Skoda Fabia za 107 tys. zł - pojeździłem taką i nie widzę w tej cenie nic dziwnego
Przez kilka dni moim podstawowym środkiem transportu była Skoda Fabia z silnikiem 1.0 kosztująca według cennika 107 tys. zł. I nie zdziwię się, jeśli ktoś faktycznie zdecyduje się tyle za nią zapłacić.
Wyznaję zasadę, że produkty, które kupuję, dobieram do swoich potrzeb. Jedni zaspokoją potrzeby wydając 80 tys. zł na Dacię Jogger, a inni mogą chcieć wydać 107 na Fabię. Zdecydowanie bliżej mi do tych drugich.
Skoda Fabia – mniej samochodu, więcej Samochodu
Oczywiście, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja wolę siedzieć w Fabii i biorąc pod uwagę to, co miał do zaproponowania testowy egzemplarz, wcale nie uważam, że jest absurdalnie droga. Jasne, jest mniejsza od Joggera, nie przewiezie 7 osób, ani 830 litrów bagażu. Tyle, że ja tego nie oczekuję, dla mnie to nie jest dodatkowa wartość, za którą warto zapłacić. Wolę zapłacić za wyposażenie.
Zresztą, nowa Skoda Fabia wcale nie jest mała. Ma 4,1 metra długości – więcej niż Golf czwartej generacji. I każdy centymetr jest wykorzystany lepiej niż w kompaktowym Golfie. Krótsza maska, mniejszy silnik, większy rozstaw osi – to oznacza więcej miejsca w środku. Siedząc na tylnej kanapie miejsca miałem w sam raz – nie zapierałem się kolanami o oparcie fotela kierowcy i nie musiałem pochylać głowy. Bez luksusów, ale i bez powodów do narzekania. A właściwie to trochę z luksusami, bo mimo że mówimy o aucie z segmentu B, pasażerowie tylnej kanapy mają dla siebie nawiewy klimatyzacji i gniazda USB-C, a do tego podłokietnik z miejscami na kubki i spore kieszenie w drzwiach oraz oparciach przednich foteli. Zrobiliśmy Fabią trasę we czworo dorosłych i nikt nie był poszkodowany.
Biedy nie ma też w bagażniku – 380 litrów to zaledwie o 1 litr mniej niż w Golfie
I to nie czwartej, a obecnej generacji. Bagażnik jest foremny, do tego ma zestaw haczyków, a w testowym egzemplarzu było jeszcze coś w rodzaju hamaka na drobiazgi, dzięki któremu mogłem wozić w bagażniku np. butelki z wodą bez obaw, że będą tłuc o ścianki przy każdej zmianie kierunku jazdy. Jasne, to żaden game changer, ale fajnie, że Skoda ma takie proklienckie rozwiązania.
Fajnie siedziało mi się też za kółkiem – no prawie
Prawie, bo dokuczała mi odległość od zegarów, ale o tym już kiedyś pisałem. Doceniłem możliwość aranżacji przestrzeni za zegarami, zdecydowanie mniej narzekałem, gdy zegary wyglądały tak:
A nie tak:
Nie narzekałem natomiast na samo siedzenie. Fotele w Fabii są całkiem wygodne, mają regulację podparcia lędźwiowej części kręgosłupa i przyzwoitą regulację góra-dół. Nie przytrzymują jakoś szczególnie ciała w zakrętach, ale i nie chce się z nich spaść.
Dwuramienna kierownica ma sensowny zakres regulacji góra-dół, chciałbym za to móc przyciągnąć ją jeszcze bliżej siebie. Elementy sterowania są w zasięgu ręki, cieszy, że klimatyzację wciąż obsługuje się pokrętłem, nie trzeba jej szukać na ekranie. Oczywiście na pokładzie jest system multimedialny z dotykowym ekranem, pozwalający na bezprzewodowe połączenie ze smartfonami i korzystanie ze smartfonowej nawigacji, czy strumieniowania muzyki. Jest też dodatkowe gniazdo USB przy lusterku wstecznym do zasilenia akcesoryjnego rejestratora. Fabryczna nawigacja rozpoznaje znaki drogowe, a telefon mogłem ładować na indukcyjnej ładowarce.
W testowym egzemplarzu największą robotę zrobił według mnie pakiet Travel Assist obejmujący m.in. aktywny tempomat, czy adaptacyjnego asystenta pasa ruchu. Dzięki nim po autostradzie auto właściwie jechało samo, ja tylko kontrolowałem, czy nie robi głupstw – jak sensownie wyposażony samochód z wyższego segmentu.
Jak na trzycylindrowe 1.0 nawet było czym jechać
Fabia w testowanej wersji miała silnik o mocy 110 KM zestawiony z 7-biegową przekładnią DSG. DSG jak to DSG – zwleka z redukcjami przełożeń, chciałoby się też żeby szybciej reagowała na wciśnięcie gazu na starcie. Kochaj albo rzuć. W przypadku Fabii sprawdza się nieźle, te 110 KM wystarczy, by 100 km/h osiągnąć w 9,9 sekundy. Nie jest to może szczególnie imponujący wynik, ale w mieście Fabia porusza się bardziej niż rześko, a w trasie też nie ma problemu z nabraniem autostradowej prędkości i pozwala na bezstresowe wyprzedzanie. Choć sportowych aspiracji to ten silnik nie ma.
Nie ma ich też cały samochód, który prowadzi się pewnie, trudno wyprowadzić go z równowagi, przewidywalnie reaguje na ujęcie gazu w zakręcie – do właściwości jezdnych trudno mieć zastrzeżenia. Ale i nie ma co oczekiwać szczególnych emocji. Fabia prowadzi się dojrzale, jak samochód z wyższego segmentu. I spala też jakby była większa – przepisowa jazda po autostradzie dała wynik w okolicach 8 l/100 km, w mieście zbliżyłem się do 7. Moja Honda Civic pali mniej.
Jak na standardy, do jakich można się było przyzwyczaić w autach segmentu B, ta Fabia daje jakby więcej
Nie mówię, że jest pod tym względem wyjątkowa, bo lwią część jej wyposażenia można znaleźć za dopłatą i w autach konkurencji. Chodzi mi tylko o to, że nie czujesz, że to mały (czyt. biedny) samochód. Może być wyposażona na podobieństwo współczesnych modeli z segmentów C, a może i D, choć brakowało mi HUD-a, czy asystenta jazdy w korku. Jeśli ktoś wycenia samochód nie przez pryzmat gabarytów, a przez pryzmat tego co potrafi i w co jest wyposażony, to zapłacenie 100 tys. zł za wersję Style z dodatkami może nie być dla niego wcale sprzeczne z logiką. Bo to lepsze niż wydać pieniądze na większe auto, którego się nie potrzebuje. I sensowniejsze niż niepotrzebne oszczędzanie na nowoczesnej technice i rezygnacja z elementów wyposażenia uprzyjemniających codzienną jazdę i wpływających na bezpieczeństwo.
Ale pewnie i tak znowu w komentarzach ktoś nazwie mnie nuworyszem.