Parlament Europejski chce ograniczyć liczbę wypadków na drogach. Rozwiązanie? 30 km/h w terenie zabudowanym
Pośmialiśmy się już z Paryża? To dobrze, bo zaraz nie będzie się z czego śmiać.
Dla przypomnienia, jeśli kogoś sprawy paryskie do tej pory nie interesowały - w stolicy Francji wprowadzono ogólnomiejskie ograniczenie prędkości do 30 km/h. Mikołaj odwiedził stolicę Francji akurat wtedy, kiedy takie ograniczenie wprowadzono, poobserwował, pooglądał i napisał, że w sumie przepisy przepisami, ale w większości miejsc nie da się tam jeździć po prostu szybciej. Bo na wąskich, zastawionych uliczkach i tak nie ma się gdzie rozpędzić.
Mieliśmy więc małą ciekawostkę turystyczną - ot, gdzieś tysiące kilometrów od nas zdecydowano się na dość radykalne - w stosunku do dotychczasowych przepisów - ograczenie prędkości. Można się rozejść i wrócić do swoich zadań.
Teraz jednak PE rekomenduje wprowadzenie ograniczenia do 30 km/h wszędzie w terenie zabudowanym.
A przynajmniej taki wniosek można wyciągnąć z przyjętego dziś projektu rezolucji, mającej pomóc w dążeniu do - kompletnie nierealnego - celu pt. zerowa liczba ofiar śmiertelnych na drogach UE w 2050 roku. Żeby nie było - cel jest szczytny, ale zerową liczbę ofiar na drogach uzyskamy dopiero wtedy, kiedy nikt niczym nie będzie się po nich poruszał.
PE zwraca jednak uwagę, że spadek liczby ofiar śmiertelnych w ostatnim czasie wyhamował i należy podjąć działania, które pozwoliłyby ponownie przyspieszyć redukcję. Wśród nich wymienia się chociażby takie posunięcia, których efektem będzie:
Czyli zamiast dotychczasowej - u nas - 50-tki, będzie 30-tka. Pewnie nie na każdej ulicy (patrz przypadek z Barcelony), ale na wielu, gdzie do tej pory przyzwyczailiśmy się do wyższego o ponad połowę ograniczenia. Oczywiście jeśli takie plany faktycznie wejdą w życie.
Przy czym już teraz można napisać jedno
Oczywiście poza tym, co pisał Tymon - że po takim obniżeniu pewnie przyjadą kolejne i kolejne, a jeśli kolejne ograniczenia nie przyniosą skutku, to wprowadzi się następne, bo przecież kiedyś to działało, a teraz najwyraźniej za słabo dokręcono śrubę i spadek liczby wypadków śmiertelnych wyhamował. Więc skoro wyhamował, to trzeba jeszcze trochę obniżyć limit i może tym razem się uda.
Ale to napisał Tymon, a mi nie płacą za parafrazowanie jego tekstów (a szkoda), więc dodam wątek osobisty z własnym doświadczeniem. We Wrocławiu od jakiegoś czasu tu i tam stawia się znaki z ograniczeniem do wspomnianych przez PE 30 km/h. Co z tego wynika i jaki jest z tego zysk dla rowerzystów czy pieszych? Uwaga, zero zaskoczenia - nic z tego nie wynika i zysk dla innych uczestników ruchu jest równie żaden. Dużo bliżej mnie postawiono osiedle, którego duża część jest teoretycznie/prawnie teoretycznie strefą zamieszkania. I jak to się ma do ograniczenia prędkości (o parkowaniu nie wspominając)? Nijak. Bo ktoś też przy okazji wpadł na to, żeby ulice w strefie zamieszkania miały przekrój solidnej autostrady (nie, A4, nie piszę o tobie) i były pozbawione progów zwalniających. Efekt łatwy do przewidzenia.
Możemy więc przygotować się na to, że nawtykamy sobie przy drogach jeszcze więcej znaków, tym razem z „30” zamiast „50”, z których będzie wynikać dokładnie to samo i tyle samo, co do tej pory.
Reszta pomysłów PE brzmi natomiast świetnie, chociaż może być trudno je zrealizować
Zdecydowanie najciekawszym jest pomysł na wprowadzenie tzw. trybu bezpiecznej jazdy w urządzeniach mobilnych. Nie podejmuje się nawet zliczania tego, ile razy widziałem jadącego obok mnie albo na mnie kierowcę, który w danym momencie poświęcał dużo więcej uwagi poświęcał smartfonowi niż temu, co dzieje się na drodze. Nie wiem, jak ewentualna blokada miałaby być rozwiązana, ale jeśli powstałby jakiś sensowny plan - klaskałbym na jego chwałę aż do bólu dłoni.
Kolejny pomysł to zero tolerancji dla jazdy pod wpływem alkoholu, przy czym tutaj już nie określono, czy chodzi o wpływ alkoholu jako taki, czyli po prostu jakakolwiek jego zawartość we krwi, czy stan po spożyciu alkoholu według lokalnych norm prawnych. Jeśli opcja numer jeden, to klaszczę równie głośno, co w kwestii blokowania smartfonów - prawne przyzwolenie na jazdę po alkoholu jest absurdalne i nie powinno w ogóle nigdy zaistnieć. Tak, wiem, każdy musi wieźć dziecko do szpitala akurat po tym, jak wrócił do domu i otworzył sobie piwko. Cóż, może czas najwyższy wybrać między jednym albo drugim.
Ostatnim pomysłem, choć niestety bez szczegółów, jest utworzenie w krajach członkowskich Krajowych Funduszy Bezpieczeństwa Drogowego, które dysponowałyby wpływami z mandatów, wydawanymi na projekty związane z bezpieczeństwem ruchu drogowego. Trochę nie wiem, dlaczego nie mogą się tym zajmować dotychczasowe organy odpowiadające za drogi i infrastrukturę. Plus jeśli mandaty byłyby głównym źródłem finansowania tych Funduszy, to w Polsce raczej wiele by nie zdziałały - to kropla w morzu potrzeb.
Ale pewnie na znaki z ograniczeniem „30” zamiast „50” fundusze by się znalazły. I kto wie, czy na tym się nie skończy, bez sprawdzenia, czy przypadkiem dla poprawy bezpieczeństwa nie wypadałoby zrobić ciut więcej.
Zdjęcie otwierające: OlegRi / Shutterstock.com