REKLAMA

Dalej tak mieszajcie w sprawie Sebastiana, to w końcu go uniewinnią

Przeczytałem nieco przerażający artykuł o sprawie Sebastiana M., podejrzanego o spowodowanie śmiertelnego wypadku, w którym zginęła 3-osobowa rodzina. Obrona robi dobrą robotę, myślę że przy odpowiedniej bezwładności organów państwowych w końcu uda się zwalić wszystko na tragicznie zmarłego kierowcę Kii.

Dalej tak mieszajcie w sprawie Sebastiana, to w końcu go uniewinnią
REKLAMA

Przypomnę, że w sprawie, o której wielokrotnie pisaliśmy, obecny oskarżony początkowo miał z niewiadomego powodu status świadka, później wyjechał do Dubaju, skąd po znacznych naciskach społecznych został przywieziony do Polski – tym razem już jako oskarżony. Proces już ruszył, i od razu było widać zastanawiającą pobłażliwość sądu, który zdecydował się nie odczytywać aktu oskarżenia, żeby nikogo nie denerwować. Zaczęto się skupiać na takich rzeczach jak to, czy Sebastian miał zmodyfikowany samochód (co za różnica?). A teraz czytamy, że jest wiele niewyjaśnionych wątków, wśród nich tajemnicze koło dojazdowe znalezione na miejscu zdarzenia.

REKLAMA

W „Wyborczej” napisano, że koło dojazdowe mogło być zamontowane na Kii

A że na dojazdówce wolno jechać maksymalnie 50 km/h, to jazda kierowcy Kii z prędkością 140 km/h mogła przyczynić się do wypadku. Tyle że nie trzeba być biegłym sądowym, żeby zobaczyć od razu, czy koło zostało urwane od samochodu, czy wypadło mu z bagażnika. Urwane koło ma ślady po urwanych śrubach lub szpilkach zauważalne na pierwszy rzut oka. Poza tym jeśli Kia została uderzona w tył przy dużej prędkości, to jest ogromna szansa, że dojazdówka po prostu wyskoczyła ze swojego miejsca pod podłogą przestrzeni bagażowej i dlatego znaleziono ją na ziemi. Nazywanie tego „tajemniczym kołem dojazdowym” w artykule na Wyborcza.pl sugeruje, że istnieje jakiś sekret, którego wyjawienie może zmienić bieg tej sprawy. Zwracam uwagę na fikołek logiczny, jaki tu występuje: jeśli na miejscu znaleziono dojazdowe koło zapasowe (które ma prawie każdy samochód), to mogło się ono przyczynić do powstania wypadku. Gdyby znaleziono szczątki rozbitej butelki wina, to mogłoby sugerować, że kierowca był pijany, a gdyby na ziemi leżała biała laska z czerwoną opaską, to być może kierowca po prostu był niewidomy. Tak można „przypuścić” każdy, najbardziej idiotyczny scenariusz.

W ocenie „biegłego doktora inżyniera” reprezentującego obronę, mogło przecież być tak, że w Kii wystrzeliła opona

Gdyby kierowca Kii jechał na dojazdówce 140 km/h, to zdaniem biegłego mogło dojść do rozerwania opony albo odpadnięcia koła. Bez bycia biegłym można stwierdzić, że gdyby rozerwało oponę w dojazdówce, to byłoby to widać od razu po jej znalezieniu na miejscu zdarzenia. Bez bycia biegłym można stwierdzić, że wytrzymałość opony nie wpływa w żadnym stopniu na mocowanie koła, tzn. jeśli opona jest dostosowana do jazdy maksymalnie 50 km/h, to powyżej tej prędkości nie odkręcają się śruby mocujące. Jedyne w czym wydaje się być „biegły” doktor inżynier Łukasz Gil, to w rozcieńczaniu oczywistej prawdy, którą teraz napiszę poniżej wielkimi literami:

GDYBY SEBASTIAN NIE JECHAŁ ZNACZĄCO PONAD 200 KM/H, TO NIE UDERZYŁBY W KIĘ Z TAK OGROMNĄ RÓŻNICĄ PRĘDKOŚCI.

Nie ma żadnego innego powodu tego tragicznego wypadku niż ogromna różnica prędkości między pojazdem jadącym przepisowo a pojazdem jadącym nieprzepisowo. Wszystkie inne przyczyny są wtórne. Jeśli na przykład Sebastian spieszył się do dentysty, bo bolał go ząb – to również nie jest przyczyna wypadku. Jeśli kierujący Kią był zmęczony, to również nie jest przyczyna wypadku. Nawet gdyby wjechał nieumyślnie na lewy pas ze środkowego, to także nie byłaby przyczyna wypadku, ponieważ miał prawo sądzić, że inni kierowcy mniej lub bardziej trzymają się przepisów.

Miałem ostatnio taką sytuację na drodze ekspresowej

Wyprzedzałem pojazdem ciężarowym inny pojazd ciężarowy. Nielegalnie? Nie wiadomo, bo tamten kierowca jechał 80, a ja jechałem 90, jak dla mnie jest to już znacząca różnica prędkości. Mój manewr trwał może 20-25 sekund. Zjechałem na lewy pas, gdy w lusterku widziałem, że jest absolutnie pusto i nic nie nadjeżdża. W trakcie trwania mojego manewru znikąd za mną pojawiło się Porsche, które musiało jechać pewnie ponad 200 km/h, a ja zmusiłem je do gwałtownego hamowania. Gdyby wjechało w tył mojej ciężarówki, można by mnie co najwyżej ukarać za wyprzedzanie ciężarówki ciężarówką, ale sprawcą wypadku byłby kierowca Porsche. Doskonale wiedział, że w tym miejscu można jechać maksymalnie 120 km/h, a zdecydował się zlekceważyć to ograniczenie w sposób rażący, tym sposobem biorąc na siebie odpowiedzialność za konsekwencje.

REKLAMA

Dlatego wszystkie opinie biegłych na 105 stron są nic niewarte

Wystarczy odczytać z „czarnej skrzynki” BMW jaka była prędkość w momencie uderzenia i to wszystko. Nie potrzeba żadnych dowodów więcej. Tak oczywiście się nie zdarzy i po 2 latach procesu dowiemy się, że kierujący Kią istotnie przyczynił się do wypadku, zamulając 140 jak ostatni frajer, i że jak nie masz czym jechać to nie wjeżdżasz na autostradę, tam dobre chłopaki latają po 3 paki. A biegły będzie mógł dodać sobie do portfolio, że jest biegły w obwinianiu ofiar.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-12-14T17:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-14T16:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-14T11:59:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-14T11:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-14T09:12:25+01:00
Aktualizacja: 2025-12-13T15:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-13T11:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-12T17:35:21+01:00
Aktualizacja: 2025-12-12T17:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-12T14:17:28+01:00
Aktualizacja: 2025-12-12T11:41:58+01:00
Aktualizacja: 2025-12-12T09:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-12T07:35:41+01:00
Aktualizacja: 2025-12-11T18:44:42+01:00
Aktualizacja: 2025-12-11T16:21:50+01:00
Aktualizacja: 2025-12-11T15:55:37+01:00
Aktualizacja: 2025-12-11T14:33:54+01:00
Aktualizacja: 2025-12-11T12:07:26+01:00
Aktualizacja: 2025-12-11T09:41:19+01:00
Aktualizacja: 2025-12-10T17:31:03+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA