Płatne aktualizacje oprogramowania w Kii to wstęp. Wiecie jak będzie w 2050 r.?
Producenci samochodów doskonale wiedzą, że auta elektryczne to trochę ściana, od której można tylko się odbić: dlatego do wymiany wozu w przyszłości przymuszą nas metodami elektronicznymi.

Przeczytałem dziś wpis o tym, że w Polsce aktualizacje oprogramowania i map w samochodach Kia wgrywane są bezpłatnie, tzn. oczywiście odbywa się to w sposób zdalny i bezkontaktowy metodą OTA (Over The Air). W Niemczech tymczasem wprowadzono opłatę: 89 euro rocznie jako abonament za otrzymywanie aktualizacji. Dwie pierwsze są darmowe, potem trzeba już płacić. Ciekawe podejście, które jest jaskółką nadchodzących zmian.
Producenci muszą zabezpieczyć swoją przyszłość, ucząc się na wcześniejszych błędach
Z dzisiejszego punktu widzenia łatwo zauważyć, że model, w którym nabywca kupował samochód na własność i użytkował go tak długo, jak chciał, jest zupełnie bezsensowny. Tego błędu producenci już nie popełnią, a pomoże im w tym wszechobecny dostęp do internetu i możliwość zdalnego „aktualizowania” oprogramowania w samochodach. Przypuśćmy, że ktoś kupuje auto elektryczne i chce używać go przez 7-8 lat. Jednak po 4 latach przestaje opłacać abonament za oprogramowanie, więc producent najpierw delikatnie informuje go – chociażby komunikatem na ekranie – że jego samochód, jako korzystający z przestarzałego oprogramowania – nie jest już bezpieczny. Jeśli użytkownik to zignoruje, pewnego dnia pojazd przestanie działać w ogóle. Zostanie wyłączony zdalnie przez producenta pod pretekstem „zakończenia wsparcia dla tego egzemplarza” i „braku możliwości zapewnienia standardów cyberbezpieczeństwa”. Oczywiście pojawią się metody odblokowania takiego samochodu, ale będzie to nielegalne i taki pojazd nie przejdzie badania technicznego. Informacja o siłowym odblokowaniu trafi do systemu i samochód zyska status poszukiwanego w danym kraju – będzie musiał być wyeksportowany poza Unię Europejską.

Myślicie, że żartuję? Spójrzcie na swoje telefony komórkowe
Zostałem dwukrotnie przymuszony do wymiany telefonu komórkowego na nowszy, ponieważ producent „zakończył wsparcie dla oprogramowania”, co oznaczało że aplikacje potrzebne mi do pracy przestawały działać. Być może istniał jakiś tajemny sposób obejścia tego, ale znacznie łatwiej było po prostu kupić nowy telefon. Podobnie będzie z samochodami. Te najtańsze auta elektryczne otrzymają czas użytkowania na poziomie 5-7 lat. Potem będzie można je sobie postawić w ogródku jako ozdoba. Droższe pojazdy klasy premium i użytkowe pewnie będzie można eksploatować 10-12 lat, oczywiście pod warunkiem opłacania corocznego abonamentu na aktualizację. Przy najbardziej wyjątkowych pojazdach wystąpi możliwość odpłatnego uzyskania bezterminowego czasu eksploatacji, przy czym nawet ten bezterminowy czas będzie miał drobny druczek w rodzaju „po 20 latach producent zastrzega sobie prawo do weryfikacji czy dalsza eksploatacja pojazdu jest bezpieczna”.
Na razie to wszystko jest zupełnie nieobowiązkowe
Można nie aktualizować swojego pojazdu i wszystko będzie w porządku. Ewentualnie można jeździć do ASO i przy każdym przeglądzie prosić o wgranie aktualnego oprogramowania. Jednak jest to wersja beta, na razie prawdopodobnie trwają tylko przymiarki do wymyślenia odpowiedniego uzasadnienia dla obowiązkowości aktualizacji. Stawiam, jak wyżej, na cyberbezpieczeństwo. Przypomnę, że to wskutek braku możliwości zapewnienia cyberbezpieczeństwa z Europy musiały wypaść takie samochody jak Porsche Macan czy Fiat 500 poprzedniej generacji (choć nadal świetnie się sprzedawał). Jednak bez takiego mechanizmu może się okazać, że samochody elektryczne, zaopatrzane regularnie w nowe, zamiennikowe akumulatory, działałyby jeszcze dłużej niż Mercedes W124, bez konieczności kupowania nowego auta. Dlatego o ile z jednej strony dojadą nas (nas - użytkujących auta spalinowe) strefami czystego transportu, o tyle gdy już przesiądziemy się całkowicie na elektryczność, to nie ma co liczyć, że uzyskamy wtedy święty spokój. Wręcz przeciwnie – spodziewam się, że ok. 2050 r. zatoczymy wielkie koło i znowu posiadanie samochodu będzie tak kłopotliwe, jak było w czasach przed pierwszą wojną światową. Będą je posiadali wyłącznie automobiliści, w dawnych czasach traktowani jako niegroźni dziwacy, w przyszłości – otoczeni pogardą, jak dziś palacze papierosów.
Zatem drodzy właściciele Kii, aktualizujcie ile możecie – zwłaszcza w sytuacji, gdy macie to za darmo, a Niemiec musi płacić (podoba mi się ta sytuacja).







































