REKLAMA

Dopiero lipiec, ale konkurs na najgorszego kierowcę roku możemy mieć już rozstrzygnięty

Kierowca Toyoty Avensis pobił wszelkie rekordy w kategorii „okropny manewr” i „kompletny brak myślenia”. Czy inni kierowcy powinni go powstrzymać?

Dopiero lipiec, ale konkurs na najgorszego kierowcę roku możemy mieć już rozstrzygnięty
REKLAMA

Czasami się zdarza. Może nie każdemu, ale zdecydowanej większości kierowców, zdarza się na przykład źle ocenić odległość przy wyprzedzaniu. Wtedy trzeba hamować i się chować, ewentualnie kierowca jadący z drugiej strony musi zjechać na pobocze. Zdarza się też najechać przy wyprzedzaniu na ciągłą albo zmusić wyprzedzanego do hamowania, bo musimy wcisnąć się między niego a auto z przodu. Nie ma w tym nic chwalebnego, taki kierowca zasługuje na potraktowanie klaksonem albo i na mandat. Ale rozumiem, że czasami się zdarzy.

REKLAMA

Takie coś zdarzyć się nie może

Film nagrany na drodze z Jerzmanowej do Głogowa - czyli w miejscu, w którym dochodzi regularnie do śmiertelnych wypadków - szokuje. Kierowca Toyoty Avensis (nie jest to samochód kojarzący się z agresją, trzeba przyznać) robi tam rzeczy, które najstarszym piratom drogowym się nie śniły. Nie dość, że nie zdążył skończyć wyprzedzania przed wysepką i skrzyżowaniem (a może dopiero je tam zaczął?), to jeszcze ominął wysepkę z lewej i pędził pod prąd. Czy ktoś jechał z przeciwnej strony? To mało powiedziane. Aut było mnóstwo. Avensis się przeciskał i doszło w pewnym momencie do tego, że po obydwu stronach miał inne auta, jadące prawidłowo.

Potem kierowcę Toyoty na chwilę zastopowała kolejna wysepka. Nie zraził się jednak i parę sekund później wyprzedzał już dostawczaka na ciągłej. Fason musiał być zachowany!

Zachowanie „bohatera” nagrania jest szokujące

To nie był błąd, zagapienie się ani zła ocena sytuacji, tylko coś, co naprawdę należałoby nazwać drogowym piractwem. Liczba niebezpiecznych sytuacji na sekundę była tu na tyle wysoka, że może powinno się stworzyć osobną jednostkę, o nazwie nawiązującej do nazwiska kierowcy. My go nie znamy, policja raczej wkrótce pozna, bo nagranie trafiło do skrzynki „Stop Agresji Drogowej”.

Czy inni powinni mu zjechać?

Gdyby jadący przepisowo po prostu się zatrzymali i nie ruszyli kierownicami ani o centymetr, kierowca Avensisa nie mógłby kontynuować swojej szalonej wizji. „Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze są obowiązani zachować ostrożność albo gdy ustawa tego wymaga - szczególną ostrożność, unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny oraz narazić kogokolwiek na szkodę. Przez działanie rozumie się również zaniechanie” - tak można wyczytać w przepisach (Art. 3. o ruchu drogowym).

Można więc odczytać to następująco: gdyby kierowcy zaniechali i nie zjechali z drogi szaleńcowi, nie spowodowaliby zakłócenia porządku drogowego. Czy to ma sens? Z jednej strony owszem, z drugiej, ludzie raczej odruchowo chcą uniknąć niebezpiecznej sytuacji i konfrontacji z wariatem. Zwłaszcza gdy są zaskoczeni - zakładam, że kompletnie nikt nie spodziewał się samochodu jadącego z przeciwka akurat w tym miejscu. Zamiast myśleć o blokowaniu mu drogi, raczej szeroko otworzyli usta.

A co jeśli kierowca Toyoty wiózł kogoś do szpitala?

„Z okna kierowcy powiewa coś białego. We Włoszech widziałem białą koszulkę za oknem i ktoś gnał na pogotowie” - głosi jeden z komentarzy. Rzeczywiście, nagła sytuacja byłaby pewnym wytłumaczeniem dla tego szaleństwa za kierownicą niepozornego samochodu. Ale czy na pewno? W wiezieniu kogoś do szpitala - nawet jeśli sytuacja jest nagła - nie chodzi o to, by w drodze zagrozić jego życiu jeszcze mocniej, a przy okazji spowodować zagrożenie dla kilkudziesięciu innych osób. Wcale nie są mniej ważne od tego, kto akurat jedzie Toyotą. Poza tym - szczerze wątpię w taki scenariusz i takie „tajne kody” w postaci koszulki.

Może policja to sprawdzi?

REKLAMA

Jak na razie, tegoroczny konkurs na najgorszego kierowcę wygląda na rozstrzygnięty. Ale mamy dopiero lipiec. Wszystko się może zdarzyć - jak w piosence.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA