REKLAMA

Wreszcie Polonez w uczciwej cenie. Kosztuje zero dinarów, ale na szczęście do negocjacji

Dałbym radę znegocjować go na minus pięćset dinarów algierskich, gdybym tylko szukał Poloneza w Algierii i znał francuski. Na szczęście nie znam, ale też nie szukam. 

Wreszcie Polonez w uczciwej cenie. Kosztuje zero dinarów, ale na szczęście do negocjacji
REKLAMA
REKLAMA

Wiele jest krajów, gdzie w czasach świetności FSO można było spotkać Polonezy. We Włoszech i w Grecji do dziś trafiają się Trucki, w Egipcie nadal jeżdżą Borewicze, zwane też częściej kundlewiczami z powodu miksu części, jakie do nich zamontowano. Co najmniej kilkanaście Polonezów udokumentowano zdjęciami w Chinach, choć według oficjalnych statystyk wysłano ich tam aż 41 tys. sztuk. Polonezy można nawet spotkać (choć już jako klasyki) w Kolumbii, niemało także pojechało do Stanów Zjednoczonych do tamtejszych zbieraczy polskich zabytków, zwłaszcza z okolic Chicago. Całkiem niezłego Poloneza spotkałem też na zlocie w Wielkiej Brytanii. Jednak jeśli już jakiś jest na sprzedaż, to sprzedający przeważnie wie co ma i tanio skóry nie sprzeda. Dlatego ucieszyłem się, trafiając na ogłoszenie z Polonezem w Algierii w cenie zero dinarów, do negocjacji.

Czy FSO eksportowało auta do Algierii?

Jeśli wierzyć źródłom z Wikipedii, to do Algierii trafiło 9 sztuk Polonezów. Zapewne z uwagi na frankofoński charakter tego kraju, wszystkie były napędzane dieslem Citroena o pojemności 1,9 litra i bez doładowania. Jeśli ktoś nie jechał nigdy takim autem, to powinien się cieszyć. Niedostosowane do wibrującego diesla mocowania silnika sprawiały, że Polonez na wolnych obrotach niemal podskakiwał, a nadwozie rozchodziło się po paru latach od wstrząsów. Algierski egzemplarz za zero dinarów chyba uległ podobnej usterce.

Fascynuje mnie lewa lampa - wydaje się jakby jej klosz zrobiono samodzielnie, Caro miało inne lampy. Ewentualnie jest to mocno zniszczony plastik z Caro Plusa. Prawy już się przydał do innego z dziewięciu algierskich Polonezów. Nie ma też napisu POLONEZ, ale zostało 1.9 GLD.

Z wyjątkiem tej lampy i brakującego kierunkowskazu z przodu auto jest dosyć kompletne, choć nadal to po prostu Caro z dieslem, czyli wartość zabytkowa oscyluje faktycznie wokół zera dinarów (do negocjacji). Biorąc pod uwagę, że auto kiśnie w ogłoszeniach od września, to nawet i ta niewygórowana cena wydaje się za wysoka.

Trudno ocenić jak z eksportem pojazdów z Algierii, ale pewnie jest to możliwe

Gdyby to był wczesny Borewicz, stawiam że wróciłby do Polski, tak jak wróciło wiele aut z Węgier czy krajów byłej Jugosławii, a nawet z Cypru. Przy udręczonym Caro z dieslem taka ewentualność raczej nie nastąpi, ale posiadanie jednego z dziewięciu egzemplarzy Poloneza w specyfikacji algierskiej byłoby faktycznie zaczątkiem ciekawej kolekcji.  Ciekawe czy Polonezy eksportowane do Afryki podlegały jakimś zmianom na etapie produkcji, czy wysyłano je z taką samą chłodnicą i taką samą – zbyteczną – nagrzewnicą, jak np. do Danii. Porównałem zdjęcie silnika algierskiego diesla z innymi Polonezami, ale sprzedanymi w Polsce i żadnych różnic nie widzę – wentylator chłodnicy jest taki sam. Wątpię, żeby FSO przykładało się aż tak, by zmieniać coś w dziewięciu samochodach.

REKLAMA

Polonez z Algierii pozostanie ciekawostką i pewnie trafi na złom

Nie da się uratować wszystkiego i nie wszystko warto uratować. Mam nadzieję jednak, że będzie w tym miejscu gnił jak najdłużej, aż do momentu jak jacyś turyści z Polski zrobią mu zdjęcia i wyślą do nas. Może to pomysł na atrakcję turystyczną do przyciągania Polaków?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA