Producenci sprzedają zwykłe auta osobowe jako SUV-y, a my dajemy się nabierać
Coraz więcej jest na rynku popularnych modeli, które producenci nazywają SUV lub crossover, podczas gdy w rzeczywistości to zwykłe auta osobowe. Zapraszam na przegląd fake-SUV.
Czym wyróżnia się SUV, lub choćby częściowo, crossover? Może podwyższonym nadwoziem z dużym prześwitem, napędem na 4 koła i uterenowionym charakterem. A co jeśli dany pojazd nie ma żadnej z tych cech? No cóż, to wtedy nie jest SUV-em i tyle. Gdyby Skoda wypuściła dziś nową Fabię i nazwała ją SUV-em, pewnie śmialibyśmy się z tego. Tymczasem takie rzeczy zdarzają się stale, a my ich nie zauważamy i dajemy się robić w balonik, że to co jest nam oferowane, to SUV. Oto 5 nowych aut, które SUV-ami są tylko według korporacyjnego nazewnictwa.
Próbuję znaleźć w Pumie jakiekolwiek cechy SUV-a. Napęd na 4 koła - nie ma. Duży prześwit? 16,4 cm, a w ST 15,2 cm - to jest wartość na poziomie aut osobowych. Nie ma co liczyć na duże, terenowe opony ze znacznym profilem, na podcięte zwisy czy zabezpieczenia podwozia. Ten samochód to hatchback. Po prostu hatchback - i po wycofaniu z oferty modelu Fiesta jest to jedyna pozycja Forda w segmencie aut małych. Puma nie jest żadnym SUV-em ani crossoverem i nawet nie próbuje być, nawet się nie stara - w wersjach Active osobowych Fordów przynajmniej dokładali czarne zabezpieczenia nadkoli z zewnątrz, a tu nic, zero, brak. Silniki: 1.0 i 1.5 Ecoboost, a ceny od 116 do 152 tys. zł.
Kia Niro
Bardzo lubię ten samochód, podobają mi się obie generacje. Ale ta aktualna z całą pewnością nie jest żadnym SUV-em ani crossoverem. Napęd na przód, 16 cm prześwitu - jeszcze mniej niż Puma - zderzaki bez żadnych podcięć, fantazyjne lakierowanie i długi „pług” z przodu, który natychmiast odpadnie, jeśli pojedziemy tym w teren. Oczywiście wybaczam Niro, bo ma dużo miejsca, ładną tablicę przyrządów i w wersji hybrydowej, jeśli ktoś umie z niej korzystać, spali ok. 5,5 l/100 km. Można też pójść w plug-ina (trochę bez sensu) albo w wariant w pełni elektryczny (ale bym nim jeździł), więc wybór jest. Nie zmienia to nijak faktu, że ten pojazd jest standardowym hatchbackiem. No chyba że to jednak SUV, ale wtedy Golf II to też SUV, i to wcale nie w wersji country. Kia Niro zaczyna się od 127 tys. zł, a model plug-in od 159 tys. zł.
Elektryczne Renault Megane
Wprawdzie na żywo widziałem ten samochód tylko w salonie, ale nie mogłem uwierzyć, że nazwali go crossoverem. To znaczy, przepraszam, oficjalnie to sportowa, aerodynamiczna linia nadwozia łączy w śmiały sposób kompaktowego hatchbacka z sylwetką crossovera. Czyli jest to hatchback połączony z crossoverem, a crossover to SUV połączony z hatchbackiem, czyli mamy 2 jednostki hatchbacka na jedną jednostkę SUV-a. Szkoda, że tej ostatniej nigdzie tu nie znajdziemy. Auto jest niziutkie, ma ogromne felgi z bardzo niskoprofilowymi oponami 215/45 R20. Prześwit: 13,5 cm. To tyle, co VW Golf III, ale w wersji cabrio, która była fabrycznie niższa niż hatchback. Cena już od 232 900 zł.
X w nazwie sugerowałoby, że to będzie coś uterenowionego. I tu muszę uczciwie oddać BMW, że ten model można kupić z napędem na obie osie xDrive, więc oczywiście że to SUV-crossover, jakżeby inaczej. Który dla niepoznaki wygląda tak:
Zobaczcie, ileż w nim terenowego charakteru. Haha, podejrzewam że przeciętny próg zwalniający albo pozimowe dziury są wyzwaniem dla tego wozu i jego superniskiego prześwitu oraz gigantycznych alufelg z niziutkimi oponkami. Nie mówię, że jest brzydki, wręcz przeciwnie, jest bardzo spójny stylistycznie w byciu tak daleko od terenowego charakteru jak to tylko możliwe. Problem polega na tym, że X w BMW oznacza auta uterenowione, ale liczba parzysta po X-ie to mają być te sportowo-terenowe. Czyli X2 jest uterenowione (X), ale 2 zabiera mu ten charakter i zostaje po prostu nadmuchany hatchback. Prześwitu w danych fabrycznych nie ma, ale jest cena wersji z napędem na 4 koła: od 186 500 zł. Nie da się jednak zejść poniżej 200 tys. zł, bo niektóre opcje wręcz żądają zaznaczenia.
Od tego samochodu w sumie wszystko się zaczęło, o ile przez wszystko rozumiemy nazywanie wszystkiego SUV-em jak popadnie. Nie wkręcam Was, Toyota pisze o tym samochodzie własnymi słowami: wszechstronne możliwości typowe dla auta typu SUV. Jeździłem nieraz Toyotą C-HR i faktycznie przez jakiś czas była ona dostępna z napędem 4x4, ale to już dawno i nieprawda, obecnie są tylko hybrydy z FWD. Toyota nie podaje prześwitu dla tego samochodu, bo jakby nie bardzo jest co podawać – to po prostu nietypowo stylizowany hatchback. Można jednak, co mnie zdziwiło, dokupić sobie do niego pakiet SUV. Polega on na zamontowaniu do auta dodatkowych listew. Niestety, nie podnosi prześwitu ani nie dokłada choć częściowo terenowych opon. No trudno. I tak nigdy nie chciałem C-HRa, bo w środku w tym aucie jest ciemno jak w karcerze. Aha, jeszcze cenki: od 128 900 do 162 900.
Podsumowanie:
Większość aut z powyższej listy dobrze się sprzedaje, jest lubiana przez klientów i w ogóle odpowiada wyobrażeniu współczesnego nabywcy o takim „miejskim SUV-ie”. To, że nie mają żadnych cech SUV-a nikomu nie przeszkadza, bo nie kupujemy realnych walorów samochodu, tylko wrażenie jakie na nas robi. To, że z koncepcji SUV-a została głównie nazwa i zagrywki marketingowe, to dobrze. Te „prawdziwe” SUV-y wcale takie dobre nie były, a ich terenowe walory ogólnie przydawały się raz w roku, albo i to nie. Poza tym nadal można sobie je kupić, tyle że klienci się powoli od nich odwracają i wracają do hatchbacków, nazywanych teraz marketingowo SUV-ami lub crossoverami.
Czytaj dalej: