Uwaga na przekręt z lipnym numerem VIN. Nieuczciwi handlarze są o krok przed nami
Nie wpadłbym na to, że można zrobić taki przekręt z numerem VIN, gdybym sam przypadkowo go nie zobaczył.
Jak być może wiecie, albo nie, w ogłoszeniach podaje się teraz obowiązkowo numer VIN. Oczywiście nie na wszystkich serwisach, ale w tych najpopularniejszych – jak najbardziej. To bardzo dobre rozwiązanie, bo numer VIN pozwala skorzystać z różnych płatnych baz, gdzie dowiemy się jaki przebieg raportowano dla danego egzemplarza, albo czy były jakieś szkody, czasem nawet podane są wartości usunięcia tych szkód. Głównie chodzi jednak o eliminację przekrętów z cofaniem przebiegu.
No, to handlarze mają już sposób
Wchodzimy na ogłoszenie. Auto perełka, lalka szwajcar, jedyne takie zobacz. Przebieg niziutki. Oczywiście że się zgadza, proszę bardzo, tu jest VIN. Pan(i) se wpisze zobaczy. Wklejasz VIN w bazę w rodzaju Auto-prześwietlenie (omijam nazwę, żeby nie było że reklama) i wychodzi, że oczywiście wszystko jest prawdą. Bezwypadkowy, pierwszy właściciel, przebieg się zgadza. No to oczywix, rozbijasz świnkę skarbonkę, czujesz że trafiłeś okazję, może ogłoszenie jest z Radomia, ale nie dajmy się zwieść stereotypom. Wsiadasz w swoją Vectrę B i pędzisz zamienić ją na superidealne BMW E91 z dizelkiem.
Na miejscu też wszystko jest wspaniale. Kawka, miły i uśmiechnięty handlarz, auto pachnie nowością i odrobinę plakiem, jazda próbna bez zarzutu. Wiesz, że zrobiłeś wszystko dobrze, bo auto jest sprawdzone, nie może być miną. Podpisujesz kwity, płacisz pieniążki (proszę wymawiać to słowo z lubością) i odjeżdżasz w siną dal swoim nowym, bawarskim nabytkiem.
Gdyby nie jeden fakt
Ten VIN, który sprawdzałeś, to nie był od tego auta. Mógł się różnić paroma cyframi. W dobie atakujących nas zewsząd kodów, numerów i innych bezładnych ciągów cyfr oraz liter, możemy tego nigdy nie zauważyć. Kto zwróci uwagę, że w ogłoszeniu było 968993, a gdy przyjechał na miejsce, to końcówka była 986999? Nie ma szans. Na miejscu sprawdzisz zgodność VIN na samochodzie, na umowie, w karcie pojazdu, na fakturze – ale jest znikoma szansa, że porównasz, czy ten sam VIN był w ogłoszeniu i w rzeczywistości. Zwłaszcza, że handlarz może natychmiast zakończyć ogłoszenie i nie będzie się już jak do niego dostać. Ewentualnie przez historię sprawdzonych VIN-ów w bazie, ale znowuż – kto to weryfikuje ponownie będąc na miejscu i już czując dotyk nowego, lekko przechodzonego wozu?
No więc ktoś to właśnie zrobił
I wyszło mu, że VIN w ogłoszeniu był bez zarzutu, a jego samochód miał 342 tys. km i dość niedawno. W ogłoszeniu było niewiele ponad dwieście. Dwa różne wozy, dwa różne VIN-y, jedno ogłoszenie. Nie powiem, jestem trochę pod wrażeniem sprytu handlarzy, trzeba było trochę pomyśleć, żeby na to wpaść, no i znaleźć sobie bazę „bezpiecznych” VIN-ów do podawania publicznie. No ale skoro oni już wpadli, a my – tzn. potencjalni kupujący – już o tym wiemy, to doszła nam jeszcze jedna rzecz do sprawdzania na miejscu. W razie niezgodności VIN-u z ogłoszenia z VIN-em na miejscu, pozostaje tylko opuścić lokal. Ewentualnie prosić handlarza nie o numer VIN, a o zdjęcie tabliczki znamionowej. Poniżej jeden z przykładów takiej sytuacji, gdzie handlarz zmiękł i wysłał prawidłowy VIN. Niestety, nie wszyscy mają ten moment refleksji – niektórzy idą w zaparte do samego końca.