Przy zakupie tej polskiej terenówki można nieźle popłynąć. Auto nie było nigdy topione
Czy to jeszcze terenówka, czy już SUV (Swimming Utility Vehicle - użytkowy pojazd pływający)? Trudno powiedzieć, ale amfibia zbudowana przez AMZ Kutno robi wrażenie. I wyglądem, i ceną.
Firmę AMZ Kutno kojarzymy sobie głównie z projektem nowej Syreny, który chyba nieprzesadnie się udał, chociaż w międzyczasie zmienił nazwę na Vosco i nawet mogłem go obejrzeć na żywo. 5 lat temu, więc chyba już jest po sprawie. Ale przecież firma AMZ Kutno znana jest z zupełnie czego innego i kojarzenie jej głównie z nową Syreną może być trochę krzywdzące – od lat budują pojazdy specjalistyczne dla służb różnego rodzaju, zabudowy specjalne i inne jednostkowe produkcje. Stale potrzebne są zabudowy karetek, radiowozów, pojazdów służby więziennej, służb energetycznych. A czy potrzebne są wielkie amfibie?
Nie wiem, ale z pewnością AMZ Kutno zbudowało co najmniej jedną
I to z rozmachem, nie jakąś tam małą łódeczkę, tylko wielką, pływającą ciężarówkę-terenówkę na trzech osiach. Pojazd z zewnątrz prezentuje się groźnie i ma niesamowicie wysoko umieszczone reflektory. Ciekawe, jakie jest martwe pole przed amfibią z miejsca operatora. Podobno od momentu produkcji w roku 2014 amfibia przepłynęła się raz i to wszystko – ciekawe dlaczego, czyżby zapotrzebowanie na takie pojazdy w Polsce oscylowało koło zera? Zwłaszcza, że wszystko wygląda nadzwyczaj profesjonalnie. „Wydrę”, bo tak nazwano ten pojazd, napędza amerykański diesel Cumminsa, który porusza i kołami, i wirnikami do pływania.
Amfibia jest zarejestrowana jako pojazd wolnobieżny
Oznacza to, że może poruszać się tylko z prędkością 25 km/h. Mogłaby szybciej, gdyby była ciągnikiem rolniczym. Podejrzewam, że układ napędowy z dieslem Cumminsa pozwoliłby pojechać znacznie szybciej tym cackiem, ale przepis to przepis. W wodzie pewnie pływa z maksymalną prędkością rzędu 15 km/h, znalazłem informację że polskie amfibie wojskowe pływają właśnie 13-15 km/h. Co ciekawe, napęd kół na lądzie nie odbywa się półosiami, ale siłownikiem hydraulicznym w kole.
Największe wrażenie robi wnętrze
Pominę litościwie tę kierownicę od Lublina czy Poloneza Caro, bo pojazd jest zbyt poważny, żeby z niego żartować. W każdym razie siedzący pośrodku operator ma przed sobą wielką deskę rozdzielczą z mnóstwem przełączników, które są duże i można je obsłużyć w rękawicach. Z opisów widać, że zamontowano nawet tempomat, na pewno bardzo przydatny przy 25 km/h. Oprócz tego są rozliczne elementy oświetlenia zewnętrznego, sterowanie pompami i masa innych funkcji. Obok operatora może siedzieć pomocnik, przewidziano też małą ławkę wzdłuż burty dla załogi, a za „mostkiem”, czyli budką operatora znajduje się otwarta paka, gdzie można nawsadzać różnych rzeczy wymagających akurat przewiezienia przez wodę. Zadziwia mnie, że tak przemyślany pojazd, wymagający tyle pracy i fizycznej, i projektowej, nie został nigdy użyty. Ciekawe więc, w jakim celu został zbudowany.
Cena to 189 000 zł
Wyobrażam sobie, że to w żaden sposób nie odzwierciedla nakładów poniesionych na zbudowanie tej amfibii. Podejrzewam, że to jest zwrot kosztów za materiały, bo nawet nie za robociznę. Znalazłem, że amerykańskie amfibie marki Gibbs, i to o wiele mniejsze niż ta z AMZ, kosztują od... 500 tys. dolarów. Spodziewam się więc, że amfibia z AMZ Kutno szybko znajdzie amatora. Pytanie tylko, czy będzie stać jako reklama i ładnie wyglądać, czy faktycznie gdzieś popłynie. Ale bym nią jeździł przez Wisłę, żeby nie stać w korku na moście. Problem w tym, że pewnie latem nie trzeba będzie nawet amfibii, żeby przejechać przez Wisłę.