REKLAMA

Czy to już czas na Nysę za 50 000 zł? Chodzi o 57-letni egzemplarz w oryginalnym stanie

Nysy zawsze były rzadsze niż Żuki i szybciej zniknęły. Zwłaszcza jeśli mowa o wczesnej wersji bez „kaczego dzioba”. Ale czy Nysa za 50 000 zł ma już uzasadnienie, czy to nadal za drogo?

Nysa za 50 000 zł
REKLAMA
REKLAMA

O ile nie mam żadnego sentymentu do Warszaw, Syren itp. koszmarów z czasów PRL (pomijam Tatry - to inna liga), o tyle z polskich samochodów auta dostawcze budzą jednak we mnie jakąś nostalgię. Zwłaszcza że w czasach mojego dzieciństwa Żuk i Nysa były rzeczywistością, a VW T3 i Mercedes kaczka – niedościgłymi marzeniami. Jestem nawet gotów posunąć się do twierdzenia, że Żuk i Nysa w momencie swojego debiutu w końcu lat 50. były całkiem niezłymi samochodami dostawczymi – pomijając jedynie koszmarny dolnozaworowy silnik. Niedawno miałem jednak okazję porównać stojące koło siebie auta z jednego rocznika: Żuka i VW T4, co w drastyczny sposób obnażyło, jak szybko i słabo zestarzały się polskie konstrukcje użytkowe.

W 1961 r. jednak taka Nysa to musiało być coś

W roku 1961 liczba samochodów w Polsce w ogóle była znikoma. Produkcja nowych modeli dostawczych Żuk i Nysa napotykała wielkie trudności, żeby ruszyć z kopyta. Z powodu braków w dostawach części i prymitywnej linii produkcyjnej rocznie udawało się wytworzyć zaledwie 1500-2000 sztuk Nys. Dopiero rok 1961 i znaczne zmiany konstrukcyjne, jakie wtedy wprowadzono, pozwoliły zwiększyć skalę produkcji Nys do ok. 3000 sztuk na rok, a także zacząć na poważnie myśleć o eksporcie oraz o wersjach specjalnych. W rzeczywistości Nysa po 1961 r. od Nysy sprzed 1961 r. różni się wszystkim, od silnika (dolno/górnozaworowy) a kończąc na zewnętrznym poszyciu nadwozia, szybach itp.

Nysa za 50 000 zł

Spróbujmy zidentyfikować sprzedawany egzemplarz

Nie jest to proste. Teoretycznie, „w dowodzie”, rok produkcji to 1961. Nie wszystko jednak się zgadza. Front pochodzi z serii N63, tzn. posiada giętą, panoramiczną przednią szybę i grill 36-otworkowy bez chromowanego napisu NYSA. Gdyby auto było starsze, miałoby płaskie przednie szyby i dodatkowe okienka w słupkach A. Nie ma też już kierunkowskazów pod przednią szybą jak najwcześniejsze wersje. Jednak silnik to wariant dolnozaworowy, sądząc z kształtu głowicy cylindrów. A w części pasażersko-ładunkowej pojazdu znajduje się drewniana podłoga ułożona na metalowym szkielecie, podczas gdy wersje z nowym przodem miały już metalową podłogę z blachy tłoczonej.

Nysa za 50 000 zł

Nie podejmuję się powiedzieć, czy tak było fabrycznie

W 1961 r. miałem prawie -20 lat, więc mogę tego nie pamiętać. Natomiast doskonale pamiętam Maluchy i to jak w nich wprowadzano ulepszenia. Do normy należało, że po wejściu do produkcji „wzmocnionego” modelu FL, na placach przy FSM zalegały samochody w wersji „pół-FL”, czyli np. grube zderzaki P4, nowe hamulce, ale dalej palony z linki. Albo nowe wnętrze, ale brak listew charakterystycznych dla FL-a. Dlatego wszelkie opisy historyczne samochodów z PRL i ich modyfikacji trzeba dzielić przez 501, albo nawet 522. Jest całkiem możliwe, że w fabryce w Nysie wyszedł im właśnie taki egzemplarz z nowym przodem typu panorama, ale ze szkieletowym tyłem bez tłoczonej podłogi i to z silnikiem dolnozaworowym. Bo akurat tego dnia składali z czego mieli.

Nysa za 50 000 zł

Ile wyniesie koszt renowacji takiego auta?

Widać wyraźnie, że do zrobienia jest wszystko. To najlepszy stan do renowacji: pełny oryginał, ewentualnie po jednym remoncie, którego skutki trzeba czym prędzej usunąć. Nysa jest na szczęście tak prosta, że trudno w niej coś zepsuć. Jednak patrząc na koszty remontów samochodów „Warszawa” i szalejące ceny tzw. galanterii, można się spodziewać, że z Nysą będzie podobnie. Moim zdaniem do 50 tys. zł za „bazę” trzeba dorzucić drugie tyle na remont. I nie będzie on raczej trwał 3 miesięcy, biorąc pod uwagę rzadkość występowania Nys w stosunku do Warszaw i trudności z dokupieniem niektórych charakterystycznych elementów. Najważniejsze, żeby takiego wozu nie przerestaurować i żeby nie wyglądał jak cukierek. Musi zachować swój surowy, użytkowy charakter.

Nysa za 50 000 zł
REKLAMA

Czy Nysa za 50 000 zł z 1961 r. jest warta swojej ceny?

Pewnie niedługo się przekonamy, jeśli ten egzemplarz zniknie z ogłoszeń. Ale jednego jestem pewien: nie jest to już grat wart przysłowiowe „pińcet złoty”. Jeśli ktoś szuka ciekawego polskiego klasyka, to ta Nysa jest godną rozważenia propozycją. Chyba, że na oku macie też Warszawę-pocztylion albo Żuka-kurołapa.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA