Rowerzysta jechał pod prąd i uderzył w samochód. Kierowca auta dostanie niemały mandat
Kolizja we Wrocławiu wygląda jak stuprocentowa wina rowerzysty, ale nie dajcie się zwieść pozorom. Kierowca samochodu może szykować się na poważne kłopoty. Być może ten wpis pomoże mu w walce o swoje prawa.

Cała sytuacja wyglądała tak, że kierowca Volkswagena chciał włączyć się do ruchu gdzieś we Wrocławiu, prawdopodobnie w okolicach ulicy Jedności Narodowej. Wyjeżdżając musiał ustąpić wszystkim, którzy tą ulicą jechali – i tak w swoim mniemaniu zrobił. Nie wziął jednak pod uwagę, że po pasie rowerowym jechał pod prąd dostawca na rowerze elektrycznym (99 proc. że nielegalnym przy obecnym stanie prawnym) i po prostu uderzył w wyjeżdżającego Golfa. Raczej nic mu się nie stało, ale kwestia winy jest tu zadziwiająco rozwiązana w polskich przepisach.
Otóż to nie ma żadnego znaczenia, że rowerzysta jechał pod prąd
Kierowca Golfa ma ustąpić wszystkim, którzy już są na drodze i kropka. Nieważne co robią i jak rażąco łamią przepisy. Z takiego (idiotycznego) założenia wychodzą polskie sądy, które w sytuacjach tego typu biorą stronę osoby jadącej nielegalnie. Podkreślam: kierowca Golfa wykonywał manewr legalny, a rowerzysta – manewr nielegalny, ale koncepcja pierwszeństwa jest świętsza niż święte księgi i najwyraźniej jeśli ktoś robi coś głupiego na drodze z pierwszeństwem, to nikt nie może mu przeszkodzić.
To prawie tak jest, ale trzeba przyjąć inną linię argumentacji
Kierowca Golfa powinien powiedzieć: dopełniłem wszystkich obowiązków związanych z manewrem włączania się do ruchu. Zachowałem szczególną ostrożność, rozejrzałem się i ustąpiłem pierwszeństwa wszystkim pojazdom, jakie mogłem zauważyć i które poruszały się w sposób legalny. Kierując się zasadą ograniczonego zaufania kierujący może uznać, że inni uczestnicy ruchu poruszają się zgodnie z przepisami, zwłaszcza tymi nadrzędnymi, jak ruch prawostronny. Kierujący Golfem miał prawo uznać, że na pasie rowerowym, przez który przejeżdża, cały ruch może nadjechać tylko od jego lewej strony. Ponadto do kolizji doprowadził bezpośrednio kierujący rowerem, ponieważ to on najechał na pojazd, a nie został przez niego najechany. Poruszając się pod prąd powinien był przewidzieć, że wprowadza w błąd innych kierujących i samemu zachować nadzwyczajną ostrożność.
Powyższe argumenty pewnie nic nie zmienią i kierowca Golfa i tak zostanie ukarany, co oczywiście po raz kolejny podważa zaufanie obywateli do prawa. Sytuacja ta jest sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem, ale zgodna z prawem, co powoduje poczucie, że prawo służy do karania i represjonowania obywateli, którzy nie zrobili nic złego.
W rzeczywistości mamy tu kulminację wykroczeń ze strony dostawcy
Być może właśnie straciłem palec, ale dałbym sobie uciąć palec, że to na czym jedzie, to niezarejestrowany elektryczny motocykl, nieposiadający tablic, ubezpieczenia i homologacji. Za samą jazdę tym pojazdem powinien zostać ukarany mandatem i konfiskatą jednośladu. Na filmie doskonale widać, że jego „rower” przemieszcza się bez pedałowania z prędkością znacznie przekraczającą typowe miejskie szybkości roweru. Mamy więc jazdę motocyklem po pasie ruchu dla rowerów, i to pod prąd. Jeśli to nie wyczerpuje znamion winy za to zdarzenie, to nie wiem co jeszcze musiałby zrobić, żeby sąd lub policja go ukarały. Podobno ostatnio funkcjonariusze „wzięli się” za te udające rowery nielegalne pojazdy, ale to wzięcie trwało krótko i było pokazowe. Dostawcy dalej na nich jeżdżą, uznając że ryzyko złapania jest śmiesznie małe. Podobnie jak nisko oceniają ryzyko kolizji, stąd też jakiekolwiek przepisy ruchu drogowego są przez nich lekceważone. Można powiedzieć, że polscy kierowcy przeszli na wyższy poziom konieczności uważania: rowerzyści nie tylko nie znają przepisów i nie mają w planie ich znać, bo po co, ale też ich „rowery” stały się po wielokroć szybsze.







































