REKLAMA

Szykujmy się na nowe ograniczenia prędkości na autostradach. Dla dobra planety, oczywiście

Wiele wskazuje na to, że ograniczenia prędkości na autostradach trzeba będzie zaostrzyć. Pierwsze przymiarki do tego kroku obserwujemy we Francji. To bardzo zły znak. 

ograniczenia prędkości na autostradach
REKLAMA
REKLAMA

Anne Hidalgo. Pewnie wielu czytelników słyszało to imię i nazwisko, zwłaszcza w kontekście motoryzacyjnym. Jeżeli jednak nie kojarzycie tej pani, to wkrótce może zostać prezydentem Francji. Aktualnie jest burmistrzem Paryża. To ona wprowadziła szereg rozwiązań, które miały wyrzucić samochody ze stolicy Francji, zmniejszyć emisję CO2 oraz promować inne środki transportu w obrębie miasta. To jej paryżanie zawdzięczają to, że w ich mieście obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h. To z ratusza wyszły pomysły likwidacji połowy miejsc parkingowych, w myśl zasady, że jak nie będzie gdzie parkować, to samochody magicznie znikną. Za jej rządów podwoiła się długość ścieżek rowerowych. Teraz postanowiła wystartować w wyścigu prezydenckim. Jej kampania ma kłaść nacisk na ochronę planety, klimatu oraz zmniejszenie emisji C02. A jakoś tak się utarło, że najlepiej to robić walcząc z kierowcami. Tym razem celem pani Hidalgo zostały autostrady.

dozwolona prędkość na autostradach

Dozwolona prędkość na autostradach powinna być znacznie niższa

Obecnie na francuskich autostradach obowiązuje ograniczenie prędkości do 130 km/h. Jakiś czas temu założona przez Emmanuela Macrona obywatelska konwencja ds. klimatu wydala szereg zaleceń, które miały na celu ograniczenie emisji CO2 przez samochody we Francji. Jednym z nich było zrewidowanie ograniczeń prędkości. W wielu miejscach testowo zmniejszono dozwoloną prędkość na drogach w terenach niezabudowanych z 90 km/h do 80 km/h. Spotkało się to z ostrymi protestami. W ich wyniku kompetencje do ustalania limitu prędkości w obszarze niezabudowanym oddano w ręce władz lokalnych. Tym samym mamy pełen miszmasz — jedni przywrócili 90 km/h, inni pozostali przy nowym ograniczeniu.

Drugą propozycją było obniżenie dozwolonej prędkości na francuskich autostradach ze 130 km/h do 110 km/h. Prezydent Macron nie zdecydował się wprowadzić tego postulatu w życie. Pomysł leżał sobie spokojnie na półce, do czasu, gdy przypomnieli sobie o nim socjaliści. I maszyna ruszyła. Według założeń zmniejszenie dozwolonej prędkości o 20 km/h skutkuje spalaniem mniejszym o 25 proc. oraz o 20 proc. niższą emisją CO2. Niższe limity prędkości mają jeszcze inną zaletę — pomagają zwiększać zasięg samochodom elektrycznym. Jeżeli nic się nie zmieni, to w najbliższym czasie czeka nas odchodzenie od silników spalinowych na rzecz silników elektrycznych. Jednak długotrwała jazda z wysoką prędkością niekorzystnie odbija się na ich zasięgu. Dlatego na różnych grupach kierowców aut elektrycznych można przeczytać porady dotyczące jazdy autostradami, zaczynające się od „jedź 110 - 120 km/h”.

Pędziłbym 110 km/h
REKLAMA

Niedługo wszyscy będziemy jeździć z taką prędkością

Jeżeli pomysł przyjmie się we Francji, to szybko rozleje się na kolejne kraje. Jeśli ktoś nie wierzy, to niech zobaczy jak strefa 30 km/h została podchwycona przez różnego rodzaju aktywistów w innych państwach. Teraz każdy mówi o tym, że trzeba to wprowadzić jak najszybciej w pozostałych miastach Europy. Pewną nadzieję daje to, że pani Hidalgo ma około 9 proc. szans na wygranie wyborów, ale nie ma co się łudzić — prędzej czy później zostanie przeprowadzona kampania mówiąca o tym, że autostrady są niebezpieczne, że 130-140 km/h to rozbój i bandytyzm, że trzeba to jak najszybciej ograniczyć. Do tego dojdzie ulubiony straszak, czyli emisja C)2 i będziemy załatwieni. Tymczasem w Rosji trwają właśnie intensywne dyskusje nad podniesieniem dozwolonej prędkości na autostradach do 170 km/h, bo autostrady i nowe auta są coraz bezpieczniejsze, więc nie ma sensu ich ograniczać. I tak się pomału żyje w cywilizowanym świecie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA