Spór o szlaban we Wrocławiu. Dzieci muszą iść na spacer, rodzice są oburzeni
Spółdzielnia mieszkaniowa postawiła szlabany przed szkołą. Rodzice odwożący dzieci protestują, ale ci, którzy grodzą drogę, mają bardzo dobre argumenty.

Czy dzieci należy odwozić pod same drzwi szkoły? Wielu rodziców bez zastanowienia odpowie, że tak - bo wtedy są spokojniejsi. „Rodzice zatrzymywali się, dziecko wysiadało i rodzic mógł zobaczyć, że to dziecko otworzyło furtkę i wchodziło do szkoły. Natomiast dzisiaj rodzicom tego brakuje i po prostu mają taki niepokój, czy to dziecko dotarło, czy nie dotarło” - tłumaczy cytowana przez Radio Wrocław Barbara Rotte, dyrektorka szkoły podstawowej numer 118. Teraz już się tego zrobić pod tą szkołą nie da, oczywiście jeśli ktoś podjeżdża samochodem. Spółdzielnia mieszkaniowa "Piast" postawiła szlabany na wewnętrznych drogach osiedlowych w rejonie szkoły. Nie można więc podjechać pod drzwi.
Rodzice domagają się otwarcia szlabanu
Wywalczyli to nawet w sądzie: po zgłoszeniu sprawy przez magistrat, Sąd Rejonowy nakazał spółdzielni otwarcie. Jak mówi Monika Dubec z Urzędu Miejskiego, „To postanowienie jest prawomocne. Niestety do tej pory spółdzielnia nie wykonała tego postanowienia. Zależy nam bardzo na komforcie i żeby ułatwić dojazd do tej placówki”.
Pozostaje pytanie: dlaczego spółdzielnia postanowiła zamknąć szlaban? Nic nie dzieje się bez przyczyny i tak też było w tym wypadku.
Rodzice nie potrafili się zachować
Według przedstawicieli spółdzielni, na osiedlu ze względu na podwożenie dzieci panowało ogromne natężenie ruchu. Mieszkańcy narzekali na „armagedon” i samochody parkujące pod ich oknami. „Jeździli pod prąd, parkowali na środku, wszystko im było wolno. Jest o wiele lepiej niż było. Tych samochodów jest o połowę mniej w tej chwili. Moje dzieci chodziły na pieszo do jednej szkoły, do drugiej szkoły, do gimnazjum i przeżyły” - mówi żyjąca w okolicy kobieta cytowana przez radio.
Aby jakoś uporządkować teren pod szkołą, wcześniej wytyczono w okolicy kilkanaście miejsc Kiss&Ride - czyli takich stworzonych do tego, by stanąć tam na chwilę, wysadzić dziecko i odjechać. Ale sama dyrekcja szkoły przyznaje, że miejsca są traktowane jak zwykły parking i dlatego są ciągle zajęte.
Rodzice „nie mogą mieć ładnych rzeczy”
Jak w popularnym memie sprzed lat: oto, dlaczego nie możemy mieć „ładnych rzeczy”. Czyli: osoby odwożące dzieci do szkoły parkowały gdzie popadnie i ogólnie nie przestrzegały przepisów, a teraz narzekają, że zostało im to uniemożliwione.
Być może spółdzielnia w końcu wykona sądowy wyrok i w tym akurat wypadku rodzice wygrają. Co nie zmienia faktu, że nie uciekniemy od ograniczania możliwości podjeżdżania samochodami pod szkoły. Coraz więcej miast testuje rozwiązania z czasowym zamykaniem dróg w okolicy podstawówek. Dzieciom dobrze zrobi spacer, a okoliczne trawniki odetchną z ulgą, bo nie będą rozjeżdżane. Wystarczy wybrać się rano w okolice dowolnej placówki edukacyjnej, by zobaczyć, że rodzice odwożący dzieci kochają parkować gdzie popadnie - w bramie, na przejściu dla pieszych, na skrzyżowaniu albo na środku chodnika. W końcu robią to w imię bezpieczeństwa swojego dziecka. To, że przy okazji zagrażają innym - które np. chcą przejść przez ulicę - przecież nie ma znaczenia.






































