REKLAMA

Dlaczego przestałem jeździć spalinowym jednośladem i dlaczego ty też powinieneś przestać

Mam za sobą wiele sezonów na spalinowym jednośladzie, ale przed sobą to już raczej niewiele. Sprawa trochę przestała się opłacać.

Dlaczego przestałem jeździć spalinowym jednośladem i dlaczego ty też powinieneś przestać
REKLAMA

Z dziesięć chyba, może trochę mniej. Tyle sezonów zaliczyłem, dojeżdżając skuterem do pracy w Warszawie. Nigdy nie byłem motocyklistą turystycznym, ale miejskie jeżdżenie chyba miałem nieźle przemyślane. Teraz już nie mam spalinowego jednośladu i zastanawiam się, czy odważyłbym się na to po raz drugi.

REKLAMA

Nie mam, bo nie mam dokąd jeździć.

Odpowiedź, dlaczego go nie mam, jest bardzo prosta. Przestał mi być potrzebny. Przemieszczam się bardzo dużo, ale nie codziennie do biura. Nie mieszkam też już w Warszawie. Celem jeżdżenia na skuterze był zysk czasowy, bardzo wymierny. Gdy go nie ma, zabawa traci sens. Nie da się też nim rozwozić dzieci w każdym wieku na zajęcia pozalekcyjne, co dyskwalifikuje ten środek transportu nawet bardziej niż zima.

Ale zacząłem się zastanawiać, czy gdybym miał gdzieś dojeżdżać, to zdecydowałbym się na skuter jeszcze raz. Pomińmy nawet tu jego sezonowość i to, że każdego dnia trzeba narażać się na duże niebezpieczeństwo, stając się niechronionym uczestnikiem ruchu drogowego. Niech ta cena za oszczędność czasu tkwi z tyłu głowy, ale to nie przez nią.

Jest drogo.

Podobno to samochody zdrożały, ale i tak nic przy wielu jednośladach. Auta zdrożały, bo mikroprocesory nie dopływały, normy emisji spalin robiły się surowsze i w ogóle było źle na świecie. W przeciętnym prostym jednośladzie czipów nie będzie za wiele, a i tak niektórym modelom udało się zwiększyć cenę dwukrotnie.

Dwa razy kupowałem skuter i za każdym razem kupowałem pojazd nowy. Przy takich cenach nie warto było się bawić w przeszukiwanie rynku wtórnego, który czasami wygląda, jakby ściągane z Włoch maszyny składowano na hałdach i zgarniano do Polski spychaczem. Pamiętam, że jeden egzemplarz kupiłem za 6,6 tys. zł, a sprzedałem go za 5,6 tys. zł i to chyba po trzech, czy czterech sezonach. Tak to można użytkować sprzęt, praktycznie na nim nie tracąc.

Mogłem nie stracić, bo dzięki normom emisji spalin, skoczyły ceny jednośladów. To, co wcześniej kosztowało mnie 6,6 tys. zł, nagle zaczęło kosztować prawie 9 tys. zł, a klient prawie nie odczuwał różnicy w użytkowaniu. Obecnie model, który nosi podobną nazwę i niewiele różni się osiągami, wyceniono na 11 790 zł. Są jakieś różnice, pewnie jest minimalnie szybszy, może sprawniej korzysta z mocy, pojawił się port ładownia USB, ale to ciągle prosty, chłodzony powietrzem osiołek roboczy. Niby ciągle porządne rowery są droższe, ale jednak musiałbym wydać teraz na taki sprzęt dwa razy więcej pieniędzy, w praktyce otrzymując mniej więcej to samo. Popularna Honda PCX zdrożała od tego czasu prawie o połowę, teraz kosztuje około 15 tys. zł.

Jeżdżenie spalinowym jednośladem do pracy nigdy bardziej się nie opłaci niż bilet na autobus, ale tu nie tylko o pieniądze chodzi. Ja dzięki jeżdżeniu skuterem zyskiwałem godzinę życia dziennie. Niby jest to warte dopłaty, ale jest alternatywa.

Jest napęd elektryczny.

I nie mówię o elektrycznych skuterach, bo mimo że nie jestem fanem hasła „głośne wydechy ratują życie", to jednak lepiej się czuję, gdy kierowcy mają szansę mnie usłyszeć, a nie tylko widzieć. Poza tym musiałbym nosić akumulator do domu. Oferta elektrycznych rowerów jest tak szeroka, że kusi obecnie bardziej niż skuter. Jeśli ktoś - jak ja - trzyma się głównie miasta, rower elektryczny przebije skuter w większości przypadków.

Da się go kupić taniej i nie trzeba go tankować. Nie wymaga specjalistycznej odzieży, podczas gdy sam kask motocyklowy może śmiało kosztować 2 tys. zł. Wprawdzie nie rozwiązuje wszystkich problemów z dojeżdżaniem w stanie nieświeżości do biura, ale znacząco je ogranicza. Obecnie naprawdę bym się zastanawiał, czy jeszcze raz rozpoczynać przygodę ze spalinowym jednośladem. Robi się ciepło, to możemy się pozastanawiać.

Zysk, musi być zysk.

Narażanie życia i zdrowia musi przynosić zysk i to zysk czasowy. Jeśli nie oszczędzałbym minimum 15 minut w jedną stronę, dałbym sobie spokój z motocyklami, skuterami i spółką. Argumentem może być jeszcze darmowe parkowanie.

Zbadałbym więc swoją drogę do pracy, w trakcie jazdy testowej. Czy są tam buspasy z dozwolonym ruchem motocykli (pamiętajmy, że część skuterów to motorowery, a te z pojemnością 125 ccm to motocykle) i czy da się zmieścić między pasami ruchami, między samochodami, w miejscach, gdzie tworzą się korki? Tak prosta rzecz, jak zbyt wąskie pasy ruchu i brak możliwości ominięcia korka, może zdyskwalifikować nasz plan.

W praktyce tak duże oszczędności w czasie dojazdu można osiągnąć tylko w dużych miasta i na dużych odległościach. W mniejszych miastach jednoślad po prostu może nie mieć sens, bo czasy dojazdu będą zbliżone, a różnice niewarte zachodu. Pamiętajmy jeszcze, że krążenie autem w poszukiwaniu miejsca do parkowania też zajmuje czas i trzeba go sobie doliczyć w takim porównaniu.

Cena musi być dobra.

Tu pojawia się trochę kłopot, bo uważam, że osób takich jak ja, czyli traktujących jednoślad czysto komunikacyjne, jest w Polsce mniejszość. Motocykle to pojazdy turystyczne, rekreacyjne, więc trudno jest tu wplatać aspekt opłacalności. Ale jeżeli ktoś chce podejść do tego jak ja, to musi się liczyć z tym, że ta oszczędność czasu będzie go kosztować.

Za pojazd, którym będzie mógł poruszać się z kategorią prawa jazdy B (posiadaną od minimum 3 lat), o przyzwoitych osiągach, będzie musiał zapłacić tyle, co za nadający się do użytku używany samochód. A z samochodu można korzystać cały rok. I tu dochodzimy do jeszcze jednej sprawy.

Determinacja

W pierwszym sezonie byłem zdeterminowany, w drugim również. Potem coraz chętniej sięgałem po możliwość poczytania książki w cieple, w podmiejskiej kolejce. Sezon w teorii można rozpocząć w marcu a zakończyć w listopadzie. Tylko że trzeba być bardzo zdeterminowanym.

REKLAMA

Wsiadanie o 7 rano na motocykl, gdy ciągle trzyma nocny przymrozek, to nie jest rzecz przyjemna i taka, którą pragniesz powtarzać 5 razy w tygodniu. Gdy na termometrze jest poniżej 5 stopni i jeszcze wieje wiatr, przyjemność z jazdy jest naprawdę na niskim poziomie. Nie dość, że trzeba się przemóc, to jeszcze trzeba się doposażyć. Ochronić przed zimnem szyję, ręce, nerki, nogi, głowę, dodatkowo do ochrony przed obrażeniami. Deszcz obecnie pada dość rzadko, ale jeśli chcemy jeździć, to musimy liczyć się z jeżdżeniem w trakcie opadów.

Świadom tych spraw i obowiązków, nie wiem, czy powtórzyłbym swoją przygodę z dojeżdżaniem do pracy, biura, na uczelnię z udziałem spalinowego jednośladu. Niezależnie, czy byłby to skuter, czy motocykl. Problemy pozostają te same. Tylko jest jeszcze jeden problem: jeżdżenie jednośladem jest super i cała racjonalna postawa bierze w łeb.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-03-14T15:17:54+01:00
Aktualizacja: 2025-03-13T21:45:39+01:00
Aktualizacja: 2025-03-13T19:02:41+01:00
Aktualizacja: 2025-03-12T17:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-12T16:03:33+01:00
Aktualizacja: 2025-03-12T13:07:36+01:00
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA