Na pewno nie wiedzieliście że prawo jazdy to „próżny fetysz męskości”. Teraz już wiecie
Poinformował nas o tym pisarz Łukasz Orbitowski w swoim felietonie „Jak żyć bez prawa jazdy”. To bardzo ciekawe zagadnienie, ale interesujące spostrzeżenia o transporcie zbiorowym mieszają się w nim z fobiami i seksistowskimi przytykami.
Na początek może podkreślę, że na maxa szanuję ludzi, którzy na co dzień obywają się bez samochodu. Wymaga to nieco więcej organizacji niż wożenie tyłka blaszaną puszką, ale jest zdecydowanie możliwe. Mam paru znajomych, którzy po prostu nie mają auta, bo go nie potrzebują i nadal świetnie sobie radzą. I brawo dla nich. Ja też się staram rozwijać tę umiejętność, m.in. po to kupiłem sobie elektryczną hulajnogę. A kiedy muszę odwieźć samochód prasowy i wrócić jakoś do domu, nigdy nie korzystam z taksówki, tylko dojeżdżam elektronogą do transportu zbiorowego. Czy da się? Da się.
Ale co ma do tego posiadanie lub nieposiadanie prawa jazdy?
Zapytałem żonę, czy prawo jazdy jest dla niej próżnym fetyszem męskości. Przewróciła oczami i powiedziała, żebym nie czytał tyle internetu. Pan Łukasz chyba przeoczył, że od dobrych już 20 lat prawo jazdy nie ma nic wspólnego z męskością i uprawnienia do prowadzenia pojazdów zdobywają demokratycznie wszyscy, którzy zdadzą egzamin. Żeby zdać prawo jazdy nie trzeba umieć wykonywać „męskich” czynności typu zmiana koła w ciężarówce na pasie awaryjnym autostrady. Swoje samozadowolenie z nieposiadania prawa jazdy pan Łukasz ubarwia opowiastką o tym, że jego instruktor był obrzydliwy i miał długie, sine palce. To na pewno wiele zmienia w tej sprawie.
W wielu kwestiach pan Łukasz ma rację
Na przykład w tej, że w polskiej rzeczywistości osoby żyjące z daleka od dużego miasta są wykluczone transportowo i mogą liczyć tylko na siebie. Jeśli mają do przejechania większą odległość, bez samochodu sobie po prostu nie poradzą. Jednak aby to zauważyć, nie trzeba nie mieć prawa jazdy. Można je mieć i też zwracać uwagę na ten problem. Zresztą zauważył go ostatnio prezes partii rządzącej, obiecując przywrócenie zlikwidowanych linii komunikacji autobusowej PKS. To bardzo dobry pomysł, a jeszcze lepszy byłby, gdyby po opuszczonych torach znów zaczęły jeździć pociągi – najlepszy sposób na przewożenie dużej liczby ludzi z miejsca na miejsce. Ja z przyjemnością jadę pociągiem, kiedy muszę przejechać z jednego miasta do drugiego, to bardzo przyjemne doświadczenie – pociąg sobie jedzie, a ja nie muszę brać w tym udziału. I doceniam to, mając prawo jazdy od 21 lat.
Jest też, jakżeby inaczej, tzw. chochoł
Oto cytat:
Ponoć mężczyzna bez prawa jazdy nie jest prawdziwym mężczyzną. Sam, rozważając kryteria męskości wymieniłbym raczej pracowitość, lojalność, szacunek wobec kobiet, gotowość obrony słabszych, wolę walki i prawdomówność, no ale może kierowcy wiedzą lepiej.
Fajne, ale po pierwsze seksistowskie (narzucanie danej płci konkretnych ról społecznych), a po drugie – „ponoć”, czyli kto tak uważa? Pewnie na świecie znalazłaby się osoba, która by się z tym zgodziła, ale z obiektywnego punktu widzenia to bzdura. Mężczyzna bez prawa jazdy nadal jest prawdziwym mężczyzną, podobnie jak kobieta bez prawa jazdy jest prawdziwą kobietą. A to, że są leniwi i nie chciało im się go zrobić, nijak nie ujmuje im męskości ani kobiecości.
Szkoda, że żyjemy w czasach, gdy brak jakiejś umiejętności może być powodem do dumy
Wyobraźcie sobie, że ktoś napisałby felieton o tym, że nie zna angielskiego, bo nigdy nie czuł potrzeby, aby się nauczyć. Mieszka w Polsce, okazjonalnie podróżuje za granicę – po co mu angielski? W Polsce porozumie się po polsku, za granicą na migi. Do tego dodałby, że miał głupiego i obleśnego nauczyciela tego języka, więc wolał siedzieć w barze. Dorzuci też, że znajomość języka obcego to próżny fetysz męskości i już mamy gotową świetną treść. Szkoda tylko, że gdy poczytamy dalej, to okaże się, że autor świetnie radzi sobie bez znajomości angielskiego (prawa jazdy), bo w razie potrzeby płaci swojemu koledze, który jest jego tłumaczem (wozi go z miejsca na miejsce), albo zamawia sobie Google Translate (Ubera), bo sam nie może się dogadać (dojechać). Bardzo dobrze żyje się bez jakiejś umiejętności, kiedy ma się środki finansowe, żeby zlecić daną rzecz komuś innemu. A ten kolega, który wozi pana Łukasza, jednak ten próżny fetysz męskości musiał zrobić...
Jak zwykle mamy tu pomylenie posiadania umiejętności (prawa jazdy) z posiadaniem samochodu. Panie Łukaszu, to naprawdę dwie różne rzeczy. Bardzo dobrze jest nie mieć samochodu – nie mieć prawa jazdy jest źle i żadne płacze ani ubliżanie jego posiadaczom tego nie zmienią.