Pijany za kierownicą auta na minuty zderza się z tirem na A1. Nie tylko on jechał nieprawidłowo
Na najnowszym nagraniu z kanału „Stop Cham” widać, jak dla kierowcy auta na minuty skończyła się jazda autostradą pod wpływem alkoholu. Mało brakowało, a ucierpieliby też inni - częściowo na własną prośbę.
Co należy zrobić, gdy widzi się kogoś poruszającego się od krawędzi pasa do krawędzi, myszkującego, hamującego bez powodu i wykonującego niepewne ruchy? Warto byłoby zadzwonić na policję, ponieważ istnieje duża szansa, że obserwujemy pijanego kierowcę. Można próbować również dokonać tzw. zatrzymania obywatelskiego, ale to nie jest rozwiązanie dla każdego, bo wiąże się z ryzykiem.
Gorzej, gdy ruch jest naprawdę duży
Pijani kierowcy zwykle „wpadają” nocą, na relatywnie pustych drogach. Tymczasem na filmie z kanału „Stop Cham” widać człowieka, który siedzi za kierownicą Renault Clio w biały dzień, na zatłoczonej autostradzie i jedzie tak, jakby był pijany. Tak zresztą napisano również w tytule nagrania, nie ma jednak informacji na temat tego, czy zostało to sprawdzone przez policję i jaki wynik na alkomacie wyświetlił się po badaniu sprawcy. Nie ma też informacji o tym, czy ktoś ucierpiał. Ale zdarzenie wygląda poważnie.
Od początku filmu widać, że Clio myszkuje i wykonuje dziwaczne ruchy. Stopniowo zbliża się do kawalkady ciężarówek jadących prawym pasem i uderzenie wydaje się kwestią czasu. Rzeczywiście - w końcu zjeżdża tuż za naczepę, za późno się orientuje w sytuacji i nie zdąża wrócić na swój pas. Prawy róg Renault wbija się w naczepę. Auto zostaje doszczętnie zniszczone. Wrak jeszcze chwilę w przypadkowy sposób porusza się po autostradzie.
Cudem w zdarzeniu nie brał udziału inny samochód
Oto najbardziej trafny komentarz, jaki przeczytałem pod tym nagraniem: „Najbardziej to mnie zadziwia, jakie ten ciemny pojazd miał szczęście. Przecież tego białego mogło odbić z powrotem i postawić w poprzek. Jak można tak blisko jechać i to za takim idiotą? Tylko przez przypadek naczepa pociągnęła rozbity samochód za sobą”.
Oto słowa prawdy. Jeszcze przed zdarzeniem było widać, że Clio zaraz coś zrobi i lepiej trzymać się od niego z daleka. Tymczasem auto jadące za Renault trzymało się jego zderzaka, a nagrywający - choć przecież wiedział, co się święci, bo on lub jego pasażer zaczął kręcić całą sytuację telefonem - jechał na zderzaku Skody. Odstępy byłyby za małe nawet jak na „zwyczajną” jazdę. Jak na podążanie za pijanym, niebezpiecznie jadącym kierowcą, były wręcz szalone. To cud, że kierowca Clio nie doprowadził do karambolu. Ponosiłby oczywiście winę za takie zdarzenie, ale inni kierowcy nie mogliby z czystym sumieniem mówić, że zrobili wszystko, co mogli, by uniknąć problemów.
Wśród pilotów istnieje powiedzenie, że „najważniejsza jest wysokość”. Dopóki ją mamy, lecimy, żyjemy i możemy zareagować. Im dalej od ziemi, tym lepiej. Wśród kierowców - zwłaszcza na autostradzie - z tych samych powodów powinno się mówić, że najważniejsza jest odległość.
A co do komentarzy, dobry był jeszcze jeden, o kierowcy Clio. „Bardzo mi go nie żal”. Pewnie dostanie teraz piętnasty zakaz prowadzenia pojazdów i teraz to już na pewno będzie siedział w domu. Jak widać, nawet konfiskata auta wiele nie pomoże. Zawsze można wynająć wóz na minuty.