Ależ te elektryczne samochody się palą. Spłonęło aż 15 naraz. Przyczyna zaskakuje
Albo i nie zaskakuje, to było wulgarne, idiotyczne podpalenie w wykonaniu lewicowych terrorystów. Nie to jest jednak w całej sprawie najciekawsze.
Piętnaście nowiutkich Tesli poszło z dymem. Do incydentu doszło we Frankfurcie nad Menem, zapewne przy okazji targów IAA Mobility. Szybko okazało się, że było to podpalenie, ponieważ przyznała się do tego nieznana lewicowa grupa terrorystyczna. Zamieszczono nawet oświadczenie w języku niemieckim na indymedia.org.
Terroryści podpalili Tesle, bo gdyż ponieważ...
Nie zgadzają się z polityką tej firmy, która opiera się na „zielonych kłamstwach”. Tesla produkuje samochody elektryczne, ale pozyskanie materiałów do ich wytwarzania nie ma nic wspólnego z ekologią. Metale ziem rzadkich są wydobywane przy wykorzystaniu dużej ilości wody, ogromnej emisji CO2, często niewolniczą pracą w krajach 3. świata. Dalej w tym oświadczeniu jest to samo co zawsze: że samochody są dla bogatych, że Tesla stosuje greenwashing, że ogólnie samochody są złe, i cywilizacja jest zła, i wszystko jest złe – tylko wzniecanie wielkich pożarów jest dobre, bo te pożary są po to, byśmy się obudzili i przestali kupować Tesle. Tradycyjne „robimy dokładnie to z czym walczymy, emitując tony trucizn do atmosfery, ale to jest inna sytuacja”. W Niemczech takie rzeczy się zdarzają – może nie w takim natężeniu jak we Francji, gdzie samochody podpala się jak córka zda do następnej klasy w szkole koranicznej, ale nieraz czytałem o terrorystach niszczących auta w Berlinie i okolicach.
Do tego momentu nawet nie byłem zdziwiony. Ale to, co zdarzyło się później...
Wiele razy czytałem, że samochody elektryczne płoną po kilka-kilkanaście godzin i nic nie jest w stanie ich ugasić. Spodziewałem się więc, że gdy płonie 15 Tesli jednocześnie, to pożar będzie właściwie nie do ugaszenia. To się wszystko będzie smażyć kilka dni i nijak nie będzie się dawało temu przeciwdziałać, bo nie ma tak wielkich kontenerów, żeby zmieściło się do nich piętnaście samochodów naraz. Tymczasem było zupełnie inaczej. Straż pożarna przyjechała, ugasiła pożar i odjechała. Pierwsze jednostki opuściły miejsce po godzinie – jeden patrol został do rana (rzecz działa się w nocy), żeby sprawdzić czy nic się znowu samo nie rozpali. Nie rozpaliło się, sprawa rozwiązana, ogień ugaszony. To jak to jest? Może tylko jak płonie jeden samochód to wszystko tyle trwa, a jak płonie ich 15, to jest łatwiej? A może to nie do końca prawda z tym bardzo długim czasem akcji gaśniczej, bo doliczany jest do niej czas pilnowania czy samochód znowu sam nie zacznie się palić?
Tymczasem mam poradę dla grupy terrorystów
Spróbujcie pożyć przez parę tygodni bez korzystania z łańcucha dostaw, w którym biorą udział pojazdy i maszyny zasilane paliwami kopalnymi. Oglądałbym z tego odcinek na Youtube, gdyby nie to, że nie moglibyście go wgrać, bo wasze telefony, komputery i karty pamięci płyną na statkach napędzanych pochodnymi ropy naftowej. Wygląda na to, że jedynym sposobem zrównoważonych ekoprotestów jest samospalenie.
Czytaj także: