Paliwo za 4,99 zł powraca. Czy to wystarczy, żebyś stał się bezmyślnym promocyjnym zombie?
Jest w Polsce taka mała sieć stacji benzynowych, która zaczyna być najbardziej znana ze swoich agresywnych promocji na paliwo. Znowu będzie można tam kupić benzynę oraz diesla za 4,99 zł za litr. „ALE..."
Te „ALE” są tutaj kluczowe. Sieć jest niewielka, więc paliwo w promocyjnej cenie będzie dostępne jedynie w dwóch placówkach. Poza tym promocja jest ograniczona czasowo - klienci będą mieli jedynie dwie godziny, żeby z niej skorzystać. Czytałem warunki tej promocji i zacząłem zastanawiać się, ile faktycznie byłbym w stanie zrobić dla tańszego paliwa. Moje wnioski nie ucieszą organizatorów tej akcji promocyjnej.
Tankowałem wczoraj samochód. Kupiłem 48 litrów diesla w cenie 5,79 zł (w tym, samym mieście, gdzie odbywa się opisywana promocja). Zrobiłem to w dogodnym dla mnie miejscu, oraz w dogodnej porze. Dołożyłem przez to jakieś 200 m dystansu do swojej podróży i poświęciłem na to jakieś 7 minut swojego życia.
Paliwo za 4,99 zł. Promocja życia?
Gdybym zdecydował się polować na tę „promocję życia,” to musiałbym czekać dwa dni. W tym czasie musiałbym się zastanawiać, czy starczy mi paliwa i ryzykować usterkę, albo zatankować kontrolnie jakieś 10 litrów ropy, na co musiałbym poświęcić swój czas. Potem gdy już nadejdzie dzień promocji, to musiałbym specjalnie jechać prawie 10 km, gdzieś, gdzie nie potrzebuje jechać i to w godzinie, o której zasadniczo muszę być w innym miejscu. Następnie musiałbym nastawić się na kilkudziesięciominutową batalię na miejscu polegającą na staniu w kolejce, przesuwaniu się w tej kolejce (co zużywa paliwo) i stresowaniu się, czy okno czasowe się dla mnie nie zamknie (promocja trwa jedynie 120 minut). I to w imię czego? Żeby zaoszczędzić 38 zł względem kosztu zakupu ropy w dogodnym miejscu i czasie.
Trzydzieści osiem złotych taniej
Od tych 38 zł należy jeszcze odjąć paliwo zużyte na dojazd oraz przepalone w potencjalnej kolejce na stacji benzynowej - obstawiam, że byłby to łącznie jakieś 3 litry paliwa, czyli 15 zł. Potencjalny zysk już stopniał do ok. 23 zł, a wypadałoby jeszcze jakoś wycenić te dwie godziny z własnego życiorysu poświęcone na odbycie krucjaty do placówki objętej promocją. W sumie dwie godziny to może być za mało, bo przejechanie 20 km w godzinach szczytu (o takiej porze jest promocja) oraz odbycie walki o paliwo mogłoby zająć nawet dłużej.
Podliczyłem sobie te za i przeciw i uważam, że ta promocja to jednak za mało, żeby zrobić ze mnie zombie, które bezmyślnie lgnie za okazją. Jestem przekonany, że nie jestem jedyny. A wy co sądzicie? Czy warto niszczyć sobie dzień, żeby zatankować jeden bak paliwa o 80 groszy taniej na litrze?
Czytaj więcej o tankowaniu: