Silnik Wankla naprawdę wraca do Mazdy. Ale nie szybko
CEO Mazdy potwierdził, że firma wciąż chce, by silnik Wankla pojawił się w gamie. Praca wre i przynosi efekty.
Trochę zaczynamy przestępować z niecierpliwością z nogi na nogę, bo przecież to miało się wydarzyć w tym roku – takie zapewnienie otrzymaliśmy w 2018. Jednak rok 2020 jest na tyle wyjątkowy, że w sumie nie wypada się dąsać na Japończyków za opóźnienie. Tak czy inaczej, CEO Mazdy – Akira Marumoto – zapewnił, że prace nad tym rozwiązaniem trwają i już na początku przyszłego roku w Japonii pojawi się flota egzemplarzy testowych, wyposażonych w silniki o wirujących tłokach. Co to będą za samochody? Tego jeszcze nie wiadomo.
Początkowo mówiono o tym, że silnik Wankla sprawdziłby się jako powiększacz zasięgu w elektrycznym MX-30
Mazda już testowała w tym kierunku prototyp wciśnięty w nadwozie modelu 2. Zastosowano w nim jednostkę jednowirnikową o mocy 38 KM. Jej pojemność to zaledwie 0,33 litra – czyli tyle, ile ma puszka coli, ale z 9-litrowym zbiornikiem benzyny powinna zwiększyć zasięg MX-30 o kolejne 200 km.
Dziś Mazda MX-30 sprzedawana jest u nas wyłącznie jako elektryk, ale w Japonii można ją kupić również jako hybrydę typu mild z dwulitrowym silnikiem benzynowym. Nie ma jednak co liczyć na to, że w tej odmianie trafi do nas – na przeszkodzie stoją europejskie limity CO2. Być może silnik Wankla rozwiąże ten problem, ale przekonamy się o tym nie wcześniej niż w połowie 2022 r., na kiedy zapowiedziano rynkowy comeback silnika Wankla.
Dlaczego to takie ważne wydarzenie?
Silnik o wirującym tłoku może mieć wielkość zbliżoną do pudełka po butach i pracować praktycznie bez wibracji, zapewniając osiągi porównywalne z dużo większymi jednostkami o tradycyjnej konstrukcji. Pracując jako range extender nie będzie napędzał kół, a jedynie produkował energię. Będzie mógł więc pracować w optymalnych warunkach, niezależnych od prędkości pojazdu, czy intensywności używania pedału gazu i zapewniał optymalne osiągi przy niewielkim zużyciu paliwa.
Nie jest jednak wcale powiedziane, że Mazda zdecyduje się skorzystać z tego rodzaju napędu wyłącznie w roli wydłużacza zasięgu. Być może wykorzysta go jako normalne źródło napędu. To by było coś. Tylko czy znaleźliby się odważni, którzy zechcieliby wydać na to coś swoje pieniądze?