Indie to nowe Chiny. Teraz to tam szukają szczęścia kolejni producenci aut
Renault Kiger, Skoda Kushaq – zapowiadają się świetnie, a jednak nie mamy na nie szans.
W ostatnich latach coraz boleśniej przekonujemy się, że to już nie Europa wyznacza trendy w dziedzinie rozwoju motoryzacji. Że to już nie europejscy klienci są najważniejsi i to nie pod nich szykuje się nowe modele. Pamiętam, jak wieki temu Kia prezentując nowego Ceeda zapewniała, że to model stworzony w europejskich biurach projektowych marki i przygotowany specjalnie z myślą o tutejszych klientach. Dziś jest u nas zbyt drogo, a przepisy są zbyt skomplikowane, by zarabiać dobre pieniądze. Klientów trzeba szukać gdzieś indziej.
Ostatnio rolę najlepszego źródła klientów przejęły Chiny. To tam Porsche pokazało odświeżonego Macana, tam Musk wybudował pierwszą zagraniczną fabrykę Tesli, a BMW z myślą o tamtejszych klientach zaprojektowało pysk kapibary i tam najpierw wprowadziło model iX3. Przykładów można by mnożyć, choćby wskazując na 33 modele w gamie Volkswagena.
Nie wszystkim się jednak tam udało i szukają szczęścia w innych fragmentach świata
Weźmy takie Renault – Captur, Kadjar i Koleos nie trafiły w gusta chińskich klientów i marka pożegnała się z tamtejszym rynkiem. O wiele lepiej radzi sobie teraz w Indiach, które próbuje zasypać crossoverami.
Sprzedaje tam wspaniałego, małego Dusterka, czyli model Kwid i oplastikowanego w crossoverowym stylu siedmiomiejscowego minivana Triber. I samego Dustera, oferowanego tam jako Renault, oczywiście też. Niebawem do tego zestawu dołączy jeszcze model Kiger, co Renault ogłosiło z dumą na głównym profilu koncernu na Twitterze. Nie jako lokalną premierę na profilu Renault India, czy coś takiego – na oficjalnym profilu Grupy Renault.
Będzie to produkcyjna wersja konceptu Kiger, który zaprezentowano w listopadzie. Lokalne media podają, że będzie to coś pomiędzy supermałym Kwidem, a Triberem. Technicznie auto ma być spokrewnione ze sprzedawanym tam od niedawna Nissanem Magnite, czyli crossoverem mniejszym od naszego Juke'a. Powstanie na mniej skomplikowanej niż europejska CMF-B HS, lokalnej płycie podłogowej CMF-A+. Na krótkiej liście silników ma mieć dwa punkty: wolnossące 1.0 o mocy 72 KM i turbodoładowane 1.0 o mocy 99 KM. Żadnych hybryd, w opcji przekładnia zautomatyzowana AMT. Prosto i niezawodnie. Pewnie tak samo mogłoby być u nas. Ale się nie da.
Nie da się też z nową Skodą Kushaq
To kolejny model, który sprawia wrażenie idealnego na nasz rynek, a jednak dostaną go klienci w innej części świata.
Będzie to produkcyjna wersja konceptu Vision In, który pokazano w Indiach niemal rok temu. Niewielki crossover segmentu B powstanie na platformie MQB A0 IN, czyli prawie tej samej, na której powstają europejskie maluchy Grupy VW, takie jak Kamiq czy T-Cross. Prawie, bo IN oznacza, że to adaptacja europejskiego rozwiązania na bardziej wymagające finansowo rynki wschodzące. Bez opcjonalnego napędu na cztery koła i bez części systemów bezpieczeństwa, które na tamtejszym rynku byłyby zbyt drogie.
O tym, że mówimy o zupełnie innych potrzebach niech świadczy fakt, że Skoda w materiałach prasowych zapowiadających Kushaqa podkreśla, że auto będzie miało regulowany na wysokość fotel kierowcy i regulowaną kierownicę i że klimatyzacja manualna znajdzie się na liście wyposażenia standardowego. U nas to już od dawna oczywistość.
Kushaq w standardzie będzie wyposażony w dwie poduszki powietrzne, w bogatszych wersjach, albo za dopłatą – nawet sześć. Aktywny tempomat? Asystent parkowania? Układ rozpoznawania znaków drogowych? No skąd, ale ekran dotykowy na środku kokpitu? Oczywiście! Elektryfikacja? Po co, przecież 1.0 i 1.5 TSI zapewniają „imponujące osiągi i niskie zużycie paliwa”. Nie ma co zmieniać nic na siłę.
Na marginesie, wiecie, że tamtejsze auta muszą mieć inne klaksony? Nie że głośniejsze, bardziej wytrzymałe, bo takie jak u nas podobno wytrzymują tam co najwyżej dwa tygodnie.
Niestety, Indie leżą na innej planecie, która nie potrzebuje samochodów elektrycznych do ratowania klimatu i komplikowanych na siłę systemów bezpieczeństwa do zastąpienia kierowcy, który coraz gorzej radzi sobie za kółkiem. Może więc mieć prostsze i tańsze auta. My jesteśmy na nie za bogaci. A może za głupi?