigowym, człowiek może wsiąść w poniedziałek w swojego GTI i w tempie spacerowym dotoczyć się spokojnie do pracy. Nie wzbudzając przy tym żadnej sensacji na drodze. Nie wszystkie hot-hatche to potrafią. Nie wszystkie mogą też pochwalić się tylną kanapą wyposażoną w system ISOFIX.
I nie każdemu spodoba się taka charakterystyka. Golf GTI nie jest bowiem samochodem, który na każdym kroku próbuje wgnieść kierowcę jak najgłębiej w fotel. Tutaj o bezpieczeństwo podczas bardzo agresywnej jazdy dba doskonała kontrola trakcji, a jeśli ktoś przesadzi, zawsze może liczyć na błyskawicznie reagujące i bardzo mocne hamulce.
Bez względu na wybrany tryb jazdy, Golf zawsze prowadzi się dobrze.
Tylko nie zrozummy się źle: Golf GTI w wersji Performance to nadal bardzo szybki hot-hatch. On po prostu nie epatuje swoją mocą i nawet podczas bardzo śmiałego pokonywania ostrych zakrętów na górskich drogach Col De Turini czułem się bardzo pewnie za kierownicą tego samochodu. O wiele pewniej, niż pozwalałyby na to moje umiejętności. Kierowcą rajdowym to ja nie jestem.
Ogromną zaletą, jeśli chodzi o prowadzenie tego samochodu jest to, że zarówno system kontroli trakcji, jak i sam układ kierowniczy ani przez chwilę nie wydaje się wchodzić w paradę kierowcy. Dzięki temu człowiek ma wrażenie, że jego umiejętności za kółkiem są o wiele większe, niż w rzeczywistości. Nie powiem, to bardzo przyjemne uczucie. Samochód jest też bardzo dobrze wyważony, co w połączeniu z elektroniką sprawia, że podsterowność na ostrych zakrętach pojawia się bardzo późno.
A kiedy człowiekowi znudzi się już sportowa jazda, wystarczy aktywować tryb comfort i zacząć delektować się spokojną jazdą. Golf to bardzo uniwersalny samochód i doskonale sprawdza się również w roli komfortowego daily. Na pokładzie znajdziemy bardzo sprawną, dwustrefową klimatyzację, fajny system infotainment i - o czym pisałem już kilka razy - sensownie działającą nawigację.
A wady?
Pierwszą rzeczą, do której można mieć zastrzeżenia w Golfie to ilość miejsca na tylnej kanapie. Od 2012 r. standardy w tej klasie trochę się przesunęły. Chociaż jest to trochę czepianie się na siłę - jeśli ktoś szuka auta, w którym komfortowo zmieszczą się 4 dorosłe, wysokie osoby, powinien zainteresować się nieco większymi modelami Volkswagena. Wątpię jednak, żeby którymś z nich jeździło się tak fajnie, jak Golfem.
Niestety, ta radość z jazdy swoje kosztuje. Ceny wersji GTI Performance zaczynają się od 126 tys. zł. To dużo, zważywszy że zwykłego Golfa do jazdy na co dzień można kupić już za połowę tej kwoty i będzie on tak samo komfortowy. Pytanie więc, czy warto dopłacić drugie tyle za sportowe osiągi i znaczek GTI?
Niestety, lata 70. w których pierwsza generacja Golfa GTI nie miała żadnej konkurencji już dawno minęły. Dziś w tej samej cenie można kupić np. szybsze, 5-drzwiowe Renault Megane R.S, albo w ogóle zaszaleć i wyjechać z salonu Toyoty nową (trochę wolniejszą, niż Golf co prawda) GT86 z tylnym napędem.
Mam nieodparte wrażenie, że wersję GTI Performance kupować będą najczęściej właściciele poprzednich generacji Golfów GTI. Nie jest to bowiem samochód, w którym wielu zakocha się od pierwszego wejrzenia. Na tle innych, dzisiejszych hot-hatchy Golf GTI wygląda bardzo zwyczajnie i nie zwraca na siebie przesadnej uwagi.
Moim zdaniem o to właśnie chodzi w hot-hatchach. Trudno zresztą krytykować producenta, bez którego ten typ samochodów mógłby nigdy nie zdobyć takiej popularności, jaką cieszy się obecnie.