Olej wylał się z samochodu na jezdnię. Łódzki kierowco, przyznaj się, to nie Młode Wilki
Łódzki urząd miejski wzywa sprawcę powstania plamy na jezdni do „pokrycia szkody”. Czy słyszeli o czymś takim jak ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej?
Poszło o tę koszmarną plamę oleju przy ulicy Piotrkowskiej. Podobno sprawca lub raczej główny podejrzany oddalił się z miejsca zdarzenia i nie zgłosił go do służb. Jak widać ze zdjęcia, oleju ubyło naprawdę sporo. Powiedziałbym, że wygląda to, jakby ktoś próbował zmienić olej na ulicy i wywrócił miskę ze zlanym olejem.
W treści pada wezwanie o treści „zachęcamy sprawcę do kontaktu z urzędem w celu pokrycia szkody”. Chwila, czy urząd miasta sądzi, że sprawca przyjdzie do urzędu, powie „przepraszam, oto 2137 zł, zostawiam tutaj jako pokrycie szkód”? Oczywiście gdybym to był ja, to bym przyszedł, ale nic bym nie zapłacił, tylko podałbym numer mojej polisy OC. Ewentualnie napisał oświadczenie dla ubezpieczyciela.
Samochody są ubezpieczone od takich zdarzeń
Wszelkie szkody, jakie powstają na cudzym mieniu w związku z ruchem i postojem pojazdu pokrywa ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej, znane jako OC. Jego działanie absolutnie nie kończy się na tym, że wjeżdżamy w kogoś i wtedy nie musimy płacić za naprawę jego auta. Obejmuje ono także dużo mniej oczywiste szkody, jak na przykład uderzenie drzwiami w inne auto. Na serio miałem zwyżkę na OC za zdarzenie polegające na tym, że wiozłem przeprowadzkę i osoba otwierająca drzwi do ładowni nie złapała ich przy silnym wietrze, i skrzydło drzwi uderzyło w auto obok. Była to szkoda z ruchu drogowego.
Wyroki sądów wskazują na bardzo szeroki zakres obowiązywania OC
Jeśli np. auto stało u kogoś w garażu (np. wynajętym) i zaczęło się palić, to również jest szkoda „z ruchu i postoju”. Znalazłem nawet wyrok Sądu Najwyższego z 26 lutego 2015 r., który mówi że szkoda powstała wskutek uruchomienia silnika winna być uznana za wywołaną przez ruch pojazdu. Zatem w przypadku wielkiej plamy oleju na Piotrkowskiej właściciel nie powinien być przerażony kosztami jej usunięcia, ponieważ zapłaci za to jego ubezpieczyciel.
No dobrze, ale co się stanie, gdy miasto sprawdzi na monitoringu numery auta i samo zgłosi się do sprawcy?
Nie jest tutaj oczywiste, czy można traktować to jako ucieczkę z miejsca zdarzenia. Moim zdaniem nawet jeśli sprawca by odjechał, ale następnego dnia z rana zgłosił się do urzędu i przyznał do winy, to o żadnej ucieczce nie ma mowy. Przecież wieczorem czy w nocy urząd i tak nie jest czynny. Ewentualnie można było poczekać na straż miejską i poprosić o protokół z miejsca zdarzenia, żeby być już krytym na sto procent. Urząd ma więc rację, że „nie warto chować głowy w piasek”, ale nie warto też oczekiwać, że sprawca przyjdzie z portfelem i wypłaci odszkodowanie z własnej kieszeni.
Czytaj również: