To Maserati Quattroporte ma 425 tys. km przebiegu po 6 latach i jeździ dalej
Kupilibyście Maserati z przebiegiem 425 tys. km?
Przypuśćmy, że masz pieniądze, fantazję i dużo kilometrów dziennie do przejeżdżania. Żadne niemieckie wozy nie wchodzą w grę, tym jeżdżą producenci firanek i karmy dla zwierząt, a nie artyści. Lexus jest za nudny, poza tym nie masz 111 lat żeby go sobie kupić. Zbierasz się na odwagę i kupujesz Maserati Quattroporte. Nie jakieś tam nędzne V6, tylko 3.8 V8 biturbo o mocy 530 KM. Do setki ma 4,7 – trochę długo, ale za to według fabryki może pojechać 307 km/h.
Odbierasz swoje Maserati Quattroporte i ogień na autostradę
Wiadomo, że w Polsce nie można przekraczać 140 km/h, ale Maserati jest od niemieckiego właściciela, a w krainie autobahnu można i trzy paki (nie wiem do dziś jak to możliwe w 2020 r.). W każdym razie z prostej matematyki wynika, że to Maserati musiało robić minimum 200 km dziennie, dzień w dzień. Oczywiście przy 140 km/h to jakieś półtorej godziny jazdy, więc w sumie niewiele, ale odległość robi wrażenie. Może ktoś miał 100 km do pracy? Stówa w jedną, stówa w drugą, a w weekend jeszcze wycieczka do domku letniskowego ze stadniną koni oddalonego o 200 km, i cyk robi się 70 tys. km rocznie, a po 6 latach mamy na liczniku wartość 425 tys. km.
Serwis Maserati musiał bardzo lubić tego klienta
Co 2 miesiące wymiana oleju. Co rok wymiana oleju w automacie (chyba). Ciekawe ile kompletów opon udało się zetrzeć na łyso w te 6 lat. Ciekawe też ile przytrafiło się usterek – pewnie żadne, w końcu Maserati to marka premium. Jak popatrzy się na inne ogłoszenia z Maserati, to rzadko kiedy przebijają one 200 tys. km. Czasem zdarza się jakieś, które ma 240 tys. km, ale wyżej nic już nie ma. Widocznie bardzo mało kto kupuje Maserati do darcia po autostradzie.
Po aucie widać parę zewnętrznych śladów zużycia. Chyba lakier trochę oblazł, albo ktoś gdzieś przytarł, takie mam wrażenie. Wnętrze wygląda znakomicie. Ciekawe czy ktoś siedział kiedyś na tych osobnych miejscach z tyłu.
Tyle pytań, a tak niewiele odpowiedzi. Jedno pytanie jest zasadnicze:
Czy kupilibyście Maserati z przebiegiem 420 tys. km?
Przebieg jest ewidentnie autostradowy, wątpię żeby to auto było taksówką i kręciło się 200 km dziennie po mieście. Jeśli osiągnęło taki przebieg, to musiało być regularnie serwisowane, inaczej by zmarło dużo wcześniej. Jeśli jeździło tak dużo, to pewnie zwykle przy dobrze rozgrzanym silniku. Zatem można przypuszczać, że do dalszego łojenia po autostradzie auto bez problemu się nadaje. Czy nie wyszłyby jakieś usterki w ruchu miejskim – być może tak. Ale dobrych mechaników od Jeepów w Polsce nie brakuje, a to w sumie przecież to samo (wiem, że ten V8 to jest włoski a nie amerykański. Ale swap na 6.4 Hellcat byłby tu idealny).
Ja bym kupił, ale jest jeden problem. 190 tys. zł to kosztują Quattroporte z przebiegami ok. 100 tys. km. Faktycznie, to jest fajna kompletacja z V8 i osobnymi fotelami z tyłu, ale czy ustawi się kolejka chętnych, to bym dyskutował.