„Chcesz zarobić trójkę”? Domniemany policjant straszy i oferuje. Nowa moda na drogach
Ostatnio coraz większą popularnością cieszy się wysiadanie z auta z okrzykiem „Policja!”, bez munduru ani legitymacji. Czasami to działa, a częściej można jednak narobić sobie problemów.

Na początek - szybkie przypomnienie. „Policjant, po zatrzymaniu pojazdu, podaje kierującemu stopień, imię i nazwisko oraz przyczynę zatrzymania a ponadto: policjant umundurowany okazuje legitymację służbową na żądanie kontrolowane uczestnika ruchu, policjant nieumundurowany okazuje legitymację służbową bez wezwania” - oto cytat z policyjnej strony tłumaczący, jak musi zachować się funkcjonariusz po zatrzymaniu kierowcy.
Ostatnio coraz popularniejsze jest straszenie i podawanie się za policjantów
To znaczy - nie wiadomo, czy odbywa się to częściej, ale za sprawą popularności kamer samochodowych i youtube’owych kanałów prezentujących nagrania z dróg, częściej się o tego typu sytuacjach dowiadujemy.
Niedawno opisywaliśmy „interwencję”, podczas której ktoś podający się za policjanta w Zakopanem próbował nastraszyć kierowcę, który pierwszy podjechał do upatrzonego miejsca parkingowego. Dziś możemy oglądać kolejną sytuację tego typu. Co się wydarzyło?
Najpierw doszło do delikatnego spięcia między kierowcą z kamerą i kierującym Hyundaiem Tucsonem. Ten pierwszy zaczął zmieniać pas odrobinę wcześniej, usiłując wyprzedzić prawym pasem Tucsona jadącego wolniej pasem lewym. Ale kierowca koreańskiego SUV-a właśnie wtedy postanowił zjechać na prawo. Kolejne kroki to mijanka na grubość lakieru i porządna porcja klaksonu.
Z Hyundaia wysiadł kierowca i przywitał się słowem „policja”
Młody kierowca z kamerą był wyraźnie zbity z tropu i nie pomyślał o tym, by poprosić „funkcjonariusza” o wylegitymowanie się. Człowiek podający się za policjanta udzielił reprymendy nagrywającemu, zagroził mandatem nie wiadomo za co („chcesz zarobić trzy tysiące?” - brzmi jak słaba oferta pracy) i wypytywał o jego wiek. Dodał też, że nagrywający „ma szczęście, że nie jest na służbie”. Gdyby był (o ile w ogóle jest policjantem), być może nie zajechałby nikomu drogi radiowozem.
Oczywiście, kierowcy z kamerą też można zarzucić np. małą zdolność przewidywania i zbyt wysoki poziom emocji. Mógł wcześniej odpuścić, mógł nie trąbić. To jednak kierowca Hyundaia okazał się tu tym „złym”. Zadziwiające, że w dobie wszechobecnych kamer i rejestratorów ludzie wciąż wpadają na pomysł, że podanie się za policjanta jest dobrym pomysłem. Na krótką metę działa, bo wzbudza respekt (co słychać w głosie nagrywającego). Na dłuższą może doprowadzić do problemów, zarówno w sytuacji, w której „nauczyciel” faktycznie jest policjantem, jak i wtedy, gdy tak nie jest. Ryzyko z pewnością przewyższa zyski, a o dalszym ciągu tej sprawy i ewentualnych konsekwencjach dla człowieka z Hyundaia być może jeszcze usłyszymy, jeśli zrobi się głośna. Jeśli jesteś policjantem - powinieneś pilnować się dwa razy bardziej.
PS Wygląda na to, że sprawa biegnie ku finałowi szybciej niż można by się tego spodziewać. Policja Świętokrzyska na oficjalnym profilu na Facebooka napisała, że po weryfikacji okazało się, że z Hyundaia wcale nie wysiadł policjant i że kierowca poniesie konsekwencje swojego zachowania. Jak widać, niespełnione marzenia o mundurze mogą okazać się kosztowne.
